Wiedziona nadzieją, że wreszcie dowiem się co siedzi w głowie Liny i jak skończy się wielka miłość Eleny do Nina, rzuciłam się na czwarty (i ostatni) tom neapolitańskiej tetralogii Ferrante. Czyta się znakomicie jak zawsze, odkrywane są przed nami kolejne sfery kobiecego życia, a także otrzymujemy kolejną lekcję z historii najnowszej Włoch. Jest to wielce pożyteczne, jednak odpowiedzi na moje pytania nie znalazłam. Autorka nie stawia kropki nad i, nie pozwala nam ani na chwilę przejrzeć na wylot sprytnej Liny, ale wielką zaletą tej książki jest to, że sami możemy to zrobić, bo danych otrzymujemy aż nadto, tyle że z drugiej ręki, od obserwatorów genialnej przyjaciółki wielkiej włoskiej pisarki.
KomentarzKategoria: Książki
Jutro ma premierę trzecia część tetralogii autorstwa Katarzyny Bondy z cyklu Cztery żywioły Saszy Załuskiej. Po powietrzu i ziemi, przyszła czas na ogień. Bohaterka serii, utalentowana, niepokorna i pełna demonów z przeszłości profilerka, sporządzająca dla policji portrety psychologiczne przestępców, jest tu tylko jedną z pierwszoplanowych postaci, gdyż, nie licząc całej masy innych bohaterów, powieść ta jest poświęcona przede wszystkim Łodzi. Mnie osobiście podoba się bardzo moda na opisywanie większych i mniejszych miast zaplątanych w intrygi kryminalne lub znaczące zmiany historyczne, szczególnie jeśli jest to pisane z punktu widzenia ulicy, zwykłych mieszkańców, lokalnych tradycji. Bonda nie pisze o historii jak Grzegorz Kalinowski w Śmierci frajerom, nie wymyśla retro kryminałów jak Marek Krajewski o Lwowie i Wrocławiu, czy jak Marcin Wroński o Lublinie (znakomity Portret wisielca), ale za to daje nam wgląd w to, co najbardziej aktualne i polskie, w dodatku obserwowane oczami kobiety, a nie jak to zwykle bywa z kryminałami, z męskiej perspektywy rozczarowanego życiem policyjnego wiarusa. A że czytelniczek jest w naszym kraju więcej niż czytelników, nic dziwnego, że pani Bonda cieszy się tak wielką popularnością.
2 komentarzeCo roku gdy nadchodzi jesień, staram się przeczytać choćby jedną książkę z nurtu literatury wiejskiej. Moim największym życiowym nieszczęściem, czymś na co utyskuję nieustannie, jest to, że nie mieszkam na wsi i w ogólności, że nie ma już takich wsi, w jakich chciałabym mieszkać. Dlatego też, zanurzając się w opowieściach o ziemi i pracy, o zbiorach i pogodzie, wreszcie o rodzinnych relacjach i archetypicznych postaciach ojca i matki, staram się poczuć choćby namiastkę tego, co uważam za prawdziwe, intensywne, naturalne życie. Już w liceum pokochałam Chłopów Reymonta, od lat zachwycam się Myśliwskim, a moim największym olśnieniem ostatniego czasu była Miedza Andrzeja Muszyńskiego. Nawet Guguły Wioletty Grzegorzewskiej mi się podobały, choć z licznymi zastrzeżeniami. Ale Skoruń to rzecz osobna, niezwykła i wyjątkowa.
SkomentujWłaśnie takiej książki potrzebowałam i to już od dawna! Jako zagorzała fanka wszystkiego co brytyjskie, a już zwłaszcza literatury, seriali i filmów z fabułą osadzoną w wiktoriańskim Londynie, naprawdę doceniam pracę autorki włożoną w to, by odtworzyć dla czytelników stolice imperium taką, jaką była półtora wieku temu. Wszyscy przecież doskonale wiemy, że obcowanie z dziełem (czy to filmowym, czy literackim) to jedno, a znajomość kontekstu kulturowego i historycznego, to zupełnie co innego. Krystyna Kaplan daje nam właśnie kontekst, dzięki któremu będziemy mogli chociażby mieć jeszcze większą przyjemność z oglądania fantastycznych produkcji BBC (czekam na nowy serial Wiktoria) czy z czytania powieści historycznych, takich jak mój ulubiony Szkarłatny płatek i biały. Usatysfakcjonowani będą także amatorzy historii Kuby Rozpruwacza (oglądający na przykład Ripper Street czy Whitechapel) i związanych z jego zbrodniami teorii spiskowych.
KomentarzTa książka wywołała u mnie szerokie spektrum emocji, od znudzenia i obrzydzenia po totalny zachwyt. Nie spodziewałam się tego po pisarzu, którego wydawało mi się, że już całkiem dobrze poznałam. Odkąd Moja walka ukazała się po polsku, zaczytuję się w jej dzikiej szczerości i okrutnych samosądach, ale na tego rodzaju eksperyment literacki nie byłam gotowa. Dałam się zwyczajnie zwieźć rozpoczynającym ten zbiór tekstów pozytywnym nastrojom i tekstom na okładce, obiecującym pozytywną wizję ojcostwa. Weszłam w to miękko jak do brodzika, a tam niespodziewani głębiny i skały. Po skończonej lekturze, która jak na coś tak z pozoru sielskiego, porządnie mnie przeczołgała, pomyślałam, że to wspaniale, że jest taki pisarz, który jeszcze może wzbudzać takie emocje. Ciekawe, czy inni czytelnicy mają podobnie?
2 komentarzeAutorka Sprawiedliwości owiec i Triumfu owiec opuszcza soczyste pastwiska i przenosi się do współczesnego Londynu. Nadal jednak pozostajemy w klimatach filozoficznych i metafizycznych, nadal także narracja skupia się na zwierzęcych bohaterach, o których jednak nie da się do końca powiedzieć, że nie są ludzcy. Jak bowiem określić status istot, które mają rybie ogony, lisie kity, mysie uszka czy prę uroczych rogów pod kapeluszem, ale poza tym przejawiają też cechy człowiecze? Takich baśniowych stworzeń jest w tym zupełnie poważnym kryminale filozoficznym naprawdę wiele, syreny i rusałki wraz ze ślimaczą damą czy na przykład panem lisem, są bardzo ważnymi bohaterami tej opowieści. Oprócz nich oczywiście poznamy pewnych londyńskich ekscentryków (Londyn zobowiązuje), a także stadko kreatywnych pcheł, pewnego legwana i ślimaka, będącego ważnym dowodem rzeczowym.
SkomentujBardzo się cieszę z tego, że w tym samym czasie co ostatnia część z wielkiej trylogii autorki, czyli To zmienia wszystko, wyszło też nowe wydanie No Logo, w okrągłą dziesiątą rocznicę od pierwszego wydania. Cieszę się z tego, gdyż dziesięć lat temu problemy poruszane w tej książce, czyli postępująca globalizacja i sposoby na jakie wielkie korporacje próbują zawładnąć naszym życiem, były mi zupełnie obojętne. Dzisiaj czuję, że jestem w stanie wiele wynieść z lektury tego szalenie skrupulatnego i inteligentnego wywodu na temat związków między gospodarką, kulturą i polityką. Drugim powodem mojej radości jest to, że nowe wydanie zostało poprzedzone nowym wstępem, w którym Naomi Klein dzieli się z czytelnikami obserwacjami na temat tego co nowego zaszło w dziedzinie obrandowywania naszej rzeczywistości.
SkomentujPo latach dziecięcych i młodzieńczych, poznajemy dorosłość naszej bohaterki Eleny. Zapewniam, że są one równie ciekawe jak te opowiedziane w dwóch pierwszych częściach tetralogii neapolitańskiej (Genialna przyjaciółka, Historia nowego nazwiska). Co prawa nieco mniej jest tu o samym Neapolu, ale za to pojawiają się ,,dorosłe” tematy takie jak polityka, macierzyństwo czy małżeństwo. Już po kilku stronach można sobie przypomnieć, na czym polega magia roztaczana przez Ferrante i dlaczego jej bohaterowie są nam aż tak bliskie. Takiego realizmu, takiej inteligencji i wnikliwości zwyczajnie nie można dostać nigdzie indziej poza kartami powieści najlepszej włoskiej pisarki.
KomentarzSięgnęłam po tę książkę nie tylko ze względu na wielką sympatię do autorki, ale też dlatego, że widmo zaburzeń odżywiania mnie samej nie jest obce. Oprócz osobistych epizodów odchudzających, co jakiś czas obserwuję niebezpieczne dla zdrowia relacje z jedzeniem u swoich bliskich i znajomych. W ogóle mam wrażenie, że dotyczy to prawie każdej rodziny, niemal wszystkich, których znam. Dziewczyny chorują na anoreksję i bulimię, a chłopcy na ich przeciwieństwo (a właściwie to samo), czyli na bigoreksję. Do tej pory myślałam, że to wina współczesnego kanonu urody i nieosiągalnie chudych wzorów, tych wszystkich szkieletorowatych modelek patrzących na nas z okładek magazynów pustymi oczami, oraz aktorek i piosenkarek, obnażających na scenie i ekranie smukłe ciała, będące efektem diet i interwencji chirurgicznych. Z drugiej strony statystycznie jesteśmy grubsi niż kiedykolwiek, co zwłaszcza letnią porą jest aż nazbyt widoczne na polskich plażach i ulicach. Świat zwariował, z naszymi ciałami dzieje się coraz gorzej, a Beata Pawlikowska wie dlaczego.
Skomentuj









