Historia nowego nazwiska to druga część Tetralogii Neapolitańskiej, którą stworzyła autorka przez bardzo wielu bardzo dobrze znających się na temacie ludzi uznawana za najwybitniejszą współczesną włoską pisarkę. Dla porządku przypomnę, że w pierwszym tomie poznaliśmy główną bohaterkę cyklu, Elenę Greco, która jako starsza już osoba dowiaduje się o zniknięciu swej najlepszej przyjaciółki z dzieciństwa, Lili. Po rozmowie z jej synem okazuje się, że Lili udało się spełnić swoje największe marzenia i nie tylko zniknąć, ale też zatrzeć wszelkie ślady swego istnienia. By wyjaśnić o co chodzi, Elena przenosi się w myślach do swych najwcześniejszych lat i wspomina dzieciństwo w cieniu genialnej przyjaciółki (choć to nie do Lili, lecz do niej odnosi się tytuł pierwszego tomu), lata wspólnej nauki, rywalizacji, marzeń i planów. Ta część tetralogii kończy się ślubem Lili, która w wieku szesnastu lat wychodzi za Stefana Carracci, właściciela sklepu z wędlinami. Wesele Lili to moment, w którym ona sama orientuje się jak paskudnym, zdradliwym światem jest jej uboga dzielnica, w której teraz utknęła na dobre. Dla Eleny tymczasem jest to moment, w którym po raz pierwszy wyraźnie czuje, że tu nie pasuje, że chce od życia więcej niż jej przyjaciółka. Drugi tom, czyli Historia nowego nazwiska, podejmuje narrację dokładnie od tego miejsca, więc nic nie musi pozostawać w sferze niejasnych domysłów.
Równoległe życia
Podczas gdy Lila musi zmierzyć się z męską zmową wokół siebie, z budzącym wstręt od pierwszych dni małżeństwa mężem i kolejnymi upadającymi z hukiem projektami, Elena zaczyna życie zupełnie inne, bardzo odmienne od losów przeciętnej mieszkanki ubogiej dzielnicy Neapolu. Ferrante z wielką szczegółowością opisuje jej kolejne lata w liceum, pełne ciężkiej pracy, zmęczenia, rozczarowań, seksualnej frustracji i małych triumfów. Elena, biedna jak mysz kościelna córka stróża, w której domu mówi się tylko w wulgarnym plebejskim dialekcie, uczy się greki i łaciny, poznaje dzieła starożytnych filozofów i poetów, a także zgłębia tajniki chemii i fizyki. Choć nie jest ani tak piękna, ani tak błyskotliwa jak Lila, to jej pisane jest życie intelektualistki, pełne wrażeń, o których Lila może tylko pomarzyć. Nie znaczy to jednak, że wychodząc za mąż, Lila skazała się na nudną stabilizację. W jej nowym mieszkaniu nigdy nie brakuje emocji. Już podczas nocy poślubnej, gdy opiera się małżonkowi, zostaje przez niego nauczona posłuszeństwa. Stefan, używając przemocy fizycznej, traci żonę na zawsze, ale to wydarzenia pokazuje nam także, jakimi prawami rządzi się patriarchalna społeczność ich dzielnicy. Wdzięk i uroda to jedno, wiemy, że ma wielką moc, ale męska duma to zupełnie coś innego i tutejsi mężczyźni gotowi są uciec się do prawa pięści by jej chronić. Gdy Lila prezentuje barwne siniaki na twarzy, raczej nie ma co się spodziewać współczucia nawet po innych kobietach.
„Poza tym nie było w dzielnicy takiej osoby, zwłaszcza płci żeńskiej, która nie uważałaby, że Lilę już dawno należałoby naprostować. Dlatego lanie nie wzbudziło skandalu, co więcej, wokół Stefana umocniła się atmosfera życzliwości i szacunku: oto facet, który wie, jak być męskim”.
No i tyle jeśli chodzi o siostrzaną solidarność.
Losy Lili i Eleny schodzą się i rozchodzą w dziwny sposób. Dziewczęta czasem całymi miesiącami nie widzą się, zajęte własnym życiem, ale więź między nimi jest zawsze żywa. Z początku można odnieść wrażenie, że z biegiem lat coraz mniej łączy te dziewczyny, albo że Elena żyje jakby w zastępstwie Lili, która bardziej zasługuje na elitarną edukację, gdyż ma większy potencjał. Wszystko zmienia się jednak w momencie, gdy orientujemy się, że nie tylko ciążące jak kula u nogi pochodzenie jest wspólne przyjaciółkom. Obie bowiem pałają intensywną namiętnością do chudego marzyciela Nina, syna poety Donata Sarratore. Podczas gdy Elena, nieśmiała pryszczata okularnica, przez lata wielbiła chłopka na odległość, śmiała Lila zwyczajnie wzięła na co miała ochotę, w pełni ulegając czarowi wakacji na Ischii. Nagle przestajemy jej współczuć, zyskujemy szerszy wgląd w jej skomplikowaną psychikę i poznajemy czający się w jej głowie niezwykły labirynt emocji.
Pasjonujące życie kujonki
Ferrante z ogromnym talentem oddaje realia życia w biednej dzielnicy Neapolu. Jej język jest plastyczny, sugestywny, ale też bardzo prosty. Słowa, niczym te magiczne wersy pisane stylem znajomym tylko Lili i Elenie, są niby zwykłe, ale też magiczne i z wielka siłą przemawiają do czytelniczej podświadomości. Ten tom poświęcony jest młodości, jej urokom i smutkom, i zapewniam, że (podobnie jak czwarty tom Mojej walki Knausgarda) przeniesie was wprost do własnej nastoletniości. Wydawać by się mogło, że o nastoletnich inicjacjach napisano już wszystko, ale jak tylko dojdziecie do tego, co działo się na Ischii w pewne parne wakacje, zorientujecie się, że to nie prawda:).
Choć w tej książce jest bardzo wielu bohaterów, a wśród nich Lila świeci największym blaskiem i jest najbardziej tajemnicza, to skromna Elena wzbudziła moją największą sympatię i zaciekawienia. Oczywiście, wspaniale się czyta o kolejnych projektach podejmowanych przez młodą żonę, które pod jej czarodziejskim dotykiem rozkwitają tylko po to by zaraz obrócić się w proch, jednak to co dzieje się w zaciszu domu Eleny, podczas tych godzin, gdy wkuwając słówka i wzory na kolejny sprawdzian tak naprawę wykuwa swoją przyszłą osobowość, dzieje się prawdziwa magia. Nasza licealistka nie ma naturalnego talentu ani dobrej pamięci, a każdy mały sukces kosztuje ją zapewne trzy razy tyle co kosztowałby bystrą Lilę. Jednak to ona w końcu wyjeżdża do Pizy by studiować na uniwersytecie i pisać rozprawy o Wergiliuszu. Szczególnie identyfikowałam się z nią w tych momentach, w których dumała nad własną niemocą wynikającą z pochodzenia. To, że wywodzi się z biednej dzielnicy, z domu, w którym mówiono dialektem a nie czystym włoskim językiem, od razu stawia ją na przegranej pozycji w środowisku akademickim (podobne jest ono do biednej dzielnicy tylko w tym, że kobiety są postrzegane jako gorsze, choć wyraża się to w bardziej uprzejmy sposób). Lekko otyła okularnica, ubrana w stare niemodne ubrania i mówiąca z dziwnym akcentem, a w dodatku bardzo samoświadoma, cierpi katusze wśród ludzi obytych, oczytanych, z nienagannymi manierami i dylematami, które dziś można nazwać problemami pierwszego świata.
Wszystkie emocje towarzyszące Elenie w tym czasie, a także to, co wydarzyło się jeszcze w liceum między nią, chłopcami a Lilą, opisane są z niesamowitą precyzją i prostotą, a przy tym każde zdanie ma tak hipnotyczną moc, że nim się zorientujemy, już jesteśmy w całości w tym świecie. Jest to literatura na najwyższym poziomie, a jednak wchodzimy w nią gładko i bezboleśnie (zaboli nas dopiero gdy już poczujemy się bezpiecznie, utożsamimy się z bohaterami, a tu nagle zwali się na nich potężny cios w postaci przyjacielskiej zdrady czy ostrego słowa matki). Dzięki pięknemu językowi i psychologicznej głębi, od pierwszych akapitów czuje się po protu, że powieści Ferrante to nie są tylko dzieła sprawiające nam estetyczną przyjemność, a prawdziwe kamienie milowe w czytelniczym życiu, mogące zmieniać odbiorców i ich postrzeganie świata słowami. Odkąd zaczęłam czytać powieści włoskiej pisarki, nic nie jest takie samo. Zupełnie inaczej patrzę na relacje rodzinne, przyjacielskie i damsko-męskie i takiego otwarcia oczu życzę także i wam.
Komentarze