Pomiń zawartość →

Elena Ferrante, Historia ucieczki

Po latach dziecięcych i młodzieńczych, poznajemy dorosłość naszej bohaterki Eleny. Zapewniam, że są one równie ciekawe jak te opowiedziane w dwóch pierwszych częściach tetralogii neapolitańskiej (Genialna przyjaciółka, Historia nowego nazwiska). Co prawa nieco mniej jest tu o samym Neapolu, ale za to pojawiają się ,,dorosłe” tematy takie jak polityka, macierzyństwo czy małżeństwo. Już po kilku stronach można sobie przypomnieć, na czym polega magia roztaczana przez Ferrante i dlaczego jej bohaterowie są nam aż tak bliskie. Takiego realizmu, takiej inteligencji i wnikliwości zwyczajnie nie można dostać nigdzie indziej poza kartami powieści najlepszej włoskiej pisarki.

Komuniści, faszyści i feministki

Akcja rozpoczyna się dokładnie tam, gdzie się zakończyła w Historii nowego nazwiska, czyli na spotkaniu autorskim świeżo upieczonej pisarki Eleny, na którym nieoczekiwanie pojawia się jej wielka młodzieńcza miłość, Nino. Niestety, nim doczekamy się rozwinięcia tego wątku, przyjdzie nam poczekać kilkadziesiąt stron, gdyż wcześniej zapoznamy się dokładnie z obecnym życiem Lili, która pracuje w fabryce wędlin, a także z politycznymi sporami, dotyczącymi sytuacji w tejże wędliniarni. Choć może nie brzmi to zbyt zachęcająco, zapewniam, że jest to wątek, który czyta się z wypiekami na twarzy.

Po ucieczce od swojego męża Stefano, Lila zamieszkuje w innej, ale równie podłej dzielnicy Neapolu. Zaharowuje się przy produkcji kiełbas, stara się być jak najlepszą matką dla syna, a całe wieczory schodzą jej na przepytywaniu Enza z podstaw kodowania, gdyż ten młody człowiek, który się nią bezinteresownie zajął, chce zostać specjalistą od komputerów. Gdy wezwana do chorej Lili Elena jest zmuszona do wysłuchania jej skarg, na nowo wciąga ją magnetyczna osobowość genialnej przyjaciółki. Nim się zorientujemy, Elena Greco, autorka poczytnej powieści, lokalna bohaterka, której udało się wydostać z biedy i szczęśliwa narzeczona, zamiast szykować się do ślubu zacznie zgłębiać problematykę nierówności klasowej, a nieco później też płciowej.

Dzięki temu, że nasza mała kujonka dorosła i spoważniałą, sprawy, którymi się dzieli z czytelnikiem, też stały się poważniejsze. Mamy przełom lat 60-tych i 70-tych we Włoszech, przez które przechodzi fala protestów. Możemy zrozumieć sytuację kraju dzięki temu, że Elena zabiera nas do centrum ważnych wydarzeń, a raczej epizodów najbardziej typowych dla młodych osób, które były choć trochę świadome politycznie w tamtym czasie. To jej oczami, a także oczami Lili, obserwujemy partyjne zebrania, uliczne demonstracje i okrutne bójki między komunistami a faszystami. Po raz kolejny Neapol pokazuje swoje brzydkie oblicze, będące dla naszych bohaterów całym krajem w miniaturze. Na tle tych gorączkowych zmagań, pośród ulic tętniących niespokojnym duchem czasów, dwie młode dziewczyny także dają się ponieść, choć każda z nich na swój sposób.

Jak to w rodzinie

Mnie osobiście najbardziej zainteresowały w tej części wątki rodzinne. Szczególnie ciekawe są relacje Eleny z pierwszych lat małżeństwa i to nie tylko to, co dzieje się między nią a mężem Pietrem, ale także to jak małżeństwo z młodym profesorem wpłynęło na jej relacje z resztą jego i jej rodziny. Fascynujące jest obserwowanie tego, jak Elena na falach macierzyńskiego odurzenia łagodnie dopływa do feministycznego portu, jak coraz krytyczniej patrzy na mężczyzn i ich rolę w swoim życiu, a coraz wnikliwiej na otaczające ją kobiety.

Do moich ulubionych scen należą wszystkie, w których występuj matka Eleny. Starsza pani Greco jest niesamowita! Wszystko, co wypływa z jej ust dotyka mnie do żywego, piecze aż do kości, prawdopodobnie dlatego, że, choć tam Włochy, a tu Polska, poznałam w realnym życiu zbyt wiele jej klonów. Te same gesty i żale, te same zabobony i lęki, które towarzyszą kobietom żyjącym w cieniu mężczyzn i Boga, w patriarchalnych społeczeństwach, w których to mąż decyduje o wszystkim co dotyczy żony i rodziny, choćby był najbardziej nieporadnym człowiekiem na świecie. Tak, matka Eleny to ktoś wyjątkowy w swej pospolitości, bezczelna do granic możliwości nie waha się nawet po ślubie córki podejmować próby przejęcia nad nią kontroli.

„Dalej uważała, że może mi mówić, co mi wolno, a czego nie, kuśtykała za mną, krytykując bez ustanku, czasami wyglądała, jakby zamierzała wedrzeć się do mojego ciała tylko po to, żebym ja nie była panią siebie”.

Najbardziej wstrząsające w tych wszystkich relacjach z rodzinnych spotkań jest to, że mąż Eleny, jako mężczyzna, jest traktowany przez jej rodzinę z wielką sympatią i szacunkiem, a rodzona córka i siostra to dla bliskich tylko takie popychadło. Bardzo mnie ten związek matki z córką frapuje.

Oczywiście, jak na opowieść o przyjaźni przystało, wiele miejsca poświęca autorka w tym tomie także związkowi Eleny z Lilą. Niestety, choć Lila nadal wykazuje niesamowite moce przekształcające rzeczywistość i wpływające na ludzi, lubię ją coraz mniej. Po trzech tomach nadal nie jestem w stanie powiedzieć, co ta sprytna manipulatorka ma tak naprawdę w głowie. Muszę jednak przyznać, że dynamika między nimi pozostaje nadzwyczaj interesująca.

Bardzo ciekawe są także relacje Eleny z teściową, która chce ją ukształtować na swoje podobieństwo i ze szwagierką, żarliwą komunistką. Do tego grona dołączają także dwie malutkie kobietki, czyli córki Eleny, Dede i Elsa. Myślę, że wiele młodych matek odnajdzie siebie w tych opisach zmagań by pogodzić szarą i męczącą codzienność matki z ambicjami związanymi z pracą twórczą, czy w ogóle z jakąkolwiek pracą, mogącą rodzicielce przypomnieć, że jest osobnym i myślącym bytem.

Piszę te słowa świeżo po lekturze, kiedy to jeszcze wydarzenia z książki są w mojej głowie bardzo wyraźne. Faszyzm, komunizm, feminizm, małżeńskie sprzeczki, seks po porodach, namiętne romanse, a przede wszystkim idea samodoskonalenia, kotłują się w moim umyśle niczym wielka trąba powietrzna. Jak się zapewne zorientowaliście, lektura ta pochłonęła mnie bez reszty. Polecam ten tom wszystkim fanom Eleny Ferrante nie tylko dlatego, że to wspaniale napisana proza, dająca doznania estetyczne na najwyższym poziomie, ale też dlatego, że kończąc ostatnią stronę, można poczuć chęć by przyjrzeć się bardziej krytycznie własnej rzeczywistości, zacząć od siebie więcej wymagać i może wreszcie coś zmienić na lepsze. Nie wiem jak innym czytelnikom, ale mnie w tym momencie naprawdę było to potrzebne.

Opublikowano w Książki

Komentarz

  1. alessux alessux

    super przydatna recenzja. zabieram się za czytanie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *