Australijski serial, który absolutnie skradł moje serce. Uwielbiam tu każdą scenę, mimo iż z główną bohaterką, świeżo upieczoną matką, mam pozornie niewiele wspólnego. Choć temat macierzyństwa mnie nie dotyczy, to mam przecież oczy i widzę, jak ogromna presja jest wywierana na młode kobiety, najpierw by zajść w ciążę i urodzić, a potem by to macierzyństwo było laurkowo idealne. Znacie na pewno te wszystkie młode matki celebrytki (nie ma potrzeby przytaczać nazwisk, prawda?), które w ciąży praktycznie nie przybierają na wadze, no może poza fotogenicznym małym brzuszkiem, zaraz po wydaniu na świat dziecka mają figury lepsze niż większość nastoletnich modelek, no i oczywiście robią wszystko eco i fit, także jeśli chodzi o jedzenie i ubrania dziecka. Maleństwa takich matek, jak można wyczytać na ich instagramowych wpisach czy obejrzeć na youtubowym kanale, przesypia całe noce, idealnie ciągnie mleko z piersi, praktycznie nie płacze i nie wydala, a jak tylko może przyjmować stałe pokarmy, to oczywiście wcina samą marchew i brokuły. Tak. No więc ten serial nie jest o takich właśnie matkach terrorystkach, tylko o normalnych kobietach, a w szczególności o jednej, z którą nie sposób się nie utożsamić.
2 komentarzeTag: serial komediowy
Dwie nowe produkcje amerykańskiej stacji NBC obsadziły w głównych rolach piękne i zdolne latynoskie aktorki o niebywałym talencie komediowym. Choć to tylko krótkie odcinki komediowe, to muszę przyznać, że czekam na nie z niecierpliwością. Dostajemy tu dokładnie to, na co mamy nadzieję pod koniec długiego i męczącego dnia, czyli oryginalną rozrywkę na całkiem przyzwoitym poziomie, dającą nam wiele powodów do śmiechu. Choć to skrajnie różne historie, gdyż Eva Longoria odgrywa swą dramę w świecie bogatych i pięknych, a America Ferrera jest otoczona ludźmi mniej powabnymi i zamożnymi (łagodnie rzecz ujmując) to jednak łączy te dwie produkcje autoironia i ogromny dystans, szczególnie w tematyce ogrywania swojej latynoskości.
SkomentujStała mi się wielka krzywda, wyoglądałam całą Figurantkę i nie wiem naprawdę jak teraz będę żyć. Do następnego sezonu koniec z moją codzienną porcją radości i rubasznego humoru. Ale trudno, zawsze mogę wrócić do seriali, na które Veep była odtrutką, czyli do Political Animals, Madam Secretary, Boss czy House of Cards. W Veepie najbardziej chyba podobało mi się to, że każdy pan i pani polityk mogli się w nim przejrzeć jak w zwierciadle i to niekoniecznie krzywym. Możliwość spojrzenia do środka, jakby się patrzyło przez uchylone drzwi na to, co się dzieje w gabinetach najpotężniejszych ludzi tego świata. Coś wspaniałego, zwłaszcza gdy okazują się oni banda nieporadnych, nierozgarniętych, agresywnych, a czasem nawet głuptaśnych dzieci. Oj, coś mi się wydaje, że przy okazji ostatnich (i poprzednich, i jeszcze poprzednich) wyborów, nie tylko w USA, ale także w Polsce, fani serialu bawili się szczególnie dobrze.
SkomentujJak już wiele razy informowałam, nie jestem jakąś szczególną wielbicielką muzyki, a nawet gdybym była, to z pewnością mój wybór nie padłby na rocka. Mimo tego jestem w stanie docenić takie seriale jak ten, a podejrzewam, że prawdziwi słuchacze kultowych zespołów, do których się tu nawiązuje, są tą produkcją naprawdę zachwyceni. Jest tu wszystko czego można chcieć od lekkiego serialu komediowego z pazurem: klimat, ironiczny humor, ciekawi bohaterowie i cała masa zaskakujących sytuacji. Gdyby ktoś nakręcił podobnie zabawny serial o polskich gwiazdach estrady sprzed lat, może bym i nawet złamała swoją zasadę i obejrzała tę rodzimą produkcję. Wiele jest aktorów oraz prawdziwych rockmanów, którzy dla odmiany mogliby nas rozśmieszyć i to nie (jak zwykle) kolejnym njusem o reaktywacji swojego zespołu.
SkomentujTa propozycja Netflixu nie jest dla wszystkich. Trzeba mieć raczej lekko spaczone poczucie humoru by móc wczuć się w przygody głównej bohaterki, która swoim specyficznym podejściem do życia nie raz wystawi cierpliwość widza na ciężką próbę. Zapewniam jednak, że warto dać się porwać tej absurdalnej, kolorowej, głuptaśnej opowieści. Zapewne już zauważyliście, że nie jestem fanką amerykańskiego poczucia humoru i w ogóle mało co mnie śmieszy, jednak zapewniam, że oglądając przygody Kimmy Schmidt zaśmiewałam się często do łez. Śmiałam się nawet wbrew sobie, bo humor bywa tu zawstydzająco idiotyczny, a jednak nic nie mogłam na to poradzić. W ramach zachęty zdradzę, że przed rechotem z ostatnich odcinków (im dalej tym lepiej, więc cierpliwości:) nie powstrzymały mnie nawet pooperacyjne szwy na brzuchu. Występ Tytusa w telewizji zaatakował mnie śmiesznością tak nagłą i gwałtowną, że musiałam przerwać oglądanie by się uspokoić, dosłownie w trosce o swoje zdrowie. No jak często zdarza się wam coś takiego?
SkomentujCommunity to od dwóch miesięcy mój ulubiony serial popołudniowy. Lepiej do poobiedniej kawki oglądało mi się chyba tylko Przyjaciół. Też jest o grupie przyjaciół, ale w zupełnie inny, zakręcony, a momentami nawet nieco chory sposób. Zamiast młodych i pięknych, jak to zwykle w amerykańskich serialach bywa, mamy bardzo zróżnicowaną wiekowo, etnicznie i estetycznie grupę nieudaczników, która szans na odbicie się od dna szuka w Community College Greendale. Nie jest to Liga Bluszczowa, ani nawet porządna politechnika, ale naprawdę przygnębiający koledż społeczny ostatniego sortu. Uczą się tu tylko ci, którzy nie mają pieniędzy na opłacenie prawdziwej edukacji albo seniorzy, którzy nie mają co robić z czasem (taki uniwersytet trzeciego wieku). Jakbym miała do czegoś to porównać, to Greendale byłoby taką podrzędną szkołą policealną w dość małym mieście wojewódzkim (choć od polskich standardów uniwersyteckich też nie odbiega momentami). Dlatego warto oglądać Community, choćby dla tych chwil, gdy w najbardziej absurdalnych scenach dostrzeżecie własną uczelnię. Ale ten serial to coś więcej niż nabijanie się z kiepskiego systemu edukacji. To osobny wszechświat!
KomentarzZ początku nie chciałam pisać o tym serialu, bo pewnie wszyscy już oglądali. Rzecz jest z 2009 roku i zwykle przy takich ,,starociach” dochodzę do wniosku, że jak już ktoś nie obejrzał do tej pory, to moja skromna notka raczej go do tego nie skłoni. Dziś jednak mój mąż zdecydowanie oświadczył, że ,,To niestandardowe i ludzie powinni o tym wiedzieć”. Jeśli moja rekomendacja skłoni choć jedną osobę do obejrzenia Psychoville, to oboje będziemy bardzo szczęśliwi, bo to jeden z naszych ulubionych seriali.
2 komentarze