Pomiń zawartość →

American Honey

Wznosząc się ponad moją wielką niechęć do Andrei Arnold (nigdy nie wybaczę jej tego, co zrobiła z Wichrowymi Wzgórzami) wybrałam się na American Honey, nie spodziewając się nawet, że czeka mnie aż tak trudna przeprawa. Gdybym była zrównoważoną, miłą osobą, napisałabym po prostu, że nie jest to moja wrażliwość, że mnie osobiście film nie przypadł do gustu, ale z pewnością jest to dzieło wartościowe i ważne. No ale chyba nie po to czytacie mojego bloga, bym wam pisała podobne rzeczy, przyznam więc szczerze, że po filmie czułam się brudna (dosłownie ulepiona brudem) i porażona naiwnością reżyserki liczącej na to, że po raz kolejny uda jej się ten numer. Nie wystarczy przecież zabrać się za ważny, kontrowersyjny temat, naszpikować historię niezliczoną ilością pocztówkowych ujęć dzikiej przyrody i długimi („głębokimi”) scenami milczenia bohaterów, by wyszło arcydzieło. A może wystarczy, tylko ja już tego nie widzę, a moje obrzydzenie związane jest z ogólną niechęcią do agresywnej i pijanej młodzieży?

Wszystko na sprzedaż

Star (Sasha Lane) jest osiemnastoletnią dziewczyną spędzającą dni na zajmowaniu się młodszym rodzeństwem i opędzaniu się od lepkich łapek pijanego ojczyma. Jej życie odmienia się w momencie gdy w supermarkecie dostrzega młodego mężczyznę w szelkach i z imponującym warkoczem. Po krótkim flircie Jake (Shia LeBeof) proponuje jej wyjazd i pracę. Star bez namysłu porzuca swoje dotychczasowe nieszczęśliwe życie na rzecz nieznanych przygód czekających gdzieś za horyzontem. Tak oto rozpoczyna się długaśna opowieść drogi o młodych gniewnych, żyjących na granicy prawa. Okazuje się, że Jake pracuje z grupą nastolatków, którzy podróżując po Ameryce, sprzedają prenumeraty branżowych czasopism, a że nikt już czasopism nie czytuje, przy wciskaniu klientom gazetek liczą się wszystkie dodatkowe talenty. Każdy z tej grupy kilkunastu dzieciaków ma własny patent na to, jak wcisnąć kit naiwniakom. Jedni zbierają na szkołę, inni na uczelnianą stołówkę, a jeszcze inni mówią ze łzami w oczach, że nie mają za co żyć, bo tatuś zginął w Iraku. Kierowniczka całego przedsięwzięcia, demoniczna Krystal (Riley Keough) za każdym razem gdy przybywają do nowej okolicy, instruuje pracowników z kim będą mieli tu do czynienia i jak można ich podejść. Jednym słowem, łzawe historie i dziwne przebrania są tu na porządku dziennym.

Równolegle do rozwoju kariery zawodowej Star (polegającej na chodzeniu od drzwi do drzwi, nocowaniu codziennie w innym obskurnym motelu, czasami też na podejmowaniu bardzo ryzykownych akcji z udziałem starszych mężczyzn), obserwujemy życie uczuciowe nastolatki. Jake jest nią wyraźnie zauroczony, ale jednocześnie nie może być z nią szczery i otwarcie okazywać uczucia, gdyż wiele wskazuje na to, że sypia z szefową, która do najprzyjemniejszych osób nie należy. Mamy zatem mnóstwo scen ukradkowych pocałunków, obmacywania się zakochanych w samochodzie czy na dobrze zroszonym trawniku, a także liczne zbliżenia na gorączkowego spółkowania w pięknych okolicznościach przyrody. Przeczuwamy (i oni też to chyba wiedzą), że ta love story nie może skończyć się dobrze, ale póki trwa, jest miło. Mniej miło robi się w chwilach, w których Jake napotyka na opór uroczej Star. Dziewczyna może pić, uprawiać seks z nieznajomymi i w ogóle nie mieć większych moralnych oporów, ale gdy ukochany próbuje nauczyć ją fachu, czyli pokazać jak kłamać by sprawniej manipulować potencjalnymi klientami, ona zdecydowanie się przeciwko temu buntuje. Dla Jake’a wszystko jest na sprzedaż, dla niej najwyraźniej jeszcze nie i na tej płaszczyźnie dochodzi między nimi do sporów, kończących się za każdym razem żywiołowym godzeniem się gdzieś w krzakach. Taki to film.

Amerykański brud

Moim głównym problemem z tym filmem jest to, że, choć jego bohaterowie są młodymi ludźmi, dopiero wchodzącymi w życie, nie ma dla nich niczego czystego. Ich inicjacje są tak prymitywne, jakby ewolucja ich zupełnie ominęła, a my patrzylibyśmy nie tyle już na stereotypy do bólu ograne przez filmy ostatnich dekad, co na ludzi pierwotnych, dopiero co opuszczających mroki jaskini. Rozumiem, że dzieciaki chcą być niezależne i wolne, ale dlaczego muszą przy tym być aż takie dzikie? Przy tym, co wyprawia ta horda, krzywdząca gównie samą siebie, liczne pokazywane tu zwierzęta są wcieleniem łagodności i bardzo cywilizowanymi osobnikami.

Jeśli już o zwierzętach mowa, to zupełnie nie przemawia do mnie też to, w jaki sposób Arnold kreuje Star na boginię wegetacji, opiekunkę wszystkiego co żywe i niewinne, kiedy ona sam zdaje się być tego przeciwieństwem. Możliwe, że do mnie to nie trafia, bo zwyczajnie nie rozumiem jak trudne dzieciństwo w patologicznej rodzinie może wypaczyć człowieka. Może wszystkim tym bohaterom należy się głębokie współczucie i podziw za to, że jeszcze się nie pozabijali, ale niestety, dosłowność przekazu uniemożliwiła mi odczucie podobnych emocji.

Nie przeczę, że film jest sprawnie zrealizowany. Wizualnie, przynajmniej przez pierwszą godzinę czy dwie, przyjemnie się ogląda te wszystkie pszczółki, motylki i źdźbła trawy na rozświetlonych łąkach, ale wolałabym je zamienić na kilka sensownych dialogów, na jakąś zrozumiała pointę, na coś prawdziwego, szczerego i czystego, jak przystało na film o młodych buntownikach. Zamiast tego mamy cały czas ten sam kontrast piękna przyrody i brzydoty prawdziwych (bo południowych) Stanów Zjednoczonych, krainy głupich bogaczy i naćpanej, mnożącej się na potęgę biedoty. Zmęczyło mnie to i czuję, że niczego nowego z tego filmu nie wyniosłam.

Przeszkadzało mi też to, że Arnold musi być ciągle taka dosłowna, że wszystko musi dopowiedzieć, choć nie potrafi tego zrobić słowami. Zamiast tego komentarzem do stanów emocjonalnych Star są piosenki (klasyki, ale też pop i rap), co likwiduje wszelkie subtelności. Pięścią między oczy dają nam te hiciory. Może reżyserka powinna zająć się lepiej kręceniem teledysków…

Ostatnim moim zarzutem do fabuły jest to, że przy całym swym naturalizmie, jest strasznie odrealniona. Nie chciałabym za wiele zdradzać, ale założę się, że nie jestem jedyną widzką, która się zastanawiała jakim cudem Star unika tych wszystkich seksualnych pułapek. USA to nagle najbezpieczniejsze miejsce na świecie, gdzie młodzież może spokojnie i bez nadzoru penetrować najdziksze ostępy wieczorową porą i nawet w kabinach tirowców nie czyha na dzieciaki nic złego. Dziwne.

Na koniec jeszcze słów kilka o aktorstwie. Nie zachwycam się Sashą Lane tak jak wielu poważnych krytyków, ale uważam, że dobrze wywiązała się z powierzonego jej zadania. Jest nie najgorzej jak na początkującą aktorkę. Za to o LeBeoufie nie mogę tego powiedzieć. Mam wrażenie, że aktor ma tylko jedną minę (zdesperowanego cwaniaka) i nie ma chyba takiej jego roli, która mogłaby wzbudzić moją sympatię. Żałuję bardzo, że nie mogę usunąć z pamięci kilku scen z jego udziałem, szczególnie tych z seksem, ale też nacierania samoopalaczem. Ciekawa jest za to Riley Keough, która pojawia się rzadko, ale ma w sobie coś intrygującego, dzięki czemu silnie zaznacza swoją obecność na ekranie. Właściwie tylko jej bohaterkę chciałabym poznać bliżej.

Opublikowano w Filmy

4 komentarze

  1. rewelacyjne rewelacyjne

    Rewelacyjne recenzje filmów! Zastanawiałem się, czy wypożyczyć film „Geniusz” i tak znalazłem blog. Jeszcze zdążyłem przeczytać recenzję „American Honey”. Sama przyjemność czytania. Klarownie, zwięźle, a „wszystko tam jest”. I fakty i emocje i porównania. Jeśli planujesz „żyć z pióra” to powodzenia. Sądzę to możliwe.
    Zerknąłem – kto to pisze? Widzę zdjęcie Twojego Męża. Sympatyczne. Pewnie i Żona ma takie? Ludzie dobierają się (często) podobnie. O, widzę miłą, a powykrzywianą buzię. Jeśli chcesz być nierozpoznana, może załóż do zdjęcia kapelusz z szerokim rondem? A jeśli tylko ma być wesoło, to gdy opowiadasz „Było wesoło”, to czy wszyscy robili ”wesołe” miny? Chyba nie. Czy masz wesołe/pogodne zdjęcie, z którego jesteś zadowolona?
    Niezależnie co się stanie (lub nie stanie) z Twoim zdjęciem, na pewno będę z ciekawością czytał posty. Pozdrawiam serdecznie :)

  2. Ola Ola

    Dziękuję bardzo za twórczy wkład w przyszły wygląd tej strony :)
    Do tej pory nie sądziłam, że moje zdjęcie gdzieś w dole może kogoś zainteresować. Z drugiej jednak strony to chyba oczywiste, że ciekawi nas jak wygląda ktoś, kogo teksty czytamy, zatem postaram się zmienić podobiznę na bardziej miłą dla oka, co nie będzie łatwe. Odpowiadając na pytanie o zdjęcie, muszę się szczerze przyznać, że ,,normalnego”, sympatycznego foto nie posiadam. Jestem do bólu niefotogeniczna (i mało sympatyczna), ale postaram się znaleźć coś mniej rażącego na stronę.
    Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dziękuję za celną uwagę.

  3. oto jest oto jest

    Nie możesz znaleźć, a oto masz swoje pogodne i ładne zdjęcie. Przeglądam Twoje recenzje (bo wiele z nich jest ciekawych, a niektóre świetne) i znalazłem zdjęcie:
    http://www.pictaram.com/media/1242865967180694890_1628018728
    Można je nieco wykadrować, może są jeszcze jakieś sąsiednie (zrobione 15 sekund wcześniej lub później), ale widzisz, że jest dobre (skoro się znalazło na stronie).

  4. […] serialu o takim tytule? W dodatku aż cztery odcinki reżyseruje Andrea Arnold (Fish Tank, American Honey), reżyserka wobec, której mam bardzo ambiwalentne uczucia i zawsze chętnie zobaczę ce jeszcze […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *