Tegoroczny remake wyprodukowanego w 1977 roku serialu nie bardzo zachęca do obejrzenia oryginału (choć rodzice zachęcają, twierdzą, że warto i wspominają z przejęciem). Niestety nowe Korzenie zrobiła stacja History Channel, która jak chce to potrafi (Wikingowie), ale często też wypuszcza usypiacze pokroju Biblii. To może niepoprawne politycznie, bo temat jest tak ważny i poważny, że wszyscy powinniśmy wypowiadać się o nim z szacunkiem i niemal na kolanach, ale niestety to właśnie taki klasyczny niedzielny przynudzacz. Z jednej strony mamy wiele scen przesiąkniętych przemocą, krew tryska z biczowanych niewolników, a tragedia rozdzielonych rodzin rozdziela serca, a z drugiej strony na samą myśl o nieznośnym patosie, dłużyznach i elementach realizmu magicznego, które niezgrabnie wpleciono w fabułę, chce mi się ziewać. Po raz kolejny muszę napisać (ostatnio coraz częściej mi się to zdarza), że tak ważny temat zasłużył chyba na lepszą ekranową wersję.
SkomentujKategoria: Seriale
Tak moi drodzy, były takie czasy gdy wydawało mi się, że Arturo Perez-Reverte jest najlepszym pisarzem na świecie, a Królowa Południa plasowała się bardzo wysoko na mojej osobistej liście bestsellerów wszech czasów. Choć dziś mnie to bardzo dziwi, gdyż niektóre dzieła pisarza bardzo brzydko się starzeją, to jednak z sentymentem oglądam kolejne wcielenia Teresy Mendozy. W 2011 roku powstała pierwsza wersja serialowa, ale (bądźmy szczerzy) nie dało się tego oglądać. Kilka scen z tej śmieszno-strasznej telenoweli wystarczy byśmy poczuli ból oczu i uszu (Co za wąsy mają ci amanci! A jaka muzyka lecie w tle!). Tegoroczna wersja prezentuje się nieco lepiej. Jesteśmy mniej więcej w połowie sezonu i nie ma jakiegoś szału, ale jeszcze może się wszystko porządnie rozkręcić. Rzecz nie jest nawet w połowie tak zajmująca jak książka, ale zawsze to miło popatrzeć jak jedna z ulubionych postaci z młodości ożywa na ekranie i po kolei daje wycisk wszystkim swoim wrogom, udowadniając, że zemsta najlepiej smakuje na zimno.
SkomentujWow! Oni to potrafią robić seriale! Jestem świadoma tego, że romansowa tematyka Outlandera, a właściwie Outlanderki, nie musi się wszystkim podobać, szczególnie, że jest przemieszana z poważną tematyką historyczną i z motywami fantasy związanymi z podróżami w czasie. Nikt jednak nie może twierdzić, że serial jest źle zrobiony. Szczególnie drugi sezon to prawdziwa estetyczna uczta dla oka. Ta produkcja bardzo wysoko zawiesza poprzeczkę innym romansom historycznym, takim jak tandetny i nudny Poldark.
2 komentarzeOd tygodnia zewsząd spływają same zachwyty na temat tego serialu, a ja mam wrażenie, że chyba oglądałam coś zupełnie innego niż pozostali. Że niby to jest najlepszy serial zrobiony przez Netflix? Że niby historia jest magiczna i urzekająca, bo przenosi nas w czasy dzieciństwa? No wolne żarty! To, że znowu postanowiono nakręcić serial, który będzie zarabiającym krocie pewniakiem, bazującym na naszej nostalgii za latami 80., które stają się najmodniejszą obecnie dekadą, nie znaczy wcale, że mamy do czynienia z arcydziełem. Osobiście już wolę Halt and Catch Fire czy Amerykanów, bo w końcu przecież nawet osoby urodzone w latach 80. dorastają i dorośleją, a nie zatrzymują się na poziomie wczesnych tworów Spielberga.
10 komentarzyWiecie co w tym sezonie było najlepsze? Oczywiście to, że poprzedzał go specjalny odcinek poświęcony w całości Sifu. Mnich tao, porwany, oślepiony i złamany przez chana, to moja ulubiona postać, nie tylko w tym serialu, ale w ogólności. Gdy dorosnę chcę być taka jak on, jego spokój i zdyscyplinowana postawa są dla mnie źródłem codziennej inspiracji, nawet na fryzury chętnie bym się zamieniła z grającym Sto Oczu Tomem Wu. No rozumiecie już chyba o co chodzi. Gdybym to ja decydowała, cały serial byłby tylko o nim, ale niestety, nie ode mnie to zależy i trochę miejsca trzeba było poświęcić takim pomniejszym postaciom jak Marco Polo czy Kublaj Khan. No trudno.
KomentarzPoprzednia seria Doliny Krzemowej wzbudzała u mnie dość negatywne emocje. Jakoś źle znosiłam totalną życiową nieporadność Richarda oraz dziwny wewnętrzny mechanizm świata nowych technologii, przez który nasi bohaterowie są ciągle na przegranej pozycji. Bardzo mnie to frustrowało, ale teraz widzę, że po prostu miałam do serialu złe podejście. Wiele rozjaśniło mi się w głowie po obejrzeniu odcinka Chelsea Does poświęconego właśnie Dolinie Krzemowej. No i wreszcie dotarło do mnie, że tematem serialu nie jest na przykład ,,Droga do sukcesu Ryszarda” czy też ,,Pied Piper rewolucjonizuje nowe technologie”, ale dokładnie to, co jest w tytule. Nie chodzi o to by po serii przeszkód nasz bohater ogarnął się i sięgnął po sławę i bogactwo, ale o to by w śmieszny, lecz też bardzo wiarygodny sposób, pokazać widzom jak z biznesowego punktu widzenia to wszystko działa.
SkomentujWszyscy piszą, to ja też napiszę, choć daleko mi do zachwytów nad ,,najbardziej szokującym odcinkiem całej serii”. Pożytek z tego co się wydarzyło jest przynajmniej taki, że wreszcie do mnie dotarło dlaczego tysiące ludzi na całym świecie uważają, że warto śledzić poczynania bohaterów zamieszkujących fantastyczną krainę stylizowaną na średniowieczną Europę, którzy są jednowymiarowymi pacynkami, zupełnie pozbawionymi psychologii lub swoje życie wewnętrzne przed widzami skrzętnie ukrywają. Gdyby twórcy Gry o Tron pozwolili nam zrozumieć wewnętrzną motywację postaci, moglibyśmy przecież przewidzieć ich dalsze losy, no i nie byłoby niespodzianki w finale. A tak, patrzymy na dziewięć pierwszych odcinków serii nie bardzo rozumiejąc co i dlaczego się dzieje, błądzimy w wątkach niczym dzieci we mgle, ale za to po finale możemy powiedzieć, że jesteśmy naprawdę zaskoczeni, niespodzianka się udała i zginęli nie ci, na których stawialiśmy, a zupełnie inna grupa obwieszonych klejnotami i śmiesznymi ubraniami psychopatów. Hurra!
SkomentujDziś Dzień Ojca i z początku chciałam wam zafundować zestawienie moich ulubionych filmowych postaci tatusiów, jednak zdecydowałam się w końcu na jednego, ale specjalnego pana. Ten miesiąc upłynął nam pod znakiem drugiego sezonu rewelacyjnego serialu Fresh Off the Boat, w którym zarówno postać taty Louisa, jak i matki Jessiki, zostały wyeksponowane jeszcze bardziej niż w pierwszym sezonie, gdzie skupialiśmy się głównie na perypetiach ich syna Eddiego. Mieliśmy okazję poznać ojca rozkosznej trójki urwisów nieco bliżej, także w serii przekomicznych retrospekcji, dzięki czemu chyba żaden fan serialu nie może mieć wątpliwości, że grany przez Randalla Parka (to ten pan, który zagrał Kim Dzong Una w Wywiadzie ze Słońcem Narodu) Louis Huang zasługuje na tytuł ojca roku, a nawet dekady.
SkomentujTo zdecydowanie najgorsza propozycja Netflixu i w ogóle jeden z najgorszych seriali, jakie w życiu obejrzałam. Daję słowo, że Marsylia to jakieś kuriozum, ale jednocześnie zachęcam do obejrzenia choćby kilku odcinków, bo z czymś tak dziwnym nieczęsto można się spotkać. Zapowiadało się naprawdę ciekawie. Mój apetyt podsycały trailery i zrobione na bogato plakaty porozwieszane w każdym możliwym zaułku paryskiego metra. Po powrocie z wycieczki postanowiłam przedłużyć sobie francuski klimat i tak zasiadłam do oglądania Marsylii. Z początku myślałam, że mamy do czynienia z francuską odpowiedzią na Bossa (bo walka na szczytach władzy dużego miasta), potem (jak wielu innych widzów) uległam przekonaniu, że to jednak Gomorra (mafia i smagli emigranci zamieszkujący biedne, odizolowane dzielnice) skrzyżowana z House of Cards (bo mamy nieczysty polityczny pojedynek). Po obejrzeniu całego sezonu (wielkie poświecenie) muszę jednak skapitulować przed jakimikolwiek ambitniejszymi porównaniami, gdyż Marsylia to po prostu kiczowata telenowela udająca thriller polityczny, a grający tu aktorzy, a także wszyscy odpowiedzialni za dialogi, reżyserię i scenografię, mogliby się wiele nauczyć od twórców Mody na sukces.
4 komentarze








