W zeszłym roku ukazała się po raz pierwszy po polsku jedna z najsłynniejszych powieści Henry’ego Jamesa pod tytułem O czym wiedziała Maisie. Moim skromnym zdaniem tytuł powinien brzmieć ,,O czym nie wiedziała Maisie”, albo raczej ,,O czym czytelnik nigdy się nie dowie”. To by odzwierciedlało w pełni czytelnicze doświadczenie zetknięcia się z tą prozą. Jako (dyslektyczny i ułomny ale jednak) filolog, przywykłam do czytania rozmaitych tekstów, nawet tych z zamierzchłej przeszłości, ale niestety przyznać muszę, że lektura tego dzieła, była dla mnie prawdziwym wyzwaniem. Powieść wydała mi się hermetyczna i przestarzała. Salonowa intryga jest błaha, dramat dziecka mnie nie poruszył, a co za tym idzie, wcale nie żałowałam, że dorwałam się do tej lektury rok po jej polskiej premierze. A tak chciałam, żeby mi się podobało…
Kategoria: Książki
Po tym jak obejrzałam serial NETFILXu, wiedziałam, że książka na motywach której powstał musi być dobra. Nie zrozumcie mnie źle. To nie jest ,,wielka” literatura, ale też wcale nie miała nią być. Piper Kerman nie jest zawodową, profesjonalna pisarką, ale właśnie na tym polega moc Dziewczyn z Danbury. Ta opowieść jest prosta i prawdziwa, i naprawdę nie spodziewałam się, że da mi aż tyle do myślenia. Mamy oto pierwszoosobową narrację młodej kobiety, która wspomina swój rok spędzony w kobiecym więzieniu o złagodzonym rygorze, na skutek błędów z przeszłości, mszczących się na niej po latach. Tak oto typowa biała, dobrze wyedukowana dziewczyna z klasy średniej trafia w sam środek nieznanego jej świta i przechodzi niezwykłą wewnętrzna ewolucję.
KomentarzDo książek Myśliwskiego mam stosunek wręcz nabożny. Odkąd zetknęłam się po raz pierwszy z jego twórczością (Kamień na kamieniu) nie mogę wyjść z podziwu nad tym jak on to właściwie robi. Jak coś takiego jak pisana zwyczajnym językiem opowieść o dorastaniu na polskiej powojennej wsi (czy jak w przypadku Ostatniego rozdania, w małym prowincjonalnym miasteczku) może być taka prosta, a jednocześnie tak mądra, wzruszająca i głęboka? Pomyślcie tylko ile solidnej, żmudnej pisarskiej roboty kryje się za taką prostotą. Naprawdę ogromne wrażenie zrobił na mnie ostatnio przeczytany artykuł w Przekroju, w którym poznajemy tajniki pracy Myśliwskiego nad kolejną powieścią. Gdy czytałam o tym jak pisarz ręcznie ołówkiem kreśli każde zdanie, po czym nanosi poprawki przy pomocy gumki do ścierania, poprawia wszystko długopisem i przepisuje na leciwej maszynie do pisania, zaświtała mi w głowie myśl o treści ,,No oczywiście! Tylko tak solidnie, z cierpliwością skrojone zdania mogą być tak prawdziwe”. Ręczne pisanie jest znacznie bliżej prawdziwych źródeł naszej kultury, wpływa na sposób wyrażania myśli i to się naprawdę czuje podczas lektury.
2 komentarzeFilm o Steve’ie Jobsie tak bardzo mnie zafascynował, że postanowiłam jak najszybciej nadrobić zaległości i przeczytać opasłą biografię współzałożyciela Apple. Był to naprawdę odważny eksperyment dla kogoś takiego jak ja, kto nie ma absolutnie żadnego pojęcia o najnowszych technologiach (a właściwie o jakichkolwiek technologiach), ponieważ książka Isaacsona w większości składa się właśnie ze szczegółowych opisów działania takich cudów techniki jak pierwszy komputer Apple, Macintosh, komputer Lisa, iPod, iPhone czy iPad. Obawiałam się, że skoro nie mam nawet podstawowej wiedzy na temat tego jak działa żarówka czy toster, to tym bardziej nie zrozumiem czarów inżynieryjnych geniuszy z Doliny Krzemowej. Na szczęście Isaacson ma wyjątkowy dar opisywania tego rodzaju spraw z wyjątkową jasnością i precyzją. Dzięki niemu i ciągłemu zaglądaniu do Internetu (oraz oglądaniu naprawdę strasznego filmu pt. Piraci z Doliny Krzemowej) podczas lektury dowiedziałam się więcej o technice niż na wszystkich lekcjach fizyki w jakich brałam udział. Czuję się naprawdę ubogacona, a przecież nawet nie ta wiedza była mi najbardziej potrzebna. Chciałam tylko wiedzieć jakim potworem naprawdę był wielki Steve Jobs.
KomentarzPiper Kerman zajmuje się transportem w Waszyngtonie, ale raczej nikt nie zainteresowałby się jej książką, gdyby opisywała swoje normalne, poukładane życie i pracę w typowej amerykańskiej firmie. Na szczęście jej książka, z którą polscy czytelnicy będą mogli zapoznać się już pod koniec września, nie opowiada wcale o tym. Dziewczyny z Danbury. Orange Is the New Black to wspomnienia autorki z pobytu w więzieniu dla kobiet, do którego trafiła na skutek niewielkiego (w jej mniemaniu) zatargu z prawem, który miał miejsce w czasach jej młodości i o którym zdążyła już dawno zapomnieć. Niestety po latach wymiar sprawiedliwości się o nią upomniał i tak znalazła się w miejscu, o którym nawet nie myślała, że może istnieć (a na pewno już nie w takiej postaci). Naiwna i nieświadoma bohaterka, próbująca odnaleźć się w dżungli niepisanych zasad i uprzedzeń rasowych, to zdecydowanie świetny temat na książkę, szczególnie jeżeli zawarte w opowieści portrety poszczególnych grup i pojedynczych więźniarek, okraszone są tak specyficznym poczuciem humoru, jakim dysponuje Piper Kerman. Właśnie dlatego Dziewczyny z Danbury nie schodzą z listy bestsellerów New York Timesa.
SkomentujJeżeli biegasz lub zamierzasz zacząć biegać to z pewnością prędzej czy później przeczytasz tę książkę. Nie żeby to było jakieś skończone arcydzieło (w typie pamiętnika o bieganiu Murakamiego), ale jest o czymś co jest szczególnie bliskie sercu każdego biegacza, nie ważne czy się biega tylko kilka kilometrów w tygodniu, czy też przemierza się kilkadziesiąt kilometrów dziennie. Nie chodzi wcale o przyjemność z biegania czy podziwianie krajobrazów, ale o dopadające biegaczy nieustanne kontuzje. Urazy, skręcenia i tajemnicze bóle to coś z czym wielbiciele przebieżek zmagają się bardzo często. W moim przypadku czas jaki poświęcam na wyleczenie kolejnych kontuzji jest taki sam jak czas, w którym mogę się cieszyć regularną aktywnością. Kolano biegacza to trzy miesiące z głowy. Każde skręcenie kostki (a przez dwa lata miałam to 3 razy) to co najmniej miesiąc dochodzenia do siebie. W podobnej sytuacji jest wiele osób, o czym świadczą wpisy z forów dla biegaczy, nic więc dziwnego, że książka McDougalla jest taka popularna. W końcu wszyscy ruszamy się dla przyjemności i zdrowia, a podejrzanie często okazuje się, że ani jednego, ani tym bardziej drugiego nie doświadczamy poprzez. Na szczęście amerykański (a jakże!) dziennikarz wie dlaczego. Mówi biegaczom jak jest, jak powinno być, a także jak to osiągnąć. Przynajmniej takie jest założenie.
SkomentujTa książka jest absolutnie wyjątkowa i niepodobna do niczego co czytałam wcześniej. Jest w niej takie bogactwo wątków, tyle tajemnic i materiału do przemyśleń, że gdybym jechała na bezludną wyspę, bez wahania zabrałabym ją ze sobą jako jedyny bagaż. Zacznę może od tego, że powieść Koniec Świata i Hard-boiled Wonderland jest napisana tak plastycznie i z taką dbałością o szczegóły, że wciąż mi się wydaje, że to film, a nie powieść. Przyłapuję się na myśli, że byłam na tym w kinie, chociaż jednocześnie wiem, że wcale nie. Jest tu taki rodzaj akcji, napięcia i postaci, który czyni z tej książki wprost idealną lekturę przed snem, o ile oczywiście zależy nam na bardzo wyrazistych wizjach sennych przypominających film gangsterski lub piękną baśń.
3 komentarzeZastanawiam się czy pamiętacie film Kwiaty na poddaszu. Ta historia to istna zmora mojego dzieciństwa, która wbiła się nieodwracalnie pod powierzchnię pamięci i pewno zostanie tam na zawsze. Tych, którzy nie oglądali, informuję, że była to uwspółcześniona wersja baśni o złej macosze/matce, która więzi czwórkę swoich dzieci na poddaszu rodzinnego domu. Maluchy przeszkadzają jej bardzo w ułożeniu sobie na nowo życia (jej pierwszy mąż, który był także jej wujem, a tak naprawdę przyrodnim bratem; wiem, absurd) nie żyje, a piękna bidulka chce sobie złowić nowego bogacza. Dzieci z poprzedniego małżeństwa tkwią zatem na smętnym poddaszu, systematycznie podtruwane i bacznie strzeżone przez matkę i ,,babkę”. Dla wszystkich byłoby lepiej jakby sobie cicho umarły, ale uparciuchy jakoś nie chcą. No i to tyle. Kicz totalny i masakra z cyklu ,,paprochy życia” ale jak się to ogląda będąc małym, naprawdę przeraża (z niewiadomych przyczyn miks klimatów Dynastii z Harbią Kaczullą tak działa na wyobraźnię małych ludzi). Rozumiem zatem dlaczego Ogród cieni, opowiadający losy tej samej rodziny co w Kwiatach na poddaszu, cieszy się takim powodzeniem. Po prostu dorośli już teraz czytelnicy, podobnie jak ja, leczą traumy z dzieciństwa spowodowane widokiem dziwnych kar cielesnych i zatrutych racuchów (te racuchy szczególnie zapadają w pamięć). Po skończonej lekturze musiałam jednak stwierdzić, że nic poza dziecięcą ciekawością, nie usprawiedliwia pisania ani czytania, aż tak złej literatury. Całe życie unikałam tanich romansideł z różową okładką, a to mnie i tak podstępnie dopadło.
SkomentujCzytelnicy książki i bardzo popularnego bloga, na podstawie którego książka powstała, wprost oszaleli na punkcie ich, niestety już nieżyjącej, autorki. Osiem milionów czytelników bloga naprawdę robi potężne wrażenie. Musiałam więc sama się przekonać o co tyle hałasu. Od razu zaznaczę, że po książki takie jak ta wszyscy powinniśmy sięgać od czasu do czasu. Może zabrzmi to dość fatalistycznie, ale przecież (o ile wcześniej nie wykończy nas zawał serca lub cukrzyca) wszystkich nas wykończy rak. Nawet jeśli nie zetknęliśmy się z nim jeszcze osobiście, to nie ma chyba w Polsce rodziny, w której ktoś nie odszedłby z powodu tej strasznej choroby. Dlatego właśnie uważam, że Chustka to nie tylko publikacja dla już chorych, ale dla w przyszłości chorych oraz dla współodczuwających z chorymi, czyli, jak już mówiłam, dla wszystkich. No, a jeżeli kogoś to nie przekonuje, bo na przykład ,,nie lubi się pławić w cierpieniu” to może da się przekonać moim zapewnieniem, że jest to książka o szalonej radości życia, docenianiu każdego momentu, o sile miłości oraz o tym co ,,w ostatecznym rozrachunku” naprawdę się liczy.
SkomentujNie spieszyło mi się szczególnie do tej lektury. Proza Doris Lessing zawsze wydawała mi się jakąś taka jałowa, usypiająca i pusta, choć nie dotyczy to genialnego O kotach. To co noblistka robi na stronach tej książki dla ludzkiego postrzegania tych niezwykłych zwierząt jest przewspaniałe. To dzięki niej mam swoich kocich podopiecznych. Niestety Idealne matki nie wzbudzają już we mnie takich zachwytów, zapewne dlatego, że są o ludziach, a nie o zwierzętach (że niby o zwierzakach można z pasją i wzruszeniem, a o ludziach tylko zimno i sucho). Muszę jednak przyznać, że przyjemnie się zaskoczyłam, a całą, co prawda niewielką książeczkę, wciągnęłam jednym tchem. Może aż tak by mi się nie spieszyło, gdyby nie wszechobecne reklamy filmu i opisy na okładce opowiadania, zapewniające o strasznych skutkach zgubnej namiętności. Czytam więc i czytam, a tam nic. Nie napiszę jak się kończą Idealne matki, ale zapewniam, że nie ma żadnej spektakularnej katastrofy. Swoją drogą to fatalny pomysł, by na okładce zdradzać jak się sprawa zakończy, w dodatku niezgodnie z prawdą.
Komentarz








