Nowa komedia sensacyjna Patricka Hughesa to bardzo sprawnie nakręcona parodia filmów, które wszyscy tak kochaliśmy w latach 90-tych, czyli sensacyjniaków typu Gliniarz z Beverly Hills czy Zabójcza broń. Ta produkcja nie ma innych ambicji poza rozerwaniem i rozbawieniem widza, i chociaż nie jest to najlepszy film roku, czy nawet wakacji, to jej się doskonale udaje. Widownia, w tym jeden duży pan siedzący obok mnie w szczególności, wprost ryczała ze śmiechu, a to w końcu najlepszy znak, że się udało. Oprócz rubasznego humoru nie przekraczającego nadto granic dobrego smaku, dostajemy widowiskowe kaskaderskie popisy i mnóstwo scen pościgów, co razem z wybuchowymi dialogami głównych bohaterów, między którymi jest wspaniała chemia, robi z Bodyguarda Zawodowca komediowy hit. Nic dziwnego, że to właśnie ta produkcja króluje w rankingach najpopularniejszych filmów ostatnich miesięcy.
KomentarzAutor: Ola
Jak siadłam w piątek rano, tak skończyłam oglądać wieczorem. Nie kierowała mną żadna ciekawość, bo o tym w przypadku takich bohaterów nie może być mowy, ale raczej sentyment do specyficznego klimatu, który dominował w każdej z serii poświęconej osobno poszczególnym Defendersom. Przyznam, że się nie zawiodłam, bo to naprawdę porządna produkcja. Widać, że twórcy wyciągnęli wnioski z przeszłości, dzięki czemu ograniczyli się do ośmiu (a nie do trzynastu) odcinków, które nie męczą widza aż tak, choć nadal trudno stwierdzić, że akcja jest szybka, dynamiczna czy zaskakująca, ale i nie o to w tym chodzi. W serialach takich jak Daredevil, Jessica Jones, Iron Fist czy Luke Cage chodzi o pokazanie różnego rodzaju bohaterstwa, herosów, którzy czasem, jak panna Jones, wbrew sobie, zawsze muszą zrobić swoje, zachować się dobrze, uratować swoje miasto. To te ich wszystkie dość poważne dialogi o wewnętrznych konfliktach i systemach wiary, walkę nie tyle na pięści, co psychologiczną wewnętrzną z własnymi demonami, kochają lub nienawidzą (albo też kochają nienawidzić) widzowie i czytelnicy komiksów na całym świecie. Tego i wspomnianego klimatu, zdecydowanie nie zabrakło w The Defenders.
SkomentujTym razem coś z nieco bardziej odległych wymiarów czasowych, ale zapewniam, że to jeden z najlepszych filmów jakie widziałam w wakacje (i w ogóle najlepsza, bo jedyna komedia obejrzana w sezonie ogórkowym). Szpinak czyni cuda! to film, który miał premierę w 1977 roku, w dodatku produkcja czechosłowacka, dzięki której świeżo upieczeni czechofile (jak ja) od razu zrozumieją na czym polega genialny, sławny, niezastąpiony czeski humor. We mnie ten film wzbudził jednocześnie podziw (bo to bardzo oryginalna komedia sci-fi) oraz nostalgię, bo uwieczniono w niej świat jaki pamiętam z dzieciństwa. Niezapomniana socjalistyczna aura, ta paleta kolorów, ubrania i wnętrza, od razu zrobią z was mentalnych przedszkolaków w podkolanówka, przenosząc w czasie o kilka dekad. Ale spokojnie, bo przedszkolaczki są także ważną częścią tej arcyśmiesznej fabuły.
KomentarzKażda nowa książka Murakamiego to dla mnie jak Gwiazdka i urodziny w jednym. Z tej także bardzo się cieszę, nawet jeśli nie jest to fabuła, a zbiór esejów dotyczących pracy autora powieści. To nadal ten sam styl, ten klimat swobodnej pogawędki z kimś skromnym, normalnym i bardzo inspirującym, ten sam przekaz, do którego przywykliśmy przez te wszystkie lata. Japoński powieściopisarz dzieli się z nami przemyśleniami, jakie wysnuł na podstawie trzydziestu pięciu lat wytężonej i efektywnej pracy nad swoimi tekstami. Można potraktować te eseje (a właściwie mini odczyty) jako rodzaj autobiografii, albo jak list do wszystkich przyszłych powieściopisarzy długodystansowych. Jeśli jesteście ciekawi z jakimi niedogodnościami, trudami i profitami wiąże się ta praca, a do tego ciekawi was jakie cechy trzeba mieć by wytrzymać taki katorżniczy wysiłek i presję psychiczną, to zachęcam do lektury.
KomentarzNagrałam wczoraj filmik, który ma być zachętą do zapoznania się z książkami, które zdradzają nieco więcej o warsztacie pisarskim i samej osobie wybitnego japońskiego prozaika. Za tydzień ukaże się kolejna pozycja, którą każdy wielbiciel prozy Murakamiego powinien mieć, gdyż Zawód: powieściopisarz ma być zbiorem esejów, które napisał nasz ulubiony autor o swojej pracy. Ten tom na pewno stanie na mojej półce obok trzech innych książek, o których mówię na YT, czyli obok O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu, Haruki Murakami i muzyka słów oraz obok Haruki Murakami i jego Tokio. Każda z tych pozycji jest ważna i niezbędna, jeśli chce się w pełni zrozumieć, z czym mamy do czynienia, ale pierwsza z nich zajmuje w mojej wyobraźni miejsce niezwykłe i to jej poświęcę dzisiejszy wpis (choć już wcześniej była o niej notka na Szczerych Recenzjach, to czuję, że nie powiedziałam o niej wszystkiego, co dla mnie istotne).
SkomentujŚwiat literatury to miejsce, w którym chciałaby się znaleźć większość z nas. Każdy w dzieciństwie lub w młodości przeżywał fascynację polegającą na tworzeniu tekstów do tzw. szuflady. Niewielkiej liczbie udało się jednak awansować i stały się członkami zamkniętego kręgu literackiego. A wydanie własnej książki wcale nie jest takie trudne, jak się może wydawać.
KomentarzMiałam pewne wątpliwości co do tej książki i dlatego odkładałam zapoznanie się z nią tak długo. Może się to wydać śmieszne, ale jako osoba, której na sercu leżą wszelkie ekologiczne zagrożenia, naczytałam się i naoglądałam tylu rzeczy, że teraz mi się wydaje, iż każda opowieść o roślinach czy zwierzętach musi być depresyjna w tonie i mieć smutny finał. O tym, że my ludzie, nie umiemy się na tej planecie zachować, wiem od dawna i sądziłam, że Sekretne życie drzew będzie kolejnym na to dowodem. Na szczęście moje podejrzenia okazały się błędne. Autor oczywiście opisuje wszystkie krzywdy jakich doznają od nas drzewa, jednak skupia się głównie na tym, jak niezwykłe to twory i dlaczego warto obcować z nimi na co dzień, nie tylko w postaci drewnianej podłogi, mebli czy papieru, ale żywych, rosnących tak, jak powinno być, czyli w leśnej gromadzie, zielonych organizmów. Ta książka/audiobook jak nic skłoni was do wyjścia w plener i przytulenia kilku okazałych pniaczków.
KomentarzOd początku wakacji blogerzy i blogerki publikują swoje listy filmów, seriali i książek idealnych na lato. Ja się nie załapałam, bo nie miałam w tym względzie niczego oryginalnego do powiedzenia, a zresztą w wakacje lubię nadrabiać klasyki. Teraz jednak koniecznie chciałam polecić serial Ozark, szczególnie tym, którzy akurat przebywają w jakimś nadmorskim czy nadjeziorskim ośrodku z rodziną, z którą nie bardzo mogą wytrzymać. Nawet przy zalewie deszczowych opadów, chmarach komarów i kleszczy, poczujecie, że w porównaniu w letnikami znad Ozarka, trafił wam się urlop jak marzenie.
2 komentarzeWłaściwie nie będzie to typowy tekst o książce, a raczej wyjaśnienie tego, jak zostałam czechofilką i jak w tym roku rozpoczęła się moja, mam nadzieję, że długa i owocna, przygoda z czeską kulturą. To niewiarygodne, ale jeszcze pół roku temu kraj naszych południowych sąsiadów był mi zupełnie obcy, a teraz myślę tylko o tym, jak się nauczyć czeskiego, kiedy znowu będę mogła tam pojechać i co jeszcze powinna przeczytać lub obejrzeć, by lepiej Czechów zrozumieć. Od razu zaznaczę, że czeski serial Kosmo oraz Międzymorze Ziemowita Szczerka miały w mojej fascynacji spory udział, ale o nich nie wspominam, bo miały już wcześniej swoje osobne wpisy na blogu.
3 komentarze