Tym razem coś z nieco bardziej odległych wymiarów czasowych, ale zapewniam, że to jeden z najlepszych filmów jakie widziałam w wakacje (i w ogóle najlepsza, bo jedyna komedia obejrzana w sezonie ogórkowym). Szpinak czyni cuda! to film, który miał premierę w 1977 roku, w dodatku produkcja czechosłowacka, dzięki której świeżo upieczeni czechofile (jak ja) od razu zrozumieją na czym polega genialny, sławny, niezastąpiony czeski humor. We mnie ten film wzbudził jednocześnie podziw (bo to bardzo oryginalna komedia sci-fi) oraz nostalgię, bo uwieczniono w niej świat jaki pamiętam z dzieciństwa. Niezapomniana socjalistyczna aura, ta paleta kolorów, ubrania i wnętrza, od razu zrobią z was mentalnych przedszkolaków w podkolanówka, przenosząc w czasie o kilka dekad. Ale spokojnie, bo przedszkolaczki są także ważną częścią tej arcyśmiesznej fabuły.
Wyższy poziom odnowy biologicznej
Bohaterami tego filmu są panowie Zemanek (Vladimír Menšík) i Liška (Jiří Sovák), poczciwi drobni cwaniacy, którzy na skutek niefortunnej pomyłki przy machlojkach w swoim zakładzie pracy, trafiają razem do więzienia. Po wyjściu znajdują nowe zatrudnienie, związane jednak z poprzednim, w którym także przydają się nie tyle ich inżynierskie talenty, co skłonność do kombinowania i chodzenia na skróty. Tym razem nie chodzi o drobne kradzieże wierteł czy inne duperele, a o magiczną maszynę, dzięki której ich szef potrafi odmładzać krowy, by dawały więcej mleka. Wynalazek kradnie właściciel salonu kosmetycznego, zamierzający zaoferować swoim klientkom bardzo skuteczną odnowę biologiczną. Zamiast jednak starszych pań, Zemanek i Liška stają się królikami doświadczalnymi szalonych naukowców w czeskim wydaniu. Wszystko byłoby dobrze (i nieśmiesznie) gdyby maszyna działała jak trzeba, jest to jednak kapryśna kupa żelastwa, która zamiast odmładzać, pomniejsza żywinę, a nawet gdy tego nie robi, a delikwent zje po napromieniowaniu odrobinę szpinaku, cofa się w latach, tyle że w bardzo odległe rewiry dziecięctwa lub niemowlęctwa. Naszym bohaterom, na których najpierw działała maszyna, a potem jedli szpinak, właśnie to się przydarzyło. Gdy już myśleli, że w ich życiu wszystko wychodzi na prostą, położyli się spać jako panowie w średnim wieku, a obudzili się (oczywiście przy swoich partnerkach) jako dziesięcioletni chłopcy. Od tego momentu robi się naprawdę ciekawie, a nawet dziko, gdyż zabaw z czarodziejską maszyną nastąpi ciąg dalszy. Poruszać się będziemy na osi czasowej w obu kierunkach, a dziwacznym zbiegom okoliczności i pomyłkom nie będzie końca. Wszystko to oczywiście jest zanurzone w ogromnej porcji dobrodusznego, absurdalnego pogodnego i pokrzepiającego czeskiego humoru, pozwalającego spojrzeć na wszystko z zupełnie nowej perspektywy (także przymknąć oko na śmieszne z naszej perspektywy efekty specjalne).
Ubaw po pachy
Trochę to taki Kingsajz, trochę baśniowy Pierścień i róża, ale jednak ma swoją osobną jakość. Sama najchętniej przeniosłabym się do tego filmowego świata i już nie wracała. Naprawdę nie pamiętam, kiedy tak dobrze się bawiłam, oglądając komedię. Tym, co mnie urzekło najbardziej była prostota zastosowanych trików, na przykład odmłodzenie głównych bohaterów, którzy co prawda wyglądają jak dwa małe łobuzy, ale mają starszawe (żeby nie powiedzieć przepite i przepalone) męskie głosy. Nikomu to jakoś szczególnie nie przeszkadza. Podobnie jest z całą resztą, gdyż bliscy Zemanka i Liški zdumiewająco szybko przechodzą nad ich metamorfozą do porządku dziennego, uznają że tak musi być i jakoś ogarniają zmiany. Robi się coraz dziwaczniej (w pewnym momencie pojawia się nawet cały wątek meksykańskiej milionerki donny Izabelli Lopez, z którą przenosimy się w świat uroczej telenoweli), a bohaterowie nadal zachowują się tak, jakby nic się nie stało, wierząc, że można to jakoś rozwiązać lub się dostosować. Urocze!
Podczas seansu naszły mnie dość banalne skojarzenia z komediami z Louisem de Funèsem i oczywiste myśli na temat tego, jak mało znaczą nowoczesne technologie czy superprzystojni gwiazdorzy, gdy ma się zwyczajnie dobry pomysł. Poziomem Szpinak czyni cuda! czy inne europejskie komedie tamtych czasów, nie ustępują temu, co pokazuje się obecnie w kinie, a nawet śmiem twierdzić, że są od tej amerykańskiej papki dużo lepsze, że o polskich gniotach, po których tylko człowiekowi jest niesmacznie, nie wspomnę. Dlatego też, zamiast oglądać kolejną rubaszną komedię o pijących kumplach, albo o zdesperowanych matkach, które po latach karmienia piersią wreszcie wyrywają się na wolność (ileż takich produkcji widz jeszcze zniesie?!), zanurzcie się w uroczym, ciepłym, dziś też nostalgicznym czeskim humorze, który działa naprawdę jak balsam dla duszy kinomaniaka.
Już zacieram rączki na myśl o obejrzeniu wszystkich filmowych dokonań pana Vorlíčka :)
Znam, lubię i podzielam opinię. Specyficzny, ale niezmiernie pozytywny klimat. Pozdrawiam