No i znowu mamy do czynienia z przypadkiem, w którym zapowiedź okazała się dziesięć razy lepsza niż sam film. Tak dobrze w niej sklecili najciekawsze sceny z Agentów z zaświatów, że poczułam się szczerze zachęcona i naprawdę czekałam na tą komiksową adaptację (aż wstyd się przyznać). Tymczasem produkcja okazała się nie dość że schematyczna i okraszona czerstwymi dowcipami, to jeszcze śmiertelnie nudna, a tego już w komediowo-młodzieżowym kinie akcji ścierpieć nie sposób. Wszystko jest tu tak płytkie i nieciekawe, cała fabuła tak przewidywalna, że po raz kolejny muszę stwierdzić (tak robię to przy każdym kiepskim filmie o ,,paranormaliach”), że lepiej bym się bawiła oglądając dowolny odcinek Supernaturala. Nawet jeśli to niestrawne połączenie Bruce’a Wszechmogącego, Facetów w czerni i Uwierz w ducha, miało być kierowane głównie do nastoletnich fanów popularnego komiksu, to nie rozumiem dlaczego filmowcy obrażają gusta widzów czymś aż tak niedoważonym.
2 komentarzeKategoria: Filmy
Najnowsza adaptacja prozy Doris Lessing budzi bardzo silne kontrowersje, szczególnie wśród dość konserwatywnych widzów. W komentarzach często pojawiają się słowa oburzenia na taką ,,patologię”, w której dojrzałe kobiety romansują z nastolatkami, a w dodatku i jeden i drugi chłopak, to jednocześnie syn najlepszej przyjaciółki. No jak tak można! W końcu były dla nich jak rodzone matki, a tu taki skandal. Chore to i nienormalne! Cóż, dla niektórych z pewnością tego rodzaju związki nie mieszczą się w ich światopoglądzie, mnie tam jednak bardziej obchodzi kulejąca forma w jakiej przedstawiono całą (wcale nie tak kontrowersyjną moim zdaniem) sprawę.
Skomentuj
Prawdę mówiąc poszłam na ten film tylko dlatego, że na ulotce reklamowej był kogut. Niestety wielka sympatia do drobiu nie opłaciła mi się tym razem. Anomalia to zdecydowanie film dla widzów, którzy lubią kino mądre i poważne (albo filmy, które jak ten, tylko takie udają), albo którzy chcą się przed znajomymi pochwalić swoją głębią intelektualną w doszukiwaniu się symboliki poszczególnych scen. A tak w ogóle to film bardziej dla wzrokowców niż słuchowców. Wiadomo przecież, że aby obraz wydawał się cięższy treściowo i bardziej na poziomie, dialogi muszą być w nim skrócone do minimum, a jeszcze lepiej by dłużyzny zapełniała groźna lub ,,tajemnicza” muzyka. Wtedy widz ma pewność, że nie wydał kasy nadaremno. To jest właśnie przypadek Anomalii.
Czy ktoś w ogóle pamięta, żeby Jennifer Aniston grała kiedykolwiek w jakimś dobrym, albo przynajmniej nieco ambitniejszym filmie? Zawsze tylko te nieśmieszne lekkie komedie, w których wciela się w rolę typowej amerykańskiej dziewczyny z sąsiedztwa. Jej cały warsztat ogranicza się zazwyczaj do prezentowania bujnej grzywy, grubej tapety i pośladków. Nie inaczej jest także i tym razem, tyle, że główna i zarazem chyba jedyna ozdoba Millerów jest już nieco przeterminowana jak na tego rodzaju role. Niby idziemy do kina, żeby popatrzeć na wdzięki pięknej kobiety, ale jednak ciągle kołacze się po głowie myśl, że pani Aniston ma już grubo ponad czterdziestkę i to już nieco niesmaczne, by grać w tym wieku striptizerkę. Chociaż z drugiej strony, dzięki cudom nowoczesnej medycyny estetycznej i odpowiedniemu oświetleniu, Millerowie oferują nam wcale nie najgorszy rozbierany występ, taką nieco przesadzona parodię występu Demi Moore.
8 komentarzyTylko najwytrwalsi wielbiciele talentu aktorskiego francuskiego aktora Romaina Durisa powinni potraktować ten film jako pozycję obowiązkową i wartą zobaczenia. Cała reszta (tych nieszczęśników, którzy nie widzieli ani Dziewczyny z lilią, ani Zakochanego Moliera, ani nawet Heartbreakera) może sobie spokojnie ten obraz darować, ponieważ niczego specjalnego raczej tu się nie zobaczy. Ot, historia podobna do setek innych. Ktoś pokazuje biednemu chłopakowi, że mógłby się stać kimś więcej niż jest, a on chwyta się gorączkowo tej jednej szansy na milion, by stać się częścią lepszego świata. Tyle, że w tym przypadku nie chodzi, jak to zazwyczaj bywa, o nastolatka, ale o całkiem dorosłego faceta. Grany przez Durisa Thomas Seyr ma 28 lat i życie wytyczone przez gburowatego ojca. Wraz ze staruszkiem zajmuje się bowiem nieruchomościami, których kupno, sprzedaż czy zagospodarowanie są znacznie trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Rola Thomasa w tym prawie przestępczym interesie polega głównie na biciu dzikich lokatorów i na wykurzaniu niewygodnych najemców przez podrzucanie im pod drzwi szczurów. Tak wygląda jego kariera zawodowa aż do momentu gdy przez przypadek spotyka swojego dawnego nauczyciela gry na fortepianie i przyjaciela jego zmarłej matki. Budzą się wspomnienia i chęć by zrobić ze sobą coś sensownego.
SkomentujPowiem szczerze, że gdyby członek mojej rodziny popełnił samobójstwo, a ja byłabym religijną osobą, w dodatku pozbawioną poczucia humoru (co za straszne połączenie!) to poczułabym się tą animacją poważnie urażona. Ale że tak nie jest, mogę wszystkim z czystym sumieniem polecić tę naprawdę zabawną, choć nie zabójczo śmieszną czarną komedię. Jeżeli podobała wam się Gnijąca panna młoda Burtona, a groteska, makabra czy totalny surrealizm nie są wam obce, z pewnością będziecie w stanie wczuć się w specyficzny klimat Sklepu dla samobójców. Zresztą by poczuć się w tym filmowym świecie jak w domu, wystarczy założyć, że większością ludzi kieruje odwrotna motywacja niż w rzeczywistości, Normalnie w końcu robimy wszystko by jakoś utrzymać się na powierzchni, zachować, choćby i przygnębiające, biedne czy schorowane życie. W świecie francuskiej kreskówki jest na opak: mieszkańcy przedstawionego tu miasta (które miało być zapewne strasznie depresyjne i potwornie przygnębiające, a wygląda jak większość typowych polskich miejscowości, na przykład jak Katowice, Wałbrzych czy Szczecin) są tak nieszczęśliwi, zmęczeni i zniechęceni (pewno polityką rządu), że wyjątkowo im się spieszy w zaświaty. Z dachów i okien spadają ciała, niczym deszcz meteorytów, tak, że nawet biedne gołębie nie mogą spokojnie przelecieć. Co za świat! Najstraszniejsze jest to, że choć to tylko surrealistyczna kreskówka, w wielu miejscach przypomina to, czym może się stać już niedługo nasza kryzysowa rzeczywistość. Normalnie prorocze.
SkomentujIdąc na Miłość po francusku dostajemy dokładnie to, na co liczymy decydując się na komedię romantyczną (nie zrażajcie się fatalnym tytułem, który nie ma nic wspólnego z fabułą). Film jest lekki, naprawdę zabawny, a jego bohaterowie sympatyczni i czarujący. Nie przeszkadza ani mało oryginalny zamysł, ani lekki brak logiki w poszczególnych wątkach. Prawdę mówiąc seans podobał mi się tak bardzo, że z chęcią wybrałabym się na to samo do kina jeszcze raz, a co więcej innym też się podobało (nie żeby mnie to jakoś szczególnie obchodziło czy coś). Przez cały czas na sali kinowej słychać było autentyczny wesoły rechot, i to pomimo barku żenujących dowcipów. Jednak Francuzi maja klasę!
2 komentarzeChoć nowa komedia Paula Feiga to całkiem dobre kino, mam nadzieję, że jej główną zasługą dla kinematografii będzie przypomnienie wszystkim o poprzednim wielkim sukcesie reżysera, czyli o Druhnach. Nie wyobrażam sobie by ktokolwiek kto interesuje się ,,kobiecym kinem”, lubi dobrze się pośmiać lub po prostu jest kobietą, nie obejrzał Druhen chociaż raz (ja radzę stałe comiesięczne seanse na poprawę humoru). Jest tu wszystko co chciałoby się wiedzieć o kobiecej psychice, zwłaszcza o kobiecej przyjaźni oraz potrzebie akceptacji. Przy tej produkcji wcześniejsze filmy z nurtu kina kumpelskiego po prostu przestają się liczyć. Nawet Kac Vegas (a fuj!) przy Druhnach to straszna słabizna. Zresztą film reklamowany jako żeńska wersja Kac Vegas nie ma z skacowanymi wygłupami nic wspólnego. Co prawda jest malutki epizodzik opowiadający, jak to druhny i panna młoda wybierają się do stolicy hazardu, jednak w końcu tam nie docierają, więc tego porównania po prostu nie rozumiem.
5 komentarzyJeżeli masz choćby szczątkowe wyczucie smaku i odrobinę instynktu samozachowawczego, trzymaj się z dala od Niewiarygodnego Burta Wonderstone’a. To jest zdecydowanie najstraszniejszy film tego roku. Prezentowana tu potworna gra aktorska oraz cała oprawa przeraziły mnie bardziej niż duchy z Obecności. Z drugiej jednak strony ostrzeżenia może nie są potrzebne, bo jak ktoś ma choćby jakieś okruchy dobrego gustu, to nie połakomi się jak ja na komedię o dwóch magikach występujących w Las Vegas, czyli światowej stolicy kiczu. Samo miasto mnie przytłacza, a do tego dodali jeszcze tak nieprzyswajalny temat jak perypetie rozkapryszonych iluzjonistów. Może innym widzom, na przykład takim, którzy lubią magiczne sztuczki, cekinowe kostiumy i sceniczne wygłupy, ten film bardzo się spodoba, ale ja uważam, że był straszny. Niewiarygodny Burt Wonderstone powinien być pokazywany w pakiecie z Iluzją, żebyśmy zobaczyli jak powinno się i nie powinno kręcić filmów o magikach.
Komentarz
Bardzo długo nie mogłam zmęczyć tego serialu, ale wreszcie go obejrzałam w całości, powodowana głównie patriotycznym obowiązkiem (zdecydowanie nie przyjemnością estetyczną, bo formalnie to liche i cienkie). Podobnie jak tysiące Polaków, również przyszło mi się oburzyć na sposób w jaki Niemcy pokazują nas w swojej produkcji. Jeszcze większe wzburzenie ogarniało mnie w chwilach, gdy orientowałam się jak bardzo się twórcy nie postarali również w innych kwestiach. Czyżby niemieccy filmowcy uważali, że niemieccy widzowie, dla których to dziwo było przeznaczone, byli nie tylko wciąż antysemitami (projektującymi swój antysemityzm na wschodnich sąsiadów) pragnącymi nadal wybielenia wojennych win, ale, że są również nieobytymi z kinematografią idiotami, którzy zadowolą się byle czym?








