Pomiń zawartość →

Kategoria: Filmy

Hobbit

Jeszcze przed obejrzeniem pierwszej części kolejnej tolkienowskiej trylogii filmowej, znalazłoby się parę powodów do obśmiania tej produkcji. Głównym z nich byłby z pewnością pomysł by z tak niewielkiego dziełka, lektury szkolnej formatu zeszytowego, wydobyć inspirację do aż trzech filmów. Ci, którzy podejrzewali, że jakość scenariusza na tym ucierpi, mieli rację. Hobbit sprawia wrażenie przedłużonej zapowiedzi filmowej puszczanej przed właściwym seansem i żadne, nawet tak spektakularne efekty specjalne jakie tutaj zastosowano, nie są w stanie zatrzeć tego wrażenia.

3 komentarze

The Man with the Iron Fists

The Man with the Iron FistsMimo tego, że jest to dzieło godne ze wszech miar miana filmowego potworka dekady i, że pewno Amerykanie wstydzą się go tak mocno jak Polacy KacWawy, to ta baśniowa opowieść o żelaznych kończynach ma pewne walory edukacyjne. Powinno się ją pokazywać studentom absolutnie wszystkich szkół filmowych, by mogli się nauczyć jakich filmów nie robić. Jak nie grać, jak nie reżyserować, jakiej muzyki i charakteryzacji nie robić- absolutnie wszystko tutaj jest. Najważniejsze to chyba, jak nie zrobić krzywdy dobremu aktorowi. Lucy Liu i Russell Crowe pewno wstydzą się pokazywać znajomych, po tym jak ta pierwsza zagrała w omawianym dziele burdel mamę, a ten drugi wcielił się w otyłego erotomana męczącego azjatyckie prostytutki czymś co miało być chyba żelaznym penisem, a na ekranie wyglądało jak świecąca gruszka, czy jakaś inna żarówka.

Skomentuj

Kronika opętania

Czasy gdy kręcono porządne dreszczowce, po których nie można było zasnąć przez wiele nocy, niechybnie już się skończyły, a Kronika opętania jest tego kolejnym dowodem. Film klimatem przypomina takie hity jak Labirynt fauna czy Sierociniec, które zresztą też nie były jakimś mistrzostwem gatunku, a najstraszniejszy w nich był chyba akcent z którym mówiły postaci (nie przywykliśmy do czegoś innego niż angielski i twórcy filmów na całym świecie powinni to uszanować). No i oczywiście dzieci w horrorach zawsze są straszne. Nawet bardziej przerażające niż mówiące lalki czy klauni (choć tu należałoby się zastanowić), i to wcale nie dlatego, że robią coś strasznego, ale że po prostu są dziećmi.

Skomentuj

Dopóki piłka w grze szczerze

Debiut reżyserski Roberta Lorenza to przyzwoite kino na zimowe wieczory, ale nie powala na kolana i nie wróży wielkiego sukcesu tego twórcy. Film opowiada historię podstarzałego rekrutera basebollowego, który (mówiąc oględnie) ma pewne problemy ze wzrokiem. Clint Eastwood w tej roli po raz kolejny pokazuje widzom, że ma do siebie duży dystans, bo jego postać , nie dość, że bardzo stara, prawie ślepa, to w dodatku ma poważne problemy z prostatą, co obserwujemy już w pierwszej scenie z jago udziałem. Cały film bazuje zresztą na nietypowym uroku gwiazdor westernów, dla którego właściwie ogląda się do końca tą nieco naiwną historyjkę. Jak zwykle, gdy chodzi o staruszka, szefowie chcą go zwolnić mimo, iż jest kimś w rodzaju legendy w swojej branży. Oczywiście do tego nie dochodzi, ponieważ Clint jest niepokonany i nie potrzebuje wzroku by zobaczyć utalentowanego gracza. W kluczowej dla jego dalszej kariery rekrutacji, wystarczył dobry słuch. No to się nazywa klasa.

Skomentuj

Cosmpolis

CosmopolisSzczerze odradzam. Szczerze zniechęcam. Szkoda kasy na bilet do kina na coś takiego. Szkoda czasu w domu nawet żeby to obejrzeć. To metaforyczno-enigmatyczne dzieło zniecierpliwi nawet najbardziej cierpliwych i odpornych na dziwactwa, złą grę i głupotę scenariusza. Fabułę ma to mniej więcej taką, że sławny, superbogaty i bardzo utalentowany młody finansista, Eric Parker, jedzie limuzyną do fryzjera (no naprawdę!) a w drodze spotyka różne osobliwe postaci np. doradców, inne ,,złote dziecko” giełdy, kochankę, narzeczoną i inne osobliwe persony. Jak donoszą liczne media, postać parkera ma być alegorią całego świata finansów, o którym jakoś więcej ostatnio myślimy na okoliczność kryzysu, o którym może niektórzy już słyszeli. Nic z zamierzonej ważkości tematu, powagi i patosu nie wyszło. Jest po prostu śmiesznie.

Skomentuj

Obława

Wszyscy kochamy filmy o wojnie. No może nie o każdej wojnie, ale o drugiej światowej na pewno. No może nie o całej wojnie, ale obozy koncentracyjne, powstanie warszawskie, getto i partyzantka zawsze się sprzedadzą. Jest w widzu jakiś głód okropieństwa, surowej walki o byt, przedśmiertnej grozy absolutu i wielkiej sprawy, za którą można umrzeć okropnie, nędznie i w poniżeniu. Tak sobie przynajmniej tłumaczę to, że każda osoba którą znam przechodziła (w różnym stopniu) na pewnym etapie życia absolutną fascynację holocaustem.

Skomentuj

Musimy porozmawiać o Kevinie

No wreszcie szczery i autentyczny obraz macierzyństwa. Lynne Ramsay bez lukru i emocjonalnego bełkotu pokazuje widzom wizję macierzyństwa bardzo daleką od ideału. W codziennym medialnym przekazie ciągle wciska nam się obrazki a to kobiet marzących od pierwszej miesiączki by zostać matka i żoną (to drugie opcjonalnie), a to cudownych rodzin, gdzie ciąże i porody przebiegają bez problemowo, a matka i dziecko są w sobie szaleńczo zakochani od momentu pierwszego piersią karmienia aż do dorosłości dziecka (dziewczynki oczywiście, pępowina łącząca mamusię z synusiem jest wiecznotrwała). A przecież znamy przypadki dzieci nieudanych lub złych matek, które jakoś ,,tego nie czują”.

3 komentarze

Kochanek królowej

Nudna jak flaki z olejem duńska produkcja filmowa, stworzona i zagrana przez ludzi, których nazwisk i tak nie znamy i raczej nie zapamiętamy. W rolach głównych: francuska postępowa myśl oświeceniowa, próbująca wedrzeć się na zapóźniony cywilizacyjnie dwór duński; szalony i zdziecinniały król-hulaka, który, jak się okazuje, tylko gra wariata bo jest nieśmiały; młoda mdła królowa o gołębim sercu i płonących lędźwiach, świeżo sprowadzona z Anglii; lekarz-filozof z tłustym kucykiem, którego niby gra aktor wcześniej będący czarnym charakterem w poprzednim Bondzie, a którego też nikt raczej nie kojarzy. Właściwie to tylko ten nieszczęsny król budzi naszą sympatię. Jak każdy historyczny wariat, dziś byłby zapewne uznany za bardzo barwnego ekscentryka. Jest kimś w rodzaju beztroskiej gwiazdy rocka na trupio poważnym i zimnym królewskim dworze. Film właściwie pokazuje, że król jest niepotrzebny, a państwem może rządzić absolutnie każdy.

Komentarz

Take this waltz

Take this waltz to dość irytująca produkcja z premedytacją skierowana do widzów płci żeńskiej, o czym świadczy jej ,,nastrojowość”, czułostkowość i melancholia, którymi przesycony jest absolutnie każdy kadr tego dzieła. Banalna historia młodej i już znudzonej życiem małżonki, niespełnionej pisarki Margot (w tej roli Michelle Williams), o której już od pierwszych scen wiadomo, że zaraz zostawi swojego nudnego otyłego małżonka dla wysportowanego sąsiada. Jest to oczywiste i wkurzające ponieważ dłuży się niemiłosiernie. Przez cały ten czas małżonek udowadnia, że jest totalnym kretynem. Z zawodu kucharz, Lou pracuje w domu tworząc kolejną książkę kucharską poświęconą wyłącznie daniom z drobiu. Najwyraźniej zbyt duża ilość kurczaków (może jest zwolennikiem Diety Dukana) pomieszała mu w głowie, ponieważ w wolnym czasie robi żonie okrutne żarty np. polewając ją zimną wodą pod prysznicem. Jej to oczywiście nie przeszkadza, taka jest oryginalna. Sama główna bohaterka ewidentnie cierpi na depresję i nic dziwnego, bo przecież takie spokojne miłe życie bez większych wstrząsów, w dodatku z absurdalnie piękną kanadyjską przyrodą w tle, każdego wyprowadzałoby z równowagi.

Skomentuj