Pomiń zawartość →

R.I.P.D. Agenci z zaświatów

No i znowu mamy do czynienia z przypadkiem, w którym zapowiedź okazała się dziesięć razy lepsza niż sam film. Tak dobrze w niej sklecili najciekawsze sceny z Agentów z zaświatów, że poczułam się szczerze zachęcona i naprawdę czekałam na tą komiksową adaptację (aż wstyd się przyznać). Tymczasem produkcja okazała się nie dość że schematyczna i okraszona czerstwymi dowcipami, to jeszcze śmiertelnie nudna, a tego już w komediowo-młodzieżowym kinie akcji ścierpieć nie sposób. Wszystko jest tu tak płytkie i nieciekawe, cała fabuła tak przewidywalna, że po raz kolejny muszę stwierdzić (tak robię to przy każdym kiepskim filmie o ,,paranormaliach”), że lepiej bym się bawiła oglądając dowolny odcinek Supernaturala. Nawet jeśli to niestrawne połączenie Bruce’a Wszechmogącego, Facetów w czerni i Uwierz w ducha, miało być kierowane głównie do nastoletnich fanów popularnego komiksu, to nie rozumiem dlaczego filmowcy obrażają gusta widzów czymś aż tak niedoważonym.

Szczególnie razi w Agentach z zaświatów brak troski o jakiekolwiek pogłębienie tych drewnianych, schematycznych postaci. Mamy świeżo zabitego zdolnego policjanta z Bostonu, który jest oczywiście narwanym żółtodziobem, oraz partnerującego mu starego kowboja, który w Wydziale ds. Wiecznego Odpoczynku spędził jakieś dwa wieki i o ściganiu potępionych dusz wie już wszystko. Panowie, różniący się od siebie jak dzień i noc, szybko się docierają pracując w dobrej sprawie, ale to właściwie wszystko co o nich wiemy. Obaj poruszają się jak automaty i wypowiadają standardowe w danej sytuacji kwestie oraz nieśmieszne żarciki. Zbłąkane duszyczki, przypominające raczej obcych, są równie nieciekawe, a ciągłe pościgi i strzelaniny to już straszne nudziarstwo. Zupełnie się to wszystko nie klei i już od połowy filmu zaczyna się niecierpliwe wyglądanie końca (końcem jest oczywiście grożąca światu apokalipsa, bo przecież nie mogło być inaczej).

Jedyna kwestią, którą warto by było dokładniej omówić w kontekście Agentów z zaświatów, jest prezencja tychże agentów, którzy posłani na ziemię, wcale nie wyglądają jak przed śmiercią. Stary kowboj Ray jawi się ludzkim oczom jak ponętna blondynka, o urodzie modelek z Playboya, a nieszczęsny Nick wygląda jak bardzo typowy stary Chińczyk. Pomysł ciekawy, ale tylko na tym cała produkcja nie ujedzie, a innych atrakcji naprawdę brak.

Podobnie jak w Zielonej Latarni, także i tu gra Reynoldsa, wcielającego się w Nicka, była drewniana, ale to postać starego kowboja jest zdecydowaną masakrą tego filmu. Jeff Bridges kreuje osobę, która na pierwszy rzut oka jest tylko sfrustrowanym starszym panem lubiącym strzelać do potworów. Zupełnie nie budzi sympatii, ale to pewno dlatego, że mówi tak, jakby ciągle przeżuwał podeszwę buta. Jednak gdy się bliżej przyjrzymy (no co? nudziło mi się podczas filmu) to zobaczymy głęboko nieszczęśliwego szaleńca, opętanego przez manię kojotową. Biedak twierdzi, że uległ czemuś co można by nazwać odwrotną zoofilią, na skutek bliskiego kontaktu z kojotami (które nawiasem mówiąc wcześniej skonsumowały z jego ciała co mogły). Po tego rodzaju wyznaniach, trudno dalej traktować ten film jak lekka komedię. To już bardziej dramat psychologiczny.

Agenci z zaświatów to jeden z najgorszych filmów jakie ostatnio widziałam, także dlatego, że wszystko jest tutaj takie staromodnie dosłowne i do bólu szablonowe. Aż nie mogłam uwierzyć, że ktoś jeszcze może pokazywać umieranie i pójście do nieba, jako autentyczne wciągnięcie duszy pomiędzy rozstępujące się obłoki. Aż strach pomyśleć co się dzieje według filmowców z umarłymi innych wyznań, albo spoza Bostonu.

Opublikowano w Filmy

2 komentarze

  1. Droga autorko,

    Nie zgadzam się z Twoją miażdżącą krytyką „R.I.P.D. Agentów z zaświatów”. Film był przewidywalny, fakt, ale czyż „Faceci w Czerni” (1,2,3) czy „The Avengers” nie są? Dokładnie w ten sam sposób są. Żarty w R.I.P.D rozbawiły wiele osób, którym zasugerowałem ten film. Wręcz pokładały się one ze śmiechu.

    Twierdzisz, że postacie są drewniane i za mało o nich wiemy. Mi to nie przeszkadza, może właśnie tak ma być. A może autorzy filmu zostawili sobie coś, jakieś smaki, retrospekcje na drugą część. Ogólnie film ma fajny klimat, taki lekki, poprawiający nastrój – jak cała seria „Facetów w czerni”, którą zresztą uwielbiam.

    Naprawdę wolałabyś obejrzeć Supernaturala, aby pokazać, że to (R.I.P.D) jest jeszcze gorsze? Otóż moim zdaniem nie jest. Supernatural to mocno niedopracowany serial z mnóstwem błędów i niekonsekwencji. A gdzie tutaj wskażesz błędy? Zostaje Ci tylko stwierdzenie, że film był nudny, przewidywalny, a postacie płytkie. Ale na takiej zasadzie można się przyczepić do każdego dzieła, jeśli nie trafia ono w czyjś gust.

    Pisząc to, co wyżej nie chcę się rozprawiać z Tobą. Chcę Ci dać do zrozumienia, że jednak istnieją ludzie, którym ten film się podobał. Może Cię to bardzo zdziwi i zrobisz wielkie oczy. Cóż, ja np. takie robię, słysząc, że komuś się podobał „Weekend” – Cezarego Pazury.

    Pozdrawiam

  2. FanAtyk FanAtyk

    Mimo szczerych chęci (próbowałem dwa razy) nie dotrwałem a ni razu nawet do 2/3 filmu. Jest masakrycznie wręcz szablonowy i przewidywalny. Zgadzam się z recenzją i odradzam oglądanie tego gniota. Hollywoodzcy producenci najwyraźniej mają widzów za ameby że wciskają nam takie coś. A taki ładny plakat… :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *