Pomiń zawartość →

Obecność

Naprawdę dawno już się tak nie wystraszyłam jak na Obecności (The Conjuring), ale to może dlatego, że mam słabe nerwy i z premedytacją unikam horrorów. Jak już mi się zdarzy jakiś obejrzeć, to opłacam to kilkoma nieprzespanymi nocami i nie inaczej było w tym przypadku. Mój poziom przerażenia był niebezpiecznie blisko tego, co czułam oglądając Widmo (Shutter), co chyba jest dobrą reakcją na film, który z założenia ma nas zdrowo przestraszyć (choć osobiście w długowłosych Azjatkach wegetujących na czyiś ramionach nie widzę ni zdrowego). Obecność wywołała u mnie ciarki i podwyższone ciśnienie tyle razy, że aż zaczęłam się zastanawiać jakim specjalistą od neuroprogramowania ludzi i badania ich atawistycznych instynktów trzeba być, by kręcić coś takiego. Głównie ,,czynnik zastrachania” i ilość nadnaturalnych stworzeń manifestujących swą obecność znienacka, zadecydowały o uznaniu, nie tylko przeze mnie, ale i przez widzów na całym świecie, Obecności za bardzo porządny (jeśli nie naprawdę dobry) horror, a wszyscy wiemy jak trudno o takie w dzisiejszych czasach.

Film jest promowany jako autentyczna historia, która przydarzyła się pewnej nieszczęsnej amerykańskiej rodzinie. Podobno, zarówno ofiary opętania, a właściwie nawiedzenia ich domu przez liczne niespokojne duchy, jak i postaci walecznych demonologów, czyli małżeństwa Warrenów, to żyjący w realu ludzie z krwi i kości. Myśląc o tym, że ktoś przeżył to co widzimy na filmie na własnej skórze, bałam się jeszcze bardziej i pewno tak miało być.

Właściwie ten wpis powinnam zacząć od tego, co interesuje większość widzów, a mianowicie, jak bardzo Obecność jest zbliżona do Sinistera, do którego często w recenzjach się ją porównuje. Zapewne rozczaruję niektórych pisząc, że raczej nie bardzo. Wisielec na wielkim drzewie za domem to właściwie jedyne podobieństwo do dreszczowca z Ethanem Hawkiem. Nie jet to jednak wada, a zaleta filmu, który posiada własną, odrębną jakość.

W Obecności najbardziej podobało mi się chyba sprawne połączenie różnych klimatów i inspiracji. Mamy tu wszystkie najstraszniejsze rzeczy w udanym miksie, czyli straszne dzieci, straszne zabawki i straszne domiszcze w jednym (dom w dodatku chyba z gumy zrobiony, bo ciągle okazuje się, że ma kolejne i kolejne ukryte pomieszczenia). Do tego jeszcze klątwa czarownicy, seryjne zbrodnie, opętana mamuśka i inne cudeńka. Twórcom udało się to sprawnie połączyć, dzięki czemu nie mamy wrażenia, że jakikolwiek element tej historii jest zbędny. Opowieść dużo też zyskała dzięki umieszczeniu jej w oryginalnych ramach czasowych, czyli w latach 70-tych. Naprawdę z dużą dokładnością zadbano tu o najdrobniejsze szczegóły. Wyjątkowo podobało mi się nawet zbrzydzenie głównych bohaterów. Grająca Lorraine Warren Vera Farmiga dała się nawet zamotać w bufiaste bluzki i workowate sukienki, a jej filmowy mąż, Patrick Wilson, nosi bardzo nietwarzowe bokobrody. No i jest oczywiście ,,specjalistyczny” sprzęt do tropienia zjawisk nadprzyrodzonych. Możemy sobie popatrzeć jak to się drzewiej robiło, gdy pogromcy wampirów i tropiciele duchów dysponowali tylko magnetofonami i aparatami fotograficznymi z olbrzymią lampą błyskową.

Obecność ma także niestety wiele słabych stron (ale każdy film je ma jak ktoś się uprze). Denerwowało mnie głównie postępowanie wbrew kodeksowi tropicieli usankcjonowanemu przez Sama i Deana z Supernaturala (tak, wiem że procedura jest fikcyjna, ale co z tego? jakaś spójność musi być). Każdy przecież wie, że nawiedzone przedmioty powinno się palić, a opętanych polewać święconą wodą. Zamiast tego graty są gromadzone w domu małżeństwa, a upiór głaskany po czole. No poważnie, kto robi muzeum demonicznych osobliwość w domu, w którym wychowuje się małą dziewczynkę? Przecież wiadomo, że jak się nawet zakaże wchodzenia, to gówniara tym bardziej wejdzie, szczególnie jeśli w pomieszczeniu znajduje się śmieszna, poruszająca się lalka). No i oczywiście, Winchesterowie nie zastanawialiby się cały film skąd wziąć księdza tylko sami odprawiliby błyskawiczne egzorcyzmy i to w dodatku tak, że ofiara nie uciekłaby im spod nosa. Nie dopuściliby się także tak dużej niekompetencji, jak skupienie się tylko na jednym duchu, gdy pozostałe buszują wśród ludzi w najlepsze (poważnie, co się stało z bladym chłopcem?). Cóż, trzeba pamiętać jednak, że to profesjonaliści, walczący z demonami od wielu sezonów serialowych, a Warrenowie to tylko bohaterowie jednego dobrego filmu.

Opublikowano w Filmy

Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *