Pomiń zawartość →

300: Początek imperium

Obejrzałam sobie to cudo w Dzień kobiet i przyznam, że był to idealny seans na okoliczność celebrowania kobiecej siły (byłoby jeszcze fajniej, gdyby nie siedział obok mnie pijany nastolatek komentujący walory aktorek). Przyznam, że z pierwszej części najlepiej zapamiętałam wcale nie świecące klaty Spartan, a błyskotliwe frazy żony Leonidasa, królowej Gorgo (Lena Headey). Postać ta także pojawia się w Początku imperium, ale najwięcej żeńskiego pierwiastka wnosi postać głównodowodzącej sił perskich przeciw Grekom, tajemniczej i mściwej Artemizji. Podczas gdy dzielny Leonidas gdzieś tam sobie daleko walczy z Kserksesem, Artemizja prowadzi znacznie większe starcie na wodach pod Salaminą i wszystko wskazuje na to, że zetrze siły greckie pod wodzą generała Temistoklesa w drobny mak. Bardzo mi się podoba to, że jako przeciwwaga dla morza testosteronu, pojawiała się postać grana przez mroczną i dziwną Evę Green.

Jestem naprawdę wielką fanką telewizyjnych i kinowych widowisk inspirowanych kulturą starożytnych Greków i Rzymian. Obejrzę wszystko spod znaku sandałów i mieczy, choć raczej nie pokuszę się o lekturę komiksu Franka Millera, którego adaptacją były obie części 300. Ze względu zatem na to, że mi się wszystko z tego gatunku podoba, mogę nie być za bardzo obiektywna. Oczywiście, Początek imperium mógł być znacznie lepszym filmem, ale gdyby wyrzucono z tej produkcji wszystko, co niedorzeczne, przesadzone i śmieszne, to nie byłaby ta sama historia. Osobiście najwięcej zastrzeżeń mam do głównego bohatera, generała Temistoklesa (Sullivan Stapleton), który może i ma przystojną twarz i umięśnioną klatę, ale do charyzmatycznego Leonidasa – Gerarda Butlera naprawdę mu daleko. Daję słowo, że w scenach, w których gra z Evą Green (Artemizją) jest wprost niewidzialny, tak mały się wydaje w zetknięciu z magnetycznym urokiem francuskiej aktorki (która przecież szczególnie zgrabna czy piękna wcale nie jest, a jednak…).

Gdybym była złośliwa, mogłabym powiedzieć, że podobni do siebie niczym klony tego samego Arnolda Grecy, mogliby zamiast o ojczyźnie i przyszłości demokracji, dyskutować o ćwiczeniach na rozrost karku czy odżywkach białkowych, a na widzach zrobiłoby to takie samo wrażenie. Mogłabym się czepiać, że ze wszystkich mężczyzn w Początku imperium, w pamięci na dłużej pozostają tylko te złe typy, czyli uwznioślony, boski i złoty Kserkses (Rodrigo Santoro) i rozpaczliwie potrzebujący pomocy ortodonty garbus. Pewne wątpliwości co do spójności wreszcie budzić by mogła motywacja bohaterów, bo gdyby tak się dowiercić się do początków, to Artemizja ma o co mieć pretensje, a Temistokles broni już od początku lekko nadgniłej demokratycznej sprawy. Ale czepiać się nie będziemy. I tak jest cudnie. Efekty specjalne i opalone mięśnie robią swoje. Do tego dynamika opowieści nie pozwala nawet na chwilę nudy. Biegający, skaczący, pływający, a nawet latający Grecy pod Salaminą zdecydowanie ożywiają moją wyobraźnię, która (chyba jak wyobraźnia większości widzów) ze wstrętem, ale i z fascynacją reaguje na widok odcinanych głów i potoków karmazynowej krwi.

Jedyne poważne zastrzeżenia z mojej strony, to te związane z nawiązaniami do obecnej sytuacji geopolitycznej na świecie. Obyło by się bez ciągłego uwznioślania demokratycznej walki o obronę własnej wolności i tożsamości przed barbarzyńcami ze Wschodu. Jakoś przesłanie, że zwycięzcy i szczęśliwi mogą być tylko po amerykańsku wolni ludzie, jakoś do mnie nie przemawia. Terroryści-samobójcy skradający się na statek to także duża przesada.

Oglądanie 300 (zarówno pierwszej jak i drugiej części) nigdy się nie nudzi. Jest to świetny film motywujący, nie tylko dla pakerów z siłowni (dla których to zapewne filmy kultowe, a już na pewno pierwsza część). Produkcje te przez ogromną dawkę patosu połączoną z dość specyficznym realizmem, łączą się wprost nie tylko z naszą sferą emocji, ale wprost z fizycznością. Oglądając heroiczne zmagania naprawdę ma się wrażenie własnej fizycznej wszechmocy. No kto z was na 300 nie myślał sobie, że też by tak mógł? Kto nie chciał być Leonidasem? Który widz oparł się ciągłemu powtarzaniu (choćby w myślach), że ,,To jest Sparta!!!”. Ludzie, idźcie na Początek imperium!

Opublikowano w Filmy

3 komentarze

  1. Tomek Tomek

    Faceci w tym filmie to jakaś masakra, żadnej wyrazistej postaci (chyba, że coś przegapiłem). Gdyby nie Eva Green, to można by sobie to darować.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *