Pomiń zawartość →

Herkules i inne starożytne osobliwości

Obawiałam się tego od dawna, ale dałam radę i obejrzałam wreszcie Herkulesa z Dwaynem Johnsonem. Prawdę mówiąc myślałam, że będzie znacznie gorzej, a tu całkiem przyzwoita rozrywka, która nawet dała mi do myślenia na dłuższy czas. Możecie pomyśleć, że jestem mało wybredna, ale w porównaniu do innych tegorocznych piaskowo-sandałowych tworów, takich jak Pompeje czy Legenda Herkulesa, ten film wypada całkiem przyzwoicie. Chyba urzekło mnie podobieństwo głównego bohatera do pierwszego Herkulesa jakiego widziałam, czyli do Kevina Sorbo. No i świetnie, że ta skromna produkcja nie poszła w całości w efekty specjalne, tylko ma na siebie jakiś konkretny pomysł.

Bez pretensji do boskości

Najnowszy Herkules to dojrzały facet po przejściach, z silnie rozwiniętym instynktem opiekuńczym w stosunku do swoich współpracowników, który pragnie tylko się ustatkować i mieć święty spokój. Choć cała Grecja aż huczy od plotek na jego temat, heros pozostaje zdystansowany i ironiczny w każdej sytuacji, w której ktoś wspomina o jego legendarnych dwunastu pracach. Nasz bohater nie ukrywa, że jego olbrzymia sława to efekt jedynie bojowej sprawności i dobrego PR-u, który zapewnia jego młody ,,siostrzeniec” Jolaos (Reece Ritchie). Chłopak robi to, co dzisiejsze brukowce, czyli każdy czyn Herkulesa rozdmuchuje do olbrzymich rozmiarów, dzięki czemu ludność wierzy, że może liczyć na pomoc syna Zeusa, a jego wrogowie truchleją ze strachu. Prawdziwą próbą dla herkulesowej gromady, w której oprócz poety jest także wieszcz, milczący dzikus, wojownik ze Sparty i amazonka, okaże się misja powierzona im przez przebiegłego króla Tracji, Kotysa (John Hurt). Podczas tłumienia powstania możemy podziwiać nie tylko mięśnie antycznego herosa, ale także jego poczucie humoru i inteligencję przejawiającą się w wymyślnych taktykach wojennych (ach te rydwany koszące!).

Herkules to skromy film bez większych ambicji, a jego bohater to zwykły facet wyróżniający się sporym wzrostem i umięśnieniem. Nic dziwnego, że próbuje dzięki tym atutom wydrzeć od życia co się da. Najmuje się do różnych zleceń, byleby tylko płacili złotem i poza masakrą rodziny nie ma większych problemów. Urzekło mnie to w jaki sposób zbudował swoją legendę, ponieważ moim zdaniem to idealnie pokazuje jak w ogóle rodzą się mity i religie. Wystarczy kilka rekwizytów, odpowiedni strój (taka na przykład lwia skóra) i dobrze zrobiona reklama, a już możemy cashować swój wizerunek i odkładać na godną emeryturę. No, a że jeszcze prosty lud się cieszy to tym lepiej.

Niestety, mimo dobrego pomysłu, kojarzącego się trochę z wiecznotrwałą sławą Achillesa z Troi, Herkules to średniej jakości produkcja, która choć wyprzedza tegorocznych filmowych konkurentów w prześcieradłach i sandałach (nie licząc oczywiście 300: Początek imperium), to jednak serialom telewizyjnym do pięt nie dorasta.

Dwayne Johnson Hercules

Gdzie są gwiazdy z tamtych lat?

Im gorsze filmy o starożytności powstają obecnie, tym większy mam sentyment do seriali starych i nowych o tej samej tematyce. Zawsze bardziej podobało mi się twórcze wykorzystanie antycznego materiału, niż próby wiernego odtwarzania rzeczywistości sprzed wieków. Zapewne właśnie dlatego bardziej lubię Spartakusa niż Rzym (szmiruska ze mnie) i wciąż tęsknię za starymi dobrymi czasami, gdy w telewizji zawsze można było trafić to na Xenę wojowniczą księżniczkę, to na Sorbo-Herkulesa. Jedynie Herkules w wersji nastoletniej, z blond grzybem Goslinga, jakoś nie przypadł mi do gustu.

Wszystkie te produkcje, choć może nie były najdroższe w historii telewizji, miały w sobie urok i styl, który przetrwał w naszej pamięci do dziś. Najbardziej chyba kosztowny Rzym był wciągający i mroczny, a ja wciąż nie mogę przeboleć, że nie pokazali kolejnego sezonu z demonicznym Oktawianem Augustem ustylizowanym na kosmitę. Spartakus miał nie tylko najprzystojniejszych aktorów, ale i najciekawsze czarne charaktery z Soloniuszem na czele (mój mąż marzy o tym by szczurza twarz Craiga Walsha Wrightsona zagrała gdzieś rolę główną). No i ta Lucy Lawless! Nikt tak dobrze jak ta atletyczna i urocza szelma nie prezentuje się w antycznych draperiach i nikt tak nie cedzi przekleństw na wrogów i bogów jak ona. Gdyby tak wzięli ją do Herkulesa, od razu tłumy pognałyby do kin.

Lucy Lawless
Lucy Lawless jako Xena

No i jest jeszcze nasz nieodżałowany Kevin Sorbo, za którym tęskni się nam najbardziej. Szczególnie brakowało mi jego męskiego uroku gdy oglądałam (chyba w jakimś akcie samoumartwienia) Pompeje i Legendę Herkulesa. Te lalusiowate wymoczki z perfekcyjnymi fryzurami i śnieżnobiałymi uśmiechami nie mogą się równać z serialowym Herkulesem, nawet jeśli Sorbo miał w tej produkcji dziwny strój, którego nigdy nie zmieniał, wielką głowę, tłuste włosy i odstający brzuch. Mimo tych defektów i także nie najlepszej gry, chciało się go oglądać, bo nie był taki boleśnie poważny i patetyczny jak dzisiejsze młode gwiazdy. Dlatego też uważam, że Dwayne Johnson dobrze wywiązał się z powierzonego zadania. Widać, że zrozumiał, iż bez dystansu i autoironii nie da się uwieść widzów w tego rodzaju produkcji. Uważam, że to naprawdę godny następca Sorbo i trochę Arnoldowego Conana Barbarzyńcy. A Kellan Lutz i Kit Harington muszą się jeszcze wiele nauczyć i chyba powinni zacząć od przyswojenia prostej prawdy, że ładny wygląd i kocie ruchy to nie wszystko.

A jeśli nadal uważacie (a z forów wiem, że są takich widzów całe legiony), że Herkules to najgorsza rzecz o starożytności jaką widzieliście, to obejrzyjcie sobie kilka odcinków serialu Plebs. Od razu zmienicie zdanie.

Opublikowano w Filmy

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *