Pomiń zawartość →

Edward Bulwer-Lytton, Ostatnie dni Pompei [KONKURS]

Jest to klasyka tak klasyczna, że niemal zapomniana, dlatego dziś, czytana na nowo, niemal szokująca. Wydane w 1834 roku Ostatnie dni Pompei, napisane przez Edwarda Bulwer-Lyttona, brytyjskiego polityka i pisarza, doczekały się do naszych czasów całej serii filmowych adaptacji i literackich odniesień (włącznie z koszmarnymi Pompejami z Kitem Haringtonem, o których nie mogę zapomnieć i śni mi się ten koszmarek po nocach), ale oryginał jest tylko jeden. Kultura starożytna to lustro, w którym przeglądają się wszystkie kolejne epoki, coś, co określa naszą tożsamość jako Europejczyków, a także okres, na znajomość którego warto było się zawsze snobować, bo tylko nielicznym dane było studiować łacinę czy uczyć się antycznej filozofii. Dziś motywy antyczne są twórczo wykorzystywane nie tylko przez literaturę i film, ale nawet przez komiks (300!) czy gry komputerowe (Swords and Sandals). Warto wiedzieć, gdzie bije źródło tej fascynacji nie tylko kultury wysokiej, ale i czysto rozrywkowej, czerpiącej całymi garściami z antyku. Niezaprzeczalnie jednym z takich źródełek jest właśnie ta powieść.

Miłość w cieniu Wezuwiusza

Schemat tej powieści jest prosty i bardzo przyjemny dla czytelnika. Mamy oto parę młodych Greków, Glaukusa i Jonę, przebywających wraz z rzymskimi patrycjuszami w pięknej miejscowości Pompeje. To historia ich miłości została rzucona na szersze tło historyczne, czyli na nadchodzący rychło (jak to wynika z samego tytułu) wybuch Wezuwiusza, który zadusi wszystkich pyłem i pogrzebie we wrzącej lawie. Póki co jednak młodzi cieszą się życiem. Glaukus spędza dni na miłych przechadzkach w towarzystwie przyjaciele Klaudiusza, Jona rozwija się duchowo pod okiem kapłana Izydy, szykuje się walka gladiatorów i ogólnie jest sympatycznie i łatwo, gdyż wszystkie cięższe prace (jak to w Rzymie) wykonują niewolnicy. Wśród zniewolonych jest oczywiście piękne dziewczę, niewidoma o imieniu Nidia, na zabój zakochana w Glaukusie, która, jak od samego początku przeczuwamy, musi skończyć tragicznie. (W tym miejscu przytoczę może celny cytat dotyczący niewolnictwa, świadczący o ironicznym poczuciu humoru autora. Fragment dotyczy smaku ryb: „Te nasze dzisiejsze – żalił się – nie mają należytej kruchości, bo edykt zabronił rzucania im na żer niewolników, a nasi dzisiejsi nie mają w sobie tyle szlachetności, aby dobrowolnie poświęcić się dla dobra panów”)

Przechadzamy się zatem ulicami Pompei, tak jak nasz przewodnik po tym świecie, Glaukus, nieświadomi nadchodzącej katastrofy. Całkiem przyjemnie jest w tym kulturowym tyglu, gdzie spotykają się Rzymianie, Grecy, Żydzi i Egipcjanie. Bohaterów także mamy niezwykle barwnych (choć trzeba przyznać, że dość jednowymiarowych). Prócz bogatych obywateli i ich niewolników, poznajemy także gladiatorów, członków tajemniczej nowej sekty chrześcijan (coś dla miłośników klimatu Quo vadis?), egipskiego maga nekromantę, a nawet czarownicę. Poczynania tych licznych osób znajdują kulminację w dniu, w którym góra postanawia zagrzmić i mocą swej erupcji skazać cały ten mały wszechświat na zagładę.

Wieki potem, zastygli w pozach, w jakich zaskoczyła ich śmierć, uwięzieni w swych skamieniałym życiu codziennym, zostali odkryci i tak pompejanie stali się wielką literacką inspiracją, także dla Edwarda Bulwer-Lyttona. Taki widok musiał potężnie działać na wyobraźnie i przyznam szczerze, że pierwszy raz w życiu sama zapragnęłam wybrać się w tamto miejsce i zobaczyć tę kapsułę nieśmiertelności, wysłaną przez Rzym w przyszłość. To musi być niesamowite uczucie.

Po co nam dziś Pompeje?

Choć nie jest to wielka literatura, a raczej powieść pisana z myślą o rozrywce i edukacji, uważam, że wspaniale się ją czyta właśnie dziś. Zapewne tego o mnie nie wiecie, ale uwielbiam antyk, byłam na antycznej specjalności na studiach i nawet napisałam pracę magisterską o pewnym dziwnym eposie mitologicznym (nie twierdzę, że dobrą:). Z tego też względu bardzo cenię rzeczy napisane właśnie w taki sposób, jakby autor mówił do kogoś, kto pierwszy raz zetknął się z ideą Imperium Rzymskiego czy z łacińskimi terminami. Choć fabuła nie powala, czemu trudno się dziwić, bo co może jeszcze zaskoczyć, gdy się widziało serial Spartakus, to jednak walory dydaktyczne książka zachowała niezaprzeczalnie. Jak na tak niewielką objętościowo powieść, całkiem dobrze poznajemy kulturę antyczną. Narrator cierpliwie i przystępnie informuje nas jak wyglądała typowa rzymska uczta, co bogaci i piękni Rzymianie robili w ciągu dnia, jakie bóstwa i w jaki sposób czczono, kto i jak zostawał gladiatorem, a także jak wyglądała cała struktura społeczna Rzymu. Każdy łaciński termin jest dokładnie wyjaśniony, brak tu (tak irytujących czasami w innym książkach) niedomówień.

Ostatnie dni Pompei mają też tę wielką zaletę dzieł pisanych w XIX wieku, że dokładnie opisuje się tu nie tylko świat przedstawiony, ale i wygląd samych bohaterów. Jest trochę o modzie, trochę o wystroju wnętrz, a nawet trafia się fragment o kobiecych fryzurach. Każdy czytelnik, który dysponuje bardziej filmową wyobraźnią, będzie tą prozą usatysfakcjonowany.

Bardzo spodobało mi się również to, że otrzymujemy klasyczny przekład Leo Belmonta, brzmiący dziś archaicznie, co niektórym przeszkadza, ale mnie zachwyca, gdyż w pewien sposób przybliża nas do tamtych zamierzchłych czasów.

Przeczytajcie sobie na przykład na głos coś takiego:

„Boska Jono! Młodość moja i płomienność krwi ateńskiej rzucały mną po morzu obłędnych szałów”.

Świetna jest także odpowiedź na proste pytanie Skąd pochodzisz?

„Urodziłam się w Neapolis. Lecz w moim łonie dziedzictwem krwi bije serce ateńskie”.

Nikt już tak dziś nie pisze i to nie tylko dlatego, że lepiej się orientujemy w anatomii i wiemy gdzie znajduje się serce.

I właśnie dlatego, moi drodzy, warto się czasem zwrócić do klasyków. Ostatnie dni Pompei sprawdzą się znakomicie jako pierwsza lektura młodego człowieka, który dopiera zaczyna swoją przygodę ze światem antycznym. Moim zdaniem, byłaby to znakomita lektura szkolna.

KONKURS

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Replika, mamy do rozdania trzy świeżutkie, nowiutkie i pachnące egzemplarze powieści. By je otrzymać, wystarczy napisać w komentarzu (na stronie lub na Facebooku) jaką książkę lub film o tematyce antycznej cenicie najbardziej i dlaczego. Trzy najciekawsze wpisy doczekają się nie tylko nagrody w postaci książki, ale także osobnego, sporządzonego przeze mnie wpisu na tym oto blogu.

Opublikowano w Książki

2 komentarze

  1. „Ostatnie dni Pompei” to faktycznie fabularny przewodnik po świecie Antycznym. I choć czytaliśmy go już wieki (!) temu to bardzo przyjemnie było do wrócić do tego tytułu w tym wydaniu. Być może podzielamy pasję, być może chodzi o styl, a być może to tajemnica miasta, które nagle przestało istnieć.
    Czego dokładnie dotyczyła Twoja praca magisterska? ;)

  2. Ola Ola

    Dziękuję za komentarz. Bardzo się cieszę, że są wśród czytelników bloga wielbiciele antycznych staroci w takim wydaniu :)
    A jeśli chodzi o pracę, to dotyczyła ona Nadobnej Paskwaliny Samuela Twardowskiego, ulubionej lektury wszystkich studentów filologii, wspominających potem po latach z rozrzewnieniem zmagania z literaturą staropolską :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *