Mam bardzo duży problem z tym filmem, obejrzenie go kosztowało mnie wiele negatywnych emocji, a jeszcze więcej nerwów przyniosło czytanie tego, co opowiadają o nim aktorzy. Piszę jednak, bo przesłanie Okja jest ważniejsze niż mój dyskomfort psychiczny. Reżyser bardzo docenianego Snowpiercera Joon-ho Bong stworzył kolejny dystopijny obraz przesiąknięty zarówno horrorem jak i czarnym humorem, który dla jednych może być uważany za mroczną wizję niedalekiej przyszłości, a dla innych (na przykład dla świadomych wegetarian i wegan) jest niemal dokumentalnym zapisem rzeczywistości, w której zysk wielkich korporacji z jednej strony oraz naiwność i hipokryzja mięsożernych konsumentów z drugiej strony, przekładają się na niewyobrażalne cierpienia wrażliwych, pięknych i inteligentnych ssaków takich jak krowy czy świnie. To film o tym jak wielkim złem jest chów przemysłowy i jego diabelskie wykwity, czyli farmy przypominające obozy zagłady. Jest to też obraz poświęcony temu, że pieniądz jest współczesnym bogiem i jeśli coś się opłaca to jest także do przyjęcia z moralnego punktu widzenia. Niestety jest to także produkcja ośmieszająca wszelkiego rodzaju ekoterrorystów walczących o prawa zwierząt. Poza tym wszystkim jednak Okja to wspaniały film przygodowy z fantastycznie wygenerowaną komputerowo tytułową bohaterką, który może się spodobać nawet starszym dzieciom, nie tylko ich rodzicom.
Dziesięcioletni plan panny Mirando
Stojąca na czele korporacji Mirando, Lucy Mirando(Tilda Swinton), będąca spadkobierczynią długiej zbrodniczej tradycji koszmarnych interesów, wpada na genialny plan. Przedstawia światu nową rasę zwierząt hodowlanych, tzw. superświnię. Podobno zwierzę zostało odnalezione gdzieś na końcu świata, gdzie wyewoluowało zupełnie naturalnie (no GMO). Zwierzę, wyglądające jak skrzyżowanie krowy, świni i hipopotama, ma być przyszłością rynku spożywczego, które, dzięki ogromnej masie, będzie w stanie zażegnać głód na świecie i wyżywić miliony. Trochę to jednak potrwa, gdyż póki co 26 najbardziej obiecujących prosiąt zostało umieszczonych u różnych drobnych rolników na całym świcie. Za dziesięć lat, gdy superświnki będą dorosłe, ma się okazać, czyje metody zajmowania się trzodą są najskuteczniejsze.
Mija 10 lat i poznajemy już dużą świnkę o imieniu Okja oraz jej opiekunkę Miję (Seo-hyeon Ahn), która wraz z dziadkiem mieszka gdzieś w azjatyckiej zalesionej i górzystej głuszy. Dziecko i świnka żyją ze sobą nie tylko w wielkiej przyjaźni, ale wręcz w biologicznej symbiozie (każdy kto miał w dzieciństwie psa, od razu o nim pomyśli). Sielankę przerywa pojawienie się pracowników korporacji Mirando, którzy siłą zabierają Okję do Nowego Jorku na konkurs na najbardziej dorodną maciorkę. Zrozpaczona Mija rusza śladem swej przyjaciółki. W międzyczasie poznajemy członków Frontu Wyzwolenia Zwierząt, którzy na różnych etapach będą chcieli pokrzyżować Mirando szyki i ujawnić przed całym światem co tak naprawdę odbywa się w złowieszczych laboratoriach i hodowlach producentów ulubionej kiełbaski Amerykanów.
Make a connection
Główną prawdę tej historii przekazuje zła (no dobra, gorsza) siostra bliźniaczka Lucy, Nancy, która w pewnym momencie przejmuje stery. Gdy jej pracownicy obawiają się, że klienci nie kupią „skompromitowanej” wieprzowiny, ona z diabelską trzeźwością stwierdza, że jak będzie tania, to kupią. W tym tkwi całe zło związane z tym, co robi ta filmowa i inne, prawdziwe, korporacje. Po prostu produkują rzeczy tak tanie i tak niskim kosztem, że konsumenci nie mają wyjścia i je kupują. No oczywiście, obiektywnie, mają wyjście, ale jak to wygląda w praktyce, w świecie, w którym cena czyni cuda, wszyscy dobrze wiemy.
Przy okazji Joon-ho Bong doskonale pokazuje hipokryzję konsumentów, którzy z jednej strony kochają śliczne prosiaczki, gadżety reklamowe ze słodkim różowym ryjkiem, a przede wszystkim kochają swoich psich i kocich pupili (też ssaki i to o mniejszych mózgach niż krowy czy świnie), a jednocześnie zajadają ze smakiem kabanosy, nie zastanawiając się zupełnie, skąd się biorę te wędliny.
Wielu zwolenników wegańskiego stylu życia tłumaczy to, że mięsożercy, nawet mimo poważnych problemów zdrowotnych, nie chcą porzucić konsumpcji mięsa i nabiału, tym, że nie potrafią oni dokonać połączenia faktów w swoich głowach. Ciągle spotykam się z opiniami, że gdyby ludzie wiedzieli jak wygląda chów przemysłowy, co się dzieje w rzeźniach lub jak cierpią mleczne krowy, nigdy nie konsumowaliby owoców ich cierpień. Niestety, ten film i wszystko co wokół niego się dzieje temu przeczy. Natura ludzka z powodzeniem opakowuje i wypycha niewygodne fakty, także te najbardziej makabryczne związane z cierpieniem braci mniejszych (w komentarzach do recenzji filmu jest mnóstwo okrutnych żarcików ze zwierząt i wegetarian). Sam reżyser filmu w licznych wywiadach podkreśla, że jego dzieło to nie żadna wegepropaganda, a bardziej sprzeciw wobec nieetycznych działań korporacji wprowadzających na rynek tanią żywność GMO i inne paskudztwa. Sama odtwórczyni głównej roli podkreśla w wywiadach, że nie zamierza przestać jeść mięsa. Ręce opadają.
Jak przystało na produkcję Netflixa i geniusz Joon-ho Bonga, obdarzonego wielką wyobraźnią, Okja to wizualna uczta, dopracowana w najdrobniejszym szczególe. Akcja jest wyjątkowo wartka i zwarta, a wszystkie postaci wyraziste, choć może nieszczególnie pogłębione psychologicznie (czego trudno wymagać w tego rodzaju filmie). Wyjątkowo nie zachwyciła mnie jakoś szczególnie Tilda Swinton, do której dobrych, także bliźniaczych występów zdążyłam się już przyzwyczaić. Za to wielkie wrażenie zrobił na mnie Paul Dano w roli przywódcy ekoterrorystów Jaya, działającego z delikatnością motylka, ale i z rozmachem i fantazją Jokera. Choć to jawna parodia, gdyby Front Wyzwolenia Zwierząt istniał naprawdę, już dziś bym do nich dołączyła.
Twórcy robią tu co mogą by nie epatować przesadnie okrucieństwem, ale i tak są tu mocne sceny, choć mogły być jeszcze mocniejsze. Każdy, kto będzie zszokowany widokiem fabryki śmierci, zwłaszcza mięsożerca, powinien mieć na uwadze to, że w rzeczywistości wygląda to znacznie gorzej (piekło to jedyne określenie na to, jak produkuje się mięso). Nie ma czegoś takiego jak ekologiczny, zrównoważony chów zwierząt. Nie ma szczęśliwych kur ani zadowolonych z dojenia krów. Jest śmierć pięknych ssaków, ani głupszych, ani brzydszych od psów czy kotów.
Na koniec chciałabym wyrazić swoje zadowolenie z tego, że Netflix pokazuje tak wiele filmów o tematyce ekologicznej, w tym dokumenty o weganizmie i zdrowiu. Cowspiracy i What the Health, a także wiele innych pozycji, dają odrobinę złudnej nadziei na to, że coś się zmieni.
Film można obejrzeć tutaj – https://www.netflix.com/title/80091936
Na całe szczęście istnieje, można wspierać :) Choć rzeczywiście, nie jest aż tak kolorowo i spektakularnie
https://www.facebook.com/Ludzie-Przeciw-My%C5%9Bliwym-325356154277382/?fref=ts