Niedawno przeczytana książka Eryka Ostrowskiego pt. ,,Charlotte Brontë i jej siostry śpiące” nie okazała się jak już pisałam aż takim hitem, jednak miała na mnie pewien pozytywny wpływ. Ta dziwna publikacja przypomniała mi mianowicie, za co tak bardzo kochamy opowieści ze wrzosowisk i dlaczego Wichrowe Wzgórza autorstwa (wątpliwego?) Emily Brontë to najlepsza powieść ever. Dzięki panu Ostrowskiemu z ogromnym sentymentem wróciłam do mojej ulubionej ekranizacji tej niezwykłej opowieści i wcale nie była to wersja filmowa z 1992 (Z Ralphem Finnesem i Juliette Binoche w rolach głównych), ale znacznie skromniejsza wersja serialowa z 2009 roku. Możecie myśleć, żem zmysły postradała, ale ten wytwór brytyjskiej telewizji uważam za przejaw reżyserskiego i aktorskiego geniuszu.
8 komentarzyKategoria: Seriale
Wydawać by się mgło, że jak Jane Campion nakręci serial w stylu Twin Peaks to będzie to coś powalającego. No mnie nie powaliło, ale to dobre, solidne, estetycznie wysmakowane dzieło, co z tego, że bardzo, bardzo nudne. Udało się twórcze naśladowanie tematu. Mamy odległą mieścinę na końcu świta, czyli miasteczko w Nowej Zelandii, oraz wielką krzywdę wyrządzoną bardzo młodej dziewczynie. Detektywem tym razem jest kobieta, zamiast mrocznego lasu mamy głębię jeziora, zamiast paranormalnych świrów dostajemy wreszcie w Top of the Lake świrów całkiem rzeczywistych. Jest chmurny, deszczowy nastrój, tajemnica kryjąca się w zdeprawowanej małej społeczności i mnóstwo odcieni szarości. Do tego wprost zapierające dech w piersiach widoki nowozelandzkiej dziczy, zupełnie inne niż bajkowe kadry z Władcy Pierścieni czy Hobbita. Mamy zatem wszystko, a jednak coś nie gra, nie klei się i nie składa na udaną całość. Szkoda.
KomentarzPo horrorze nawiedzonego domu (sezon 1) i szpitala dla psychicznie chorych (sezon 2) Brad Falchuk i Ryan Murphy oferują nam horrorową serię o czarownicach. Coven jest jeszcze lepszy niż poprzednie strachy; zdecydowanie mocniej wbija w fotel i zmusza do napięcia uwagi i niecierpliwego oczekiwania na to co będzie dalej. Tego co się tu dzieje, nie sposób normalnie przewidzieć, dzięki czemu mamy to, co w dobrym widowisku kochamy najbardziej, czyli niespodziankę.
SkomentujO tym jak pasjonującym i ożywczym przeżyciem jest oglądanie tego serialu może świadczyć fakt, że cały pierwszy sezon pochłonęłam w niecałe dwa dni. No jak często zdarza się wam coś takiego? Osobiście uwielbiam trafiać na seriale, filmy i książki, które są w stanie całkowicie opanować moją wyobraźnię, a Masters of Sex właśnie do takich produkcji należy. Już wiem co sobie myślicie, ale zapewniam, że wcale nie chodzi o seks. O wiele ciekawsze są osobiste losy głównych i pobocznych bohaterów oraz to jak kompletną, wręcz hipnotyzującą wizję przeszłości stworzyli autorzy serialu.
3 komentarzePierwsza seria Amerykańskiej historii horroru (czy tez Historii amerykańskiego horroru) była bardzo dobra, ale to dopiero drugą można się naprawdę zachwycić. Dokonano tu rzeczy wprost niemożliwej tzn. połączono horrorowe motywy z kilku zupełnie innych rodzajów dreszczowców i to z bardzo dobrym skutkiem. Wydawać by się mogło, że opowieści z domu wariatów, historie o szatańskich nawiedzeniach i egzorcyzmach, czy też o uprowadzeniach przez kosmitów, nie powinny ze sobą dobrze współgrać, a jednak. W Asylum wszystko gra i buczy i wcale nie jest chaotycznie czy nieskładnie, czego się obawiałam czytając opisy. Twórcy znaleźli własny sposób na połączenie różnych języków filmowych, dzięki czemu oglądana produkcja ma swoisty urok i mroczny czar seriali, do których chce się wracać jeszcze przez długie lata.
2 komentarzeNiby to taki typowy serial kryminalny, a jednak bardzo przewrotnie pomyślany. Akcja Almost Human rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, oczywiście w USA (bo gdzieżby indziej). Dobra wiadomość jest taką, że ludzkość jest już bardzo, ale to bardzo zaawansowana technologicznie. Zła wiadomość to to, że jak cała ludzkość, to niestety przestępcy także. Mamy zatem bardzo pomysłowych i okrutnych złoczyńców oraz stadko dzielnych policjantów, którzy cyfrowymi-magicznymi drogami ścigają kryminalistów. Niby taka typowa zabawa w kotka i myszkę, w której kotek-glina zawsze wygrywa, ale za to ile świetnej zabawy z gadżetami.
KomentarzCzarna lista, jeszcze zanim obejrzałam pierwszy odcinek, niebezpiecznie mi się z czymś skojarzyła. W zapowiedziach, których było całkiem sporo w Internecie, można było przeczytać, że jest to serial o najbardziej poszukiwanym przez amerykański rząd przestępcy, byłym agencie, który nagle, po 20 latach, postanowił nawiązać uprzejmą współpracę z FBI (tytułowa lista to spis przestępców, których nie lubi i chce ich śmierci lub uwięzienia). Doświadczony złoczyńca, Raymond ,,Red” Reddington (James Spader), ma tylko jeden warunek: będzie rozmawiał jedynie z początkującą agentką Elizabeth Keen (Megan Boone), której specjalnością jest tworzenie profili psychologicznych przestępców. Coś brzmi znajomo? Po obejrzeniu kilkunastu minut pierwszego odcinka potwierdziły się moje przypuszczenia co do absolutnej wtórności Czarnej listy. Wyszedł z tego po prostu taki miks Criminal Minds z Milczeniem owiec (nie rozumiem zupełnie na co komu to było, skoro mamy genialny serial Hannibal). W dodatku banalna fabuła zdaje się od początku wskazywać rozwiązanie największej zagadki (czyli o co chodzi?) i jeśli na koniec serii dowiem się, że Red jest ojcem Liz, będę bardzo rozczarowana stereotypowością (rodem z melodramatu) takiego finału przestępczych zabiegów łysego w kapeluszu.
10 komentarzyOglądanie perypetii trzpiotowatej Jessiki Day to moja nowa ulubiona rozrywka, bez której nie wyobrażam sobie choćby jednego popołudnia. Znamy się dopiero od miesiąca, ale dla mnie to jak wieczność. Bohaterowie tego serialu stopniowo zastępują mi rodzinę i nie wiem co się stanie, gdy nadejdzie nieunikniona katastrofa, czyli gdy skończą się odcinki. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że lubię ten serial głównie dlatego, że nikogo w nim nie lubię. Autentycznie każdy, włącznie z główną bohaterką, wkurza mnie straszliwie, a jednak nie mogę przestać na nich patrzeć. Czy wy też lubicie, gdy postaci filmowe lub serialowe irytują was tak, że aż was wszystko swędzi ze zdenerwowania? Miałam już tak przy kultowych Przyjaciołach, ale Jess i chłopaki to zupełnie inny poziom.
3 komentarze
To było raczej do przewidzenia. Po skandynawskiej i amerykańskiej wersji kontrowersyjnego serialu, powstała wersja brytyjska i naprawdę każdej fabule życzę właśnie takiej drogi. Wraz z podróżą po krajach, opowieść o trupie złożonym z dwóch osobnych ciał zyskuje na atrakcyjności i choć przecież wiemy jak się ta opowieść zakończy, nadal możemy śledzić akcję z wielkim napięciem i (przynajmniej u mnie) z rosnącą fascynacją. Mimo że w każdej wersji nad wszystkim dominuje ciemna, chłodna atmosfera, to jednak mamy do czynienia ze znacznymi zmianami dostosowującymi fabułę do krajów, w których się toczy, a to już naprawdę ciekawie się ogląda.









