Pomiń zawartość →

Dracula

No aż takiej słabizny się nie spodziewałam. Jakieś ostrzeżenie powinni dawać, zanim człowiek zasiądzie do oglądania nowej serialowej produkcji o słynnym krwiopijcy z Transylwanii. Ja naprawdę nie jestem wymagającym widzem, szczególnie jeśli chodzi o wampirzą tematykę, ale Dracula jest poniżej nawet mojego poziomu odporności na głupotę, kicz i żenadę (a to duża rzecz, dałam radę w końcu każdemu odcinkowi Czystej krwi). Skoro mamy już i tak okropne Zmierzchy i Pamiętniki wampirów, to nie rozumiem zupełnie po co ktoś się wziął za kolejną produkcję wampirzą, nie zamierzając przy tym wnieść do tematu niczego nowego.

Nowy Dracula dość luźno inspiruje się oryginalną powieścią Brama Stokera, którą tak wszyscy kochamy i chętnie oglądamy jej ekranizację Coppoli. Tytułowy książę ciemności jest tym razem tajemniczym amerykańskim przedsiębiorcą, który przybywa do XIX-wiecznej Anglii, niosąc jej najnowszą zdobycz nauki, czyli geomagnetyzm. Promowany przez działającego pod pseudonimem Draculę wynalazek to taki wi-fi prąd z ziemi (żeby nie powiedzieć gorzej). Normalnie wystarczy żarówę potrzymać, a sama się świeci! Szok dla Anglików gustujących jeszcze w romantycznym świetle świec. Cały przekręt ma na celu pogrążenie tajemniczej organizacji o nazwie Zakon Smoka, która jest odpowiedzialna za to, że Vlad Tepes stał się tym czym jest, czyli stworzeniem nocy. Tak, moi drodzy, sam wampir jest tu niewinnym chłopczykiem, którego wrobiono w ten dziwny stan. On wcale nie chce mordować i zasysać, on tylko szuka zemsty i sprawiedliwości. Pojawia się także wątek miłosny. Podobnie jak u Stokera, mamy w serialu postać uroczej Miny, czyli inkarnację transylwandzkiej dziewczyny Draculi, na którą się teraz czai przez połowę scen i robi jakieś dziwne podchody, w których widz szybko przestaje się orientować. Żeby było śmieszniej, towarzyszy mu postawny, czarny służący oraz Van Helsing we własnej osobie. Sławny pogromca wampirów tym razem służy ciemnej stronie mocy. To on wydobył Draculę z grobu i to on ma mu umożliwić chodzenie w dziennym świetle. Nie bardzo tylko rozumiem po co Van Helsing pracuje nad antidotum (na nieśmiertelność?) skoro Dracul zdaje się czuć całkiem nieźle w dziennej jasności, w której ukazuje go większość ujęć. Mniejsza z tym.

Ogólnie rzecz ujmując nic się tu kupy nie trzyma. Popisy aktorskie grającego główną rolę Jonathana Rhysa Meyera są tylko powtórką jego chmurnych min z Tudorsów. Nie wiem jak was, ale mnie nie jest w stanie przestraszyć niski facecik rekompensujący sobie wzrost obcasami, który w dodatku ma dziwnie, pedantycznie przystrzyżony wąsik. Kiepski z niego wampir i tyle. Reszta postaci także nie jest wiarygodna. Szczególnie podejrzana jest Mina, która (w czasach wiktoriańskich!) studiuje medycynę, mieszka sama i sama porusza się po mieście nocą. Jakieś to podejrzane. Rozumiem, że to tylko pośpiesznie sklecona, tania produkcja, ale mógł ktoś choć w minimalnym stopniu zadbać o wiarygodność postaci. To w końcu telewizja i estetyka też się liczy. Czemu te szantrapy nie chodzą w strojach z epoki i czemu wszyscy mają współczesne fryzury? Jak już na wątkach horrorowo-sensacyjnych nie mogę się skupić, to chociaż przydałoby się jakieś ładne widowisko ratujące tę serialową klapę.

Nowy Dracula to coś, za co Stoker by się wstydził. Ta produkcja to jakaś telenowela z przebierańcami i mam szczerą nadzieję, że kolejnego sezonu nie będzie.

Opublikowano w Seriale

2 komentarze

  1. Magda Magda

    Haha, uśmiałam się. :) Masz rację, któregoś wieczoru włączyłam pierwszy odcinek, ale nie byłam w stanie przebrnąć…Nie ma to jak ekranizacja Coppolli. Mimo wszystko, mam nadzieję, że Jonathan uporał się ze swoim problemem alkoholowym, szkoda chłopaka, bo fajnie zagrał w „Matchpoint”.

  2. jungli jungli

    Poprawny chlopiec, bo tylko tak mozna nazwac glownego bohatera, sili sie na bycie big bad Drakula. Parodia. Nawet momentami pseudo basniowy klimat nie jest w stanie przykuc mojej uwagi na dluzej niz 5min, jednakze, jako, iz zawsze daje szanse nowym serialom, przebrnalem przez 4 odcinki i powiedzialem sobie, ze p… dalej tej kulki nie pcham…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *