Pomiń zawartość →

Kategoria: Filmy

Counterpart, Downsizing i Morderstwo w Orient Expressie, czyli o produkcjach, które zawiodły

Oczywiście jest to wyłącznie mój sugestywny punkt widzenia i kwestia mojego (pewno niezbyt dobrego) gustu do filmów i seriali, ale wymienione w tytule pozycje uważam za najbardziej zawodzące nadzieje widzów w ostatnim czasie. Tyle czekania i nadziei, znakomite zapowiedzi, świetne aktorstwo i ogólnie top topów miał być, a wyszła nuda, dziwność i sztuczność. Są oczywiście fani, których Counterpart z odcinka na odcinek napawa zachwytem lub osoby, które obejrzały już Morderstwo w Orient Expressie z dziesięć razy, ale ja zdecydowanie do tego grona nie należę, choć zapewniam, że bym chciała. Cóż poradzić jednak, gdy człowiek podczas oglądania czuje zamiast ekscytacji senność, ewentualnie poirytowanie?:(

Komentarz

Mój przyjaciel Dahmer

Gdyby ktoś nie wiedział, kim był Jeffrey Dahmer, mógłby wziąć ten film za dramat familijny, ewentualnie za kolejną nieco nudnawą fabułę o ciężkim dorastaniu w amerykańskiej klasie średniej. Są nastoletnie wygłupy, niedostosowanie, kłopoty rodzinne i wieńcząca akcję studniówka, a jednak patrząc na dzieciaka z twarzą poczciwego cherubinka w pociesznych okularach i o niezgrabnych ruchach, ma się aż ciarki na plecach, gdyż oto na ekranie został wskrzeszony jeden z cieszących się najgorszą sławą seryjnych morderców, nekrofil i kanibal, który zabił, zgwałcił i częściowo skonsumował siedemnastu młodych mężczyzn i chłopców. Mój przyjaciel Dahmer to adaptacja powieści graficznej autorstwa Johna ,,Derfa” Backderfa, który kolegował się ze sławnym psychopatą w liceum, a potem to narysował. Ale spokojnie, nie obawiajcie się drastycznych scen, bo to dopiero preludium wiekopomnych poczynań Jeffa.

Skomentuj

42 gramy – nowy niezależny dokument o gotowaniu

Jeśli uwielbiacie oglądać kulinarne zmagania w Chef’s Table, a Jiro śni o sushi jest waszym ulubionym dokumentem ever (moim jest na pewno), to gwarantuję, że pokochacie 42 gramy. Na razie film dostępny jest na amerykańskim Netfliksie, ale trzymamy kciuki za jego pojawienie się też na dostępnej u nas platformie. Dzięki uprzejmości reżysera (kto by się spodziewał, że wystarczy napisać?) mogliśmy obejrzeć ten pasjonujący dokument, z czego bardzo się cieszę jako wielka fanka ekranowych kulinariów. Zauroczył mnie już sam trailer, zapowiadający historię pełnego pasji młodego szefa kuchni, ale przyznam, że aż takich emocji się nie spodziewałam. Momentami aż się gotowałam z nerwów, by zaraz potem rozpływać się w zachwytach niczym prezentowane przez szefa lody bananowe. Jak tylko będziecie mieli okazję, przekonajcie się sami, że 42 gramy nikogo nie pozostawią obojętnym.

Skomentuj

The Disaster Artist i Król polki, czyli dwóch naszych dzielnych rodaków w pogoni za amerykańskim snem

Tak się jakoś ostatnio porobiło, ze Polacy stają się symbolem straszliwie złego gustu, a do tego cwaniactwa, narcyzmu i innych zaburzeń psychicznych. Już sama nie wiem co mnie bardziej boli, czy pamięć o wrażeniach z The Room, słusznie uznanego za najgorszy film jaki powstał, czy o popisach wokalnych króla polki, Jana Lewana, od których uszy więdły a słowa przyprawiały o dreszcze żenady. Mimo wszystko cieszę się z tego, że powstają filmy o takich osobach, o ich złej jak diabli sztuce, bo dzięki nim możemy potem w pełni docenić dobre rzeczy. Sama doświadczam tego codziennie i powiadam, że nie doceni w pełni Netflixa ten, kto nie spędził młodości na oglądaniu Mody na sukces, Złotopolskich czy Klanu :) A tak poważnie, to przecież wiemy wszyscy doskonale, że nie tylko nadwiślański ród ma problemy z ekspresją artystyczną. Tak, to prawda, że pan Lewan i pan Wiseau to prawdziwi masters of disaster, a od Korony królów można się pochorować, ale czy tego samego nie można powiedzieć na przykład o nowej serii Z Archiwum X? O tym, co poszło w tym serialu nie tak, bardzo chętnie obejrzałabym jakiś dokument :). No dość już tych złośliwości, wracamy do tematu.

Skomentuj

Kształt wody

Po raz kolejny okazuje się, że jestem beznadziejnie oporna na urok filmów del Toro. Zwyczajnie nie robią na mnie wrażenia, nie zachwycają ani trochę, wydają mi się płytkie i bez treści, a czasem nawet czuję się dotknięta jako widz, którego próbuje się nabrać jak dziecko na śliczne baśniowe opakowanie dość marnego filmowego produktu. No i tak, pisząc to, mam też na myśli ,,kultowy” Labirynt fauna, który widziałam ze trzy razy (pracując w szkole, z obowiązku, bo przecież nie z własnej woli) i mogłabym obejrzeć jeszcze z dziesięć, a i tak nie umiałabym streścić o czym to było, tak szybko ten film paruje z mojego mózgu. Podobnie jest z Kształtem wody, którym najwyraźniej cały świat się zachwyca, a ja jakoś nie mogę dołączyć do tego fanklubu.

2 komentarze

Tamte dni, tamte noce

Jest to film o najpiękniejszym, co nam się może w życiu wydarzyć, czyli o wielkiej miłości. W dodatku okoliczności rozkwitu tego uczucia też są bardzo piękne, gdyż akcja rozgrywa się w XVII-wiecznej willi znajdującej się w północnych Włoszech, a do tego mamy pełnię lata. Wyobrażacie sobie bardziej sprzyjające warunki do rozwoju uczucia, bo ja nie. Jeden z poprzednich filmów Luki Guadagniniego, Jestem miłością, dawał nam podobne wrażenie przeżywania z bohaterami czegoś niezwykłego, tyle że tym razem mamy do czynienia z autentyczną świeżością uczuć kogoś, kto przeżywa wszystko pierwszy raz, w dodatku w niemal doskonały sposób. Na ekranie widać idealnie uchwyconą miłosną magię i to nic, że film jest długi, tempo powolne, a dramatyczne zwroty akcji w tym świecie nie istnieją. Od tego jest kino, by czasem nas zabrać do krainy szczęśliwości i piękna, gdzie nic nie zniszczy ideału.

Skomentuj

Trzy billboardy za Ebbing, Missouri

Ten film powoli w człowiek wrasta. Obejrzałam i nie od razu byłam pod wielkim wrażeniem. Zastanawiałam się nawet, za co te wszystkie nagrody. Po tygodniu przyłapuję się coraz częściej na myśleniu o tej dziwnej historii, a szczególnie o jej bohaterce. Trzy bilbordy mają drugie i trzecie dno, mienią się znaczeniami i z pewnością są jednam z tych filmów, które dla każdego widza mówią o czymś innym. Dla mnie jest to uniwersalna opowieść o pragnieniu zemsty, zadośćuczynieniu, sprawiedliwości, które jako jedyne mogą ukoić zbolałe serce matki. Wiem, że niektórzy widzą tu grecką tragedię czy czarną komedię, a dla mnie to samo życie i postaci z krwi i kości, zanurzeni w świecie, w którym tylko przemoc może przywrócić kosmiczną równowagę.

3 komentarze

Gra o wszystko

Pierwszy kinowy seans tego roku i trafiło na Grę o wszystko. Przyznam szczerze, że spodziewałam się czegoś znacznie gorszego, a na pewno nudniejszego. Nie wiem dlaczego, ale wprost nienawidzę wszelkiej maści gier, w szczególności gier karcianych, i razi mnie ogromnie pokazywanie ich na ekranie. Na szczęście w debiucie reżyserskim Aarona Sorkina dostajemy tylko niezbędne minimum akcji przy karcianym stole, a znacznie więcej historii, która może i nie jest szczególnie pasjonująca (czy też logiczna), ale za to pasjonująco opowiedziana.

Skomentuj

I, Tonya

Filmy o sporcie to najczęściej widowiskowe produkcje opowiadające o zwycięskich zmaganiach zdeterminowanej jednostki z licznymi przeciwnościami. Lubimy takie historie, zwłaszcza jeśli ich bohaterowie pochodzą z nizin społecznych, a wszystko, co osiągnęli, mogą zawdzięczać samym sobie. Często w sportowych fabułach wprowadza się też wątek patriotyczny, bo w końcu finałowa walka, mecz czy olimpiada, staje się emanacją tego, co charakteryzuje kraje, z których pochodzą przeciwnicy. Z I, Tonya jest podobnie, a jednak zupełnie inaczej. Jest to co prawda opowieść o wdrapywaniu się na szczyt, ale tylko po to, by zaraz z niego spaść i to w widowiskowy sposób. Dużo wspomina się też o duchu prawdziwej Ameryki, ale w przewrotnie niepochlebnym kontekście. To film o sporcie niepodobny do innych, bo i bohaterka charakterem znacznie odstaje od szlachetnych, pokornych i pełnych motywacji postaci, które przyszło nam do tej pory oglądać w sportowych widowiskach. Aż strach pomyśleć, że to postać wzorowana na prawdziwej łyżwiarce.

Skomentuj

Co oglądać i czytać w święta? Mój subiektywny przewodnik po produkcjach nowych i nieco starszych, które niezawodnie wprowadzą każdego w świąteczny nastrój

Nawet jeśli przez cały rok nie interesują nas filmy, seriale i książki o tej tematyce, to jednak koniec grudnia z każdego jest w stanie wycisnąć sentymentalny nastrój. Sama po sobie i po swoich najbliższych widzę, że w tym czasie lubimy stawiać na pewniki, starsi członkowie rodziny na Samych swoich, Potop i Chłopów, a młodsi na Kevina, co roku pozostawianego samotnie w domu. Ja zaliczam się już chyba do tej pierwszej grupy „nestorów rodu”, którzy pod wpływem bożonarodzeniowego powiewu tradycji i rodzinnych spotkań, lubią odpłynąć po świątecznym obiedzie w krainę sarmackiej polskości, sąsiedzkich sporów między Kargulami a Pawlakami, ewentualnie na biedną wieś, gdzie jednak chłopi wiedzieli doskonale jak należy świętować Boże Narodzenie. Do tego zbioru z pewnością dołączy hit ostatnich tygodni, czyli Cicha noc, o której niedawno pisałam (wpis tutaj). Z tym filmem święta będą jeszcze bardziej świąteczne, a rodzina bardziej ukochana i znienawidzona jednocześnie.

Komentarz