Po raz kolejny okazuje się, że jestem beznadziejnie oporna na urok filmów del Toro. Zwyczajnie nie robią na mnie wrażenia, nie zachwycają ani trochę, wydają mi się płytkie i bez treści, a czasem nawet czuję się dotknięta jako widz, którego próbuje się nabrać jak dziecko na śliczne baśniowe opakowanie dość marnego filmowego produktu. No i tak, pisząc to, mam też na myśli ,,kultowy” Labirynt fauna, który widziałam ze trzy razy (pracując w szkole, z obowiązku, bo przecież nie z własnej woli) i mogłabym obejrzeć jeszcze z dziesięć, a i tak nie umiałabym streścić o czym to było, tak szybko ten film paruje z mojego mózgu. Podobnie jest z Kształtem wody, którym najwyraźniej cały świat się zachwyca, a ja jakoś nie mogę dołączyć do tego fanklubu.
Niema sierotka i pan ryba
Urocza Eliza Esposito (Sally Hawkins) to kobieta pozbawiona głosu, co w amerykańskim społeczeństwie lat 60-tych skazuje ją na życie na marginesie. Kobieta mieszka w zniszczonym lokum nad starym kinem, a pracuje w ściśle strzeżonym rządowym laboratorium jako sprzątaczka i to na nocną zmianę. Jej życiem rządzi codzienna rutyna, to samo śniadanie, odwiedziny u sąsiada, dojazdy do pracy i rozmowy z koleżanką Zeldą (Octavia Spencer). Ale że to baśń dla dorosłych, Elizie zdarza się coś najbardziej baśniowego, o czym tylko można pomyśleć: na jej drodze staje tajemnicza istota o magicznych mocach. Gdy rządowi agenci pod dowództwem obcesowego Richarda Stricklanda (Michael Shannon) przywożą do laboratorium homoidalne stworzenie, które potrafi oddychać pod wodą i wygląda jak skrzyżowanie człowieka z niebieskim karpiem, Eliza i wszyscy widzowie już wiedzą jak to się dalej potoczy.
Właściwie to nie rozumiem po co w tym filmie wszystkie te historyczne dekoracje, no chyba że chodziło zwyczajnie o to, że bohaterowie wyglądają lepiej w ubraniach i samochodach z lat 60-tych niż we współczesnych wersjach, z czym się muszę zgodzić. Wszystko w porządku jeśli chodzi nam w filmie tylko o to, żeby było ładnie, bo jest wprost ślicznie, ale jak na mój gust niewiele z tego wynika. Bez motywu zimnowojennego także by się obyło, ale co tam. Michael Shannon w roli agenta tak bardzo przypomina złego inkwizytora, że niemal widzimy demonicznie baśniowe mroki średniowiecza snujące się za nim jak zapaszek gnijących paluchów i tanich landrynek.
Wszyscy wykluczeni świata
Nie dziwi mnie w ogóle, że Kształt wody zbiera wszystkie możliwe nagrody i że jest oskarowym pewniakiem. Ta fabuła zwyczajnie odhacza wszystkie dyżurne, liczące się tematy, także nietaktem wręcz by było nie nagradzać takiego filmu. Nie dość, że każdy jest tu na swój sposób naiwnie uroczy, to jeszcze każdemu trzeba współczuć. Jak bowiem nie sympatyzować z kruchą jak motylek okaleczoną niemową? Jak nie polubić starszego samotnego geja, którego zwolniono z pracy? No i oczywiście słusznie oburzamy się na los wszystkich Afroamerykanów wykluczanych ze względu na kolor skóry. Symbolem wszelkich możliwych wykluczeń staje się jednak nieszczęsny człowiek-ryba, uprzedmiotowiony, poniżony i fizycznie skrzywdzony, a jednak posiadający tajemnicze moce.
O ile w ogóle uda mi się zapamiętać ten film na dłużej, to niestety głównie ze względu na to, że zawarto tu całą listę ważnych tematów społecznych, upchniętych w infantylną baśniową formę ze szczyptą niezbyt gustownie przemyconej erotyki. Nie odmawiam jednak temu dziełu wielkiej urody, bo trzeba by być ślepym, by nie dostrzec jak wiele wizualnego artyzmu zawiera każdy kadr, ze sceną pływania w łazience na czele. Niestety, wątlutka treść wydaje mi się wmuszana widzom na siłę, a całość naprawdę wygląda jak zrobiona nie z autentycznej artystycznej potrzeby, lecz po to, by wygrywać konkursy. Taneczno-wokalna scena rodem z La La Land jest tego najlepszym przykładem.
Niestety, jeśli coś jest tylko efektowną wydmuszką to automatycznie utożsamiam to z kiczem, ale to oczywiście tylko mój subiektywny sąd i jestem pewna, że wielu widzom naprawdę się podobało.
Bardzo fajny tekst ! Dobrze czasem poczytać szczere opinie, bez zbędnego słodzenia !
Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
Film składa się z wielu elementów i jednym z nich jest między innymi warstwa wizualna. Dla mnie Kształt wody jest ciekawie nakręcony, ma magiczny klimat i super zdjęcia. A to już wystarczy, żeby się tego typu kinem (fantasy, magia) zachwycić. Historia może nie jest najlepsza na świecie, ale nie wzruszyła