Jestem miłością to między innymi film kulinarny, ale oczywiście nie tylko. Jest tu piękny wątek miłosny oraz wspaniale pokazana złożoność życia rodzinnego. Dla mnie jest to przede wszystkim niezwykła podróż estetyczna. Ci, którzy nie lubią ,,sztywnej” klasyki czy refleksji nad sztukę mogą być tym filmem naprawdę znudzeni, mnie jednak ten klimat bardzo odpowiada. Jednak nawet ja, mimo całej sympatii do obezwładniającego piękna każdego kadru, czuję się tym filmem bardzo onieśmielona. Naprawdę może się człowiekowi zrobić głupio, że ogląda go w dresie, zajadając przy tym popcorn lub kanapkę z dżemem. Wyrafinowanie Jestem miłością wręcz każe widzowi przebrać się w najlepsze niedzielne ciuszki i zjeść dystyngowaną kolację, najlepiej przy dębowym stole i ze srebrnej zastawy. Takie to kino kulinarne.
Główną bohaterką filmu Luki Guadagnino jest Emma Recchi (Tilda Swinton). Ta rosyjska emigrantka wyszła przed laty za spadkobiercę tekstylnej fortuny, Włocha Tancredi i mają razem naprawdę miłe życie rodzinne opływające w luksusy. Bardzo duże znaczenie ma to, że Emma wyszła za mąż z wielkiej miłości. Czas zatarł wspomnienie tego uczucia, ale komuś innemu udało się je na nowo wzniecić. Wybrankiem Emmy okazuje się nieprzyzwoicie wręcz młody kucharz, kolega jej syna Antonio (Edoardo Gabbriellini). Sympatyczny brodacz nie sprawia wrażenia szczególnie pociągającego, jednak jego wielki talent kulinarny wręcz obezwładnia Emmę, która wraz z pierwszym kęsem przygotowanej przez niego krewetki, przypomina sobie jak to jest żyć naprawdę i kochać. Od tej pory już wiemy, że ani wielkie bogactwo, ani miłość męża i dzieci, ani nawet wiek, nie powstrzymają tej niezwykłej kobiety przed skosztowaniem kolejnych dań autorstwa Antonia. Oto ile może jeden odpowiednio przyrządzony różowy robal!
W Jestem miłością jest wiele pięknych kulinarnych momentów. Obserwujemy Antonia przy pracy, uczącego Emmę obsługi specjalnego palnika, a także komponującego wymyślne danie dla przyjaciela (jest dobrym kolegą, kumplowi nawet tort zrobił). Nic jednak nie równa się z krewetkową pysznością, a moment, w którym Emma konsumują tę malutką barwną porcję już przeszedł do historii kina. Danie jest tak dobre, że nie wystarczyło pokazać widzom błogiego wyrazu twarzy Tildy Swinton. Kęs zabiera ją w zupełnie inny świat doznań zmysłowych, które tak silnie na nią oddziałują, że nawet światło gaśnie dookoła. Liczy się tylko ta krewetka i to co dla kobiety reprezentuje. W jednym z wywiadów aktorka powiedziała, że ten film jest o kobiecie, która już zapomniała jak to jest się szaleńczo zakochać, a teraz nagle poczuła niezwykły smak i zaczyna odzyskiwać wyrazistość dawnych emocji. Takie hmm…znam to skądś. To miłość, pożądanie i pyszne jedzenie. Oprócz kosztowania krewety, w głowie zostają także już na zawsze bardzo piękne sceny miłosne na łące, a także symboliczny moment ścięcia włosów. Wszystko to bardzo zmysłowe.
Być może Emma zakochała się w brodatym Antonim, ponieważ sama także dysponowała niemałym talentem kulinarnym. W jej rodzinie najbardziej doceniana jest rosyjska zupa rybna o nazwie ucha. Jest to rodzaj przejrzystego rosołu, przyrządzanego z wielu gatunków ryb, który wymaga dużo czasu i doświadczonego kucharza. Ucha robiona przez Emmę dla syna, była przez lata wyznaniem najczulszych matczynych uczuć. Równie pyszna ucha autorstwa Antonia, podana na pewnym przyjęciu, staje się początkiem prawdziwej tragedii.
Zapewniam was, że Jestem miłością to film o ludziach, którzy naprawdę wiedzą czym jest dobre jedzenie. Z pewnością spodoba się każdemu, kto lubi mieć na talerzu czasem coś bardziej wymyślnego niż kotlet z ziemniakami i surówkę.
[…] Jestem miłością, poprzedni film Luki Guadagnino, należy do moich ulubionych obrazów wszech czasów. Jego główną zaletą (w moim subiektywnym odczuciu oczywiście) jest poświęcenie całej uwagi nie tyle postaci, którą gra Tilda Swinton, lecz samej aktorce, jej niezwykłej osobowości, wrażliwości i urodzie. W Nienasyconych jest podobnie i jak dla mnie to wystarczający powód nie tylko do tego, by wybrać się do kina, ale by obejrzeć ten film jeszcze wiele, wiele razy. Oczywiście, tak samo jak w przypadku Jestem miłością, nie jest to film dla każdego. Jeśli lubicie rozbudowane dialogi, chcielibyście znać wszystkie motywacje psychologiczne postaci, no i ogólnie w filmach szukacie czegoś innego niż piękne zdjęcia i klimat, to raczej nie jest to kino dla was. Jeśli jednak, tak jak ja, od miesięcy przebieraliście nóżkami w oczekiwaniu na ten wiekopomny moment, kiedy na ekranie pojawi się dwójka waszych ulubionych aktorów, czyli Swinton i Fiennes, to nie będziecie zawiedzeni. Zarówno jej, jak i jego, jest na ekranie bardzo dużo, momentami widać niemal zbyt wiele:) […]
[…] sprzyjające warunki do rozwoju uczucia, bo ja nie. Jeden z poprzednich filmów Luki Guadagniniego, Jestem miłością, dawał nam podobne wrażenie przeżywania z bohaterami czegoś niezwykłego, tyle że tym razem […]