Nawet jeśli przez cały rok nie interesują nas filmy, seriale i książki o tej tematyce, to jednak koniec grudnia z każdego jest w stanie wycisnąć sentymentalny nastrój. Sama po sobie i po swoich najbliższych widzę, że w tym czasie lubimy stawiać na pewniki, starsi członkowie rodziny na Samych swoich, Potop i Chłopów, a młodsi na Kevina, co roku pozostawianego samotnie w domu. Ja zaliczam się już chyba do tej pierwszej grupy „nestorów rodu”, którzy pod wpływem bożonarodzeniowego powiewu tradycji i rodzinnych spotkań, lubią odpłynąć po świątecznym obiedzie w krainę sarmackiej polskości, sąsiedzkich sporów między Kargulami a Pawlakami, ewentualnie na biedną wieś, gdzie jednak chłopi wiedzieli doskonale jak należy świętować Boże Narodzenie. Do tego zbioru z pewnością dołączy hit ostatnich tygodni, czyli Cicha noc, o której niedawno pisałam (wpis tutaj). Z tym filmem święta będą jeszcze bardziej świąteczne, a rodzina bardziej ukochana i znienawidzona jednocześnie.
Oprócz wspomnianych pozycji obowiązkowych, bardzo lubię wszelkie historyczne klimaty. A zresztą, sami zobaczcie:
Miniaturzystka w BBC One
W święta będziemy mieli okazję obejrzeć dwuczęściową telewizyjną adaptację bestsellerowej powieści Jessie Burton pt. Miniaturzystka. Nie zwróciłoby to mojej uwagi, gdyby nie udział Romoli Garai, jednej z moich ulubionych aktorek. Tak się ucieszyłam, że nawet ostatnio przeczytałam powieść by móc w pełni cieszyć się adaptacją. Nie powiem, czytało się nieźle, choć nie jest to moim zdaniem literatura najwyższych lotów. Autorka zdecydowanie nie udźwignęła swego początkowego zamierzenia, nie wykorzystała potencjału, który mógł się bardzo ciekawie rozwinąć w rękach bardziej sprawnego pisarza. Ale i tak warto zanurzyć się w tej lekturze przed świętami, gównie nie względu na przytulny klimat XVII-wiecznego Amsterdamu i bardzo udane opisy posiłków gotowanych przez służącą Cornelię (z każdej strony powieści unosi się zapach egzotycznych przypraw, którymi pachniały obiady i desery tej artystki rondla i patelni :).
A wracając do adaptacji… Romola Garai wcieli się w Marin, szwagierkę głównej bohaterki, Petronelli (Anya Taylor-Joy), która ma wiele niebezpiecznych sekretów, a przede wszystkim słynie z inteligencji i niezłomnego charakteru. To jedna z najciekawszych postaci kobiecych, jakie ostatnio mogłam poznać, nawet pomimo tego, że Jessie Burton nie dała jej w pełni dojść do głosu. Mam wielką nadzieję, że produkcja telewizyjna skupi się bardziej na tej bohaterce, a mniej na dziwnym domku dla lalek, z uporem obserwowanym przez młodziutką Nellę.
Szkarłatny płatek i biały
Często wspominam o tej miniserii (na przykład tutaj), bo to adaptacja mojej absolutnie najulubieńszej powieści, w dodatku bardzo udana. No i oczywiście Romola Garai także gra tu główną rolę, czego, jestem pewna, do dzisiaj zazdrości jej większość brytyjskich aktorek. Dla przypomnienia, Szkarłatny płatek opowiada o przygodach prostytutki o imieniu Sugar, żyjącej w XIX-wiecznym Londynie. Wraz z nią i kilkoma innymi postaciami, przyglądamy się ówczesnemu światu i wspinamy się po londyńskiej drabinie społecznej. Poznajmy tych, którzy są na samym dole i dosłownie przymierają głodem, ale też tych ze szczytu, jak bogaty sponsor Sugar, który dzięki prostytutce (która staje się jego muzą), dosłownie nie wie, co robić z pieniędzmi. Uwielbiam tę powieść i mini serię dlatego, że z jednej strony, jest bardzo klasycznie napisana, a z drugiej, daje nam wgląd w świat, zazwyczaj nie opisywany w oryginalnych powieściach z XIX wieku. No i oczywiście Sugar jest prostytutką-intelektualistką, z bardzo ciekawymi poglądami na literaturę. Jednym słowem, jeśli jeszcze nie znacie, to koniecznie przeczytajcie i obejrzyjcie.
Emma
A oto i kolejna mini serial z Romolą, ale już ostatnia, więc bądźcie cierpliwi. Pisałam o nim już tutaj, więc teraz tylko szybko przypomnę, że aktorka wciela się w tym serialu w jedną z najbardziej wyrazistych bohaterek jakie wyszły spod pióra Jane Austen (czy jest coś bardziej bożonarodzeniowego niż powieści Jane Austen?!). Romola Garai jest w roli przemądrzałej swatki Emmy wprost rewelacyjna, a partnerujący jej w roli pana Knightley’a Jonny Lee Miller jest równie dobry. Razem ta para stanowi wprost wybuchową kombinację, którą z pewnością doceni każdy fan brytyjskiej literatury.
Wiedźmikołaj
Do tej powieści fantasy mam ogromny sentyment, gdyż była to absolutnie pierwsza rzecz Terry’ego Pratchetta, jaką przeczytałam. Wcześniej nawet nie wiedziałam, że lubię fantasy. Porwała mnie ta opowieść o wigilii Nocy Strzyżenia Wiedź, podczas której sam Śmierć musi zastąpić ankhmorporski odpowiednik Świętego Mikołaja, czyli Wiedźmikołaja. Pokochałam oczywiście główną bohaterkę, czyli wnuczkę Śmierci, Susan Sto Helit, ale także wiele postaci drugoplanowych, takich jak przeuroczą Śmierć Szczurów. No i ten pan Herbatka! Przy nim każdy marvelowski czarny charakter może się schować.
Wiedźmikołaj na święta to coś wspaniałego! Zapewniam, że jest w tej opowieści więcej czaru i magii, ale też prawdy o świecie wierzeń, niż w samej Opowieści wigilijnej. Nawet jeśli znacie książkę, to warto poznać też Wiedźmikołaja w wersji audiobookowej (Audioteka sprzedaje audiobook czytany przez pana Macieja Kowalika) lub telewizyjnej. Ekranowa adaptacja powstała w 1996 roku i nadal nie straciła nic na świeżości. W dodatku w Susan wcieliła się Michelle Dockery. Dziś znana przede wszystkim z rozbijania się po bogatej rezydencji Downton Abbey i z bycia bardzo Godless, ale zapewniam, że rola wnuczki Śmierci to jej największe aktorskie dokonanie.
Daleko od szosy
To według mnie najlepszy polski serial ever (rocznik 1976), przy okazji także mający najlepszą scenę wigilijną. Może jestem cyniczna i złośliwa, ale na myśl o niej, sama mi się buzia śmieje (uwielbiam jak sprawiedliwości staje się zadość, a złe czarownice zostają ukarane). Dla tych młodszych widzów, którzy nie wiedzą, o czym jest ta kultowa polska produkcja, spieszę z wyjaśnieniami. Otóż jest to historia bystrego chłopaka ze wsi o imieniu Leszek (Krzysztof Stroiński), który zakochuje się w pięknej studentce Ani (Irena Szewczyk) i postanawia zmienić swoje życie by zasłużyć na dziewczynę „z wyższych sfer”. Dzielny młodzieniec, któremu przeznaczona była praca na rodzinnym gospodarstwie, idzie do technikum, dorabia jako kierowca, oszczędza każdy grosz i walczy z meldunkowymi i klasowymi przeciwnościami. W końcu udaje mu się ożenić z Anią, a nawet mieć z nią dziecko. Na koniec roztacza się przed nim wizja studiów na politechnice.
Uważam, że to idealny serial na święta, bo taki polski i pokrzepiającym, a jednocześnie jego oglądanie pozwoli każdemu na docenienie w pełni tego, co ma. Nic nie wzmaga wdzięczności do własnego losu, jak patrzenie na biedę Leszka z pierwszych odcinków i na jego małe radości z najmniejszych zwycięstw.
A jeśli chodzi o scenę wigilijną, to ta, w której znienawidzona teściowa naszego bohatera siedzi sama ze szklanką herbaty. Nigdy nie wybaczyła córce, że wyszła za kogoś ,,z nizin społecznych”, jej zdaniem niegodnego ręki studentki z miasta. Ania i Leszek są zatem tylko ze sobą, a nie z nią w święta, a kochający tatuś do nich dołącza, zostawiając skwaśniałą małżonkę samą. Jest ciasno i biednie, ale ciepło o rodzinnie.
No i tyle jeśli chodzi o świąteczne propozycje. A co Wy, moi drodzy czytelnicy, zazwyczaj czytacie i oglądacie w tym czasie?
[…] na wypowiedzi fanek, jestem raczej w mniejszości. Prawdopodobnie niepotrzebnie się uprzedziłam porównaniami do wcześniej przeczytanej i obejrzanej Tulipanowej gorączki, w wielu miejscach zaskakująco podobnej do Miniaturzystki (także pod względem płytkości […]