Pomiń zawartość →

Co jest grane, Davis?

Filmy braci Coen rzadko trafiają w mój gust filmowy, ale to wina mojego wewnętrznego feleru. Zwyczajnie nie lubię dzieł przeintelektualizowanych, nadętych i wystawiających cierpliwość widzów na ciężkie próby. Jednak to, że są to moim zdaniem filmy nudnawe, depresyjne i przegadane, nie świadczy wcale o tym, że nie dostrzegam ich wartości. Owszem, dostrzegam, ale się nie zachwycam. Przyznaję, że do obejrzenia Co jest grane, Davis? skłoniło mnie jedynie to, że w zapowiedziach pokazano rudego kocura. Po obejrzeniu tego dzieła z niemałą satysfakcją przyznałam sama przed sobą, że kocia rola była jedynym interesującym mnie aspektem tej produkcji. Moje koty w pełni się ze mną zgadzają.

Tytułowy bohater, Llewyn Davis (Oscar Isaac) to postać autentyczna, inspirowana folkowym piosenkarzem Davem von Ronkiem. Śpiewający, a raczej zawodzący po klubach bard, próbuje z nikłym efektem rozkręcić solową karierę po tym jak jego sceniczny partner Mike popełnił samobójstwo, skacząc z mostu Waszyngtona (w okolicznościach bliżej nam nieznanych). Davis jest co prawda utalentowany i obdarzony sporą dawka scenicznej charyzmy, tyle że jego talenty artystyczne to nic przy jego talentach towarzyskich. Piosenkarz potrafi zrazić do siebie absolutnie każdego, nigdy nie idzie na żadne kompromisy i właściwie robi wszystko by każdy kto go spotyka, mocno tego żałował. Jego sytuacja materialna jest oczywiście opłakana, o czym świadczy fakt, że większość nocy spędza na kanapach u przygodnych znajomych (nikt nie wytrzymuje z nim przez dłuższy czas). Razem z Llewynem ,,dzikim kotem” Davisem odbywamy wędrówkę po klubach, studiach nagraniowych i ciasnych nowojorskich mieszkaniach. Wędrówka ta ma oczywiście wymiar symboliczny, na co naprowadza nas imię kociego towarzysza Davisa, Ulisses. Fani twórczości Coenów zapewniają, że ich nowy film wcale nie odnosi się do pamiętnego Bracie, gdzie jesteś?, czyli współczesnej wersji Odysei Homera, a do arcydzieła Jamesa Joyce’a pt. Ulisses (raz chłopaki dobrą książkę przeczytały i kręcić będą i młócić motyw wędrówki).

Nie dajcie się zwieźć reklamom. W tym filmie udział wielkich gwiazd jest znikomy. Zarówno Carey Mulligan, jak i Justin Timberlake, pojawiają się w zaledwie kilku scenach i to w sumie dobrze, bo ona nadal się krzywi i kurczy, a on zaciąga bardzo niemęskim falsetem. Za to na rudego kota można się napatrzeć do woli. Płomienna kulka sierści także odbywa tu swoją odyseję. Muszę przyznać, że bardzo zainteresowały mnie wymyślne interpretacje symboliki kota w Co jest grane, Davis? Fani na forach naprawdę toczą poważne dyskusje teoretycznoliterackie i filmowe. Świetna sprawa, ale wydaje mi się, że problem nie jest aż tak głęboki jak co niektórzy sądzą. Jak dla mnie to kot skupia w sobie złą karmę Davisa, pokazuje jakim jest on naprawdę człowiekiem. Naprawdę rozumiem, że bohater może być w depresji po dramatycznym zejściu ze świata swojego przyjaciela, ale to co robi kotu to już przesada. Normalnie jest tak, że nawet jak ktoś jest skończonym draniem, albo jak w tym przypadku melancholijnym złośliwcem, to w zetknięciu z niewinnym ufnym stworzeniem jego bariery pękają i potrafi okazać serce. Nie chcę wdawać się w szczegóły, ale zapewnię tylko, że Davis serca nie okazuje, bo go po prostu nie ma. To, że muzyk jest niemiły i zawodzi nawet kobiety zachodzące z nim w ciążę, że partaczy każde zlecenie i że ogólnie jest nieprzysiadalnym typem z kolcami, to jeszcze mogę mu wybaczyć, ale pastwienia się nad kotką/kotem Ulissesem i zaniedbania swoich powinności darować mu nie mogę.

Dodam jeszcze tylko do tej mojej niepoważnej notki uwagę, że wszyscy posiadacze kotów będą bardzo zdenerwowani tym, w jak niekomfortowych warunkach podróżuje Ulisses po Nowym Jorku i w drodze do Chicago. Nie ma kocyka, nie ma transporterka i w dodatku aktor trzyma go niekomfortowo za brzuszek. No kto tak trzyma zwierzaka? Czyżby ten pan nie miał do czynienia z niczym włochatym do tej pory. Przetrzymuję w domu klona filmowego Ulissesa, kota Fiflaka, który również był oburzony produkcją braci Coen. W połowie filmu już miauczał, że mam mu włączyć Króla Lwa.

 

Opublikowano w Filmy

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *