Poprzedni tydzień na blogu poświęcony był lekkim, letnim przyjemnościom, a w tym tygodniu dryfujemy bardziej w sferę oparów absurdu. Jest to absurd różnoraki, czasem zapewne (jak w przypadku nowego filmu z panem Arnoldem) niezamierzony, a czasem wręcz przeciwnie (jak w Life’s Too Short), wszystko się na nim opiera. Śmieszno-dziwno-straszne klimaty są dominującym motywem The Double, a w kolejnych dniach opiszę także swoje wrażenia z lektury nowej książki Terry’ego Pratchetta, oraz z seansu Grand Budapest Hotel, Teorii wszystkiego oraz Wrong (jeszcze nie wiem czy dam radę napisać cokolwiek o morderczej oponie, bo to chyba zbyt surrealistyczne, nawet jak dla mojego mózgu).
The Double to film Richarda Ayoade (oparty na opowiadaniu Fiodora Dostojewskiego pt. Sobowtór: poemat petersburski), który, podejrzewam, bardzo spodoba się fanom kafkowskich klimatów. Jest groteskowo, mrocznie i absurdalnie. Ta produkcja jest naprawdę pozytywnie zakręcona, ale trzeba do jej oglądania sporo cierpliwości. Z opisów wynikało, że będzie bardzo podobna do Dziewczyny z lilią, ale nie dajcie się zwieść, bo nie jest. Nie ma tej lekkości i surrealistycznego dowcipu, których miejsce zajął klimat gęsty i czarny jak kawa.
Głównym bohaterem tej historii jest żyjący w świecie zbliżonym do naszego, ale ewidentnie opętanym wieczną nocą, Simon (Jesse Eisenberg). Większość czasu zajmuje mu praca dla wielkiej korporacji, w której jest tylko pokornym, zastraszonym i dającym z siebie wszystko trybikiem. Głównymi cechami charakteru Simona są skromność i pasywność. Młody mężczyzna zawsze robi to, czego się od niego chce i jeszcze grzecznie przeprasza, gdy go obrażają lub nie doceniają. Simon ma oczywiście sympatię. Kocha się w uroczej koleżance z pracy Hannah (Mia Wasikowska), która jednak nie zauważa jego wątłych zalotów. W ogóle facet jest taki niezauważalny. Oprócz Hanny, jedyna kobietą w jego życiu jest bardzo stara matka, która potrafi go tylko krytykować i dla której syn to jedno wielkie rozczarowanie. Żałosne położenie Simona zmienia się (niestety na gorsze) wraz z pojawieniem się Jamesa. Nowy pracownik piwnicznego biura, w którym wszyscy w tym filmie się kiszą, jest idealną kopią Simona, z tą tylko różnicą, że został obdarzony ponadprzeciętną charyzmą. Chłopak ma tyle uroku, że zjednuje sobie od razu całe otoczenie. Szef go po prostu kocha, a kobiety (włącznie z Hannah) wprost mdleją u jego stóp. Normalnie jakbyśmy oglądali nową Maskę z Jimem Careyem.
The Double byłby lepszym filmem, gdyby go tak obsadą dociążyli. A tak główne role powierzono Eisenbergowi i Wasikowskiej, którzy zawsze wnoszą ze sobą klimat ciut niepoważnej wagi lekkiej, zapewne przez te subtelne twarzyczki wiecznych nastolatków. Założę się, że oboje, niczym Leo DiCaprio, nawet w okolicach czterdziestki, będą mieli cienkie głosiki i dziecięce fizjonomie. Stylistyce ubiorów i dekoracji za to nie można nic zarzucić. Wszystko jest jakby żywcem wzięte z jakiegoś starego kryminału.
Sam pomysł na temat filmu wydaje mi się fascynujący. W końcu między Simonem a Jamesem jest tylko niewielka różnica, jakiś błysk w oku, a jednak to okazuje się najważniejsze. Nie od dziś podejrzewam, że duża porcja pewności siebie i bezczelności to podstawa życiowego sukcesu i dobrego samopoczucia. Nikogo nie obchodzi jak Simon/James wygląda, czy jest niski i wątły, czy się dobrze ubiera. Są identyczni, nie w tym jest różnica. Jeden po prostu w siebie wierzy (pewno jego mamusia aż tak go nie krytykowała w dzieciństwie, nie złamała go tak jak Simona), a drugi zupełnie nie.
Oglądając The Double myślałam o tym, jak było by miło obejrzeć taki film o kobietach. Żeby nie było żadnej magicznej przemiany brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia, żadnego odchudzania, operacji plastycznych i wizyt u stylisty, tylko intensywne warsztaty psychoterapeutyczne wzmacniające samoocenę. A może jest tak, że nie da się tego nauczyć. The Double wyraźnie pokazuje, że albo ma się ten magnes, tę charyzmę, albo nie, a wszelkie próby zmiany w tym względzie kończą się katastrofą.
„Oglądając The Double myślałam o tym, jak było by miło obejrzeć taki film o kobietach. ”
Black Swan?
Black Swan nie jest tak surrealistycznie odjechany jak The Double. Choroba psychiczna głównej bohaterki to problem znacznie poważniejszy niż niska samoocena. Myślałam raczej o czymś takim: biorą przeciętną szarą mychę, najlepiej z nadwagą i nieszczególna twarzą, jakiś lekki seplen jak u Eisenberga, i nie robią nic z jej wyglądem, tylko u terapeuty podbudowują jej samoocenę. Mycha zostaje gwiazdą w życiu prywatnym i zawodowym, a wygląda ciągle tak samo. Sukces zapewnia jej jedynie wewnętrzna siła przebijająca na zewnątrz. Takie bym obejrzała.