Pomiń zawartość →

Zjadanie zwierząt Jonathana Safrana Foera

Zjadanie zwierząt to kolejna pozycja obowiązkowa na liście ważnych książek, które powinien przeczytać nie tylko każdy weganin czy wegetarianin, ale przede wszystkim każdy świadomy konsument. Autor opisuje w niej swoją drogę od wszystkożercy do weganina współprojektującego rzeźnię. Może brzmieć to zaskakujące, ale nie jest to książka o tym, że zjadanie zwierząt jest zwyczajnie złe (bo jest!) w warunkach kiedy możemy się bez mięsa obejść, ale przede wszystkim o tym, jak potworną rzeczą dla zdrowia i życia zwierząt, ludzi i planety jest chów przemysłowy.

Foer ukazuje jedzenie mięsa krów, świń, kur, indyków oraz ryb w nowym świetle. Pisze nie tylko o warunkach, jakie muszą znosić te istoty, ale również o ich społecznej naturze, osobowości, inteligencji i świadomości dotykających je okrucieństw. Konsumpcja mięsa ma w tej książce wymiar filozoficzny i etyczny, ale również ekonomiczny i to właśnie pieniądzom poświęcona jest największa część Zjadania zwierząt. Dzięki amerykańskiemu pisarzowi, który poświęcił trzy lata na gruntowne prześledzenie wzajemnych wpływów w przemyśle spożywczym i rolnictwie, wiemy dokładnie (są tu twarde liczby) kto i ile zarabia na cierpieniu ryb, ssaków i paków. To byłoby jeszcze nic, gdyby nie to, że dostajemy także liczby mówiące nam o odsetkach zgonów, chorób oraz o normach określających nie tylko ilość pożywienia czy wody dla zwierząt, ale również przydzielaną im przestrzeń i dostęp do światła. Wiem, że nie chcecie tego wiedzieć, ale odpowiedzialny i świadomy mięsożerca nie powinien mieć chyba problemów z zapoznaniem się z liczbami mówiącymi o tym ile krów budzi się na taśmie przy dzieleniu na półtusze, w jakim wieku kastruje się bez znieczulenia prosięta oraz jak długo są w stanie żyć chore i zmodyfikowane genetycznie kurczaki.

Podobnych wyliczeń i podsumowań nie brakuje oczywiście w innych publikacjach, choć trzeba przyznać, że przemysł spożywczy oraz farmaceutyczny robi wszystko by uciszyć kogo trzeba, skasować co trzeba i ukryć smutną prawdę (w końcu w interesie tych ludzi jest byśmy zjadali jak najwięcej jak najtańszego mięsa, o którego pochodzenie wolimy nie dopytywać). Książka Foera jest pod tym względem wyjątkowa, ponieważ autor oddaje głos również stronie przeciwnej. Wypowiadają się tu byli i obecni pracownicy zakładów (bo już nie farm) przemysłowych produkujących mięso, a także nieliczni hodowcy zwierząt, którzy naprawdę przejmują się ich losem i pragną zminimalizować ich cierpienie zarówno za życia jak i w momencie śmierci. Uważam, że możliwość poznania argumentów obu stron jest bardzo cenna.

Opisując swoją drogę do poznania zakulisowych działań wytwórców żywności, a także zachowań konsumentów mięsa, Foer często zastanawia się nad tym, co właściwie byłoby w stanie zupełnie przekonać mięsożerców do zmian nawyków żywieniowych. Jest tu dokładnie opisany mechanizm pozwalający większości ludzi spożywać codziennie (i to często na każdy posiłek) sporą porcję mięsa. Hodowcy skutecznie zerwali naszą więź z jedzeniem, a my usilnie staramy się zapomnieć, nie zdawać sobie sprawy z tego jak właściwie powstała nasz obiad. Człowiek wie, że gdyby wiedział to by mu aż tak nie smakowało, dlatego woli nie wiedzieć tego, co i tak przeczuwa. Pomyślcie o tym jak zagłusza się durnymi argumentami deklaracje wegetarian i wegan odmawiających spożywania mięsa, jak ignoruje się oburzające nagrania z rzeźni i zagród. Lepiej obśmiać i odwrócić wzrok niż się trochę zastanowić, czegoś sobie odmówić. Foer jednoznacznie stwierdza, że krzywdzimy zwierzęta, bo chcemy i możemy. Po co udawać, że musimy, że jest to konieczne dla naszego zdrowia. Chcemy i możemy bo są pyszne i słabsze od nas. I tyle drodzy mięsożercy.

Myślę, że odpowiedzią na pytanie jak skłonić ludzi by przejrzeli na oczy jest odwołanie się do ich egoizmu. Skoro nie interesują ich obcinane dzioby, zmutowane ciała zwierząt nie mogące utrzymać się na nogach czy też ciała obdzierane żywcem ze skóry, to może zainteresuje ich własne zdrowie. Mam nadzieję, że Foer napisze niedługo drugą część zjadania zwierząt (dla mniej wrażliwych) o tym, co z ludzkim ciąłem robi zwierzęce mięso. Może fakt, że proteiny zwierzęce są silnie kancerogenne, a ryby zawierają trujące dawki rtęci i innych metali, skłoni ludzi do opamiętania się.

Gdy czytam takie rzeczy jak Zjadanie zwierząt mam tylko jedno lekarstwo na ogarniającą mnie rozpacz, a jest nim cicha satysfakcja. Moja satysfakcja wynika z empatii, jaką czuję do zwierząt, które nie mogąc się bronić giną, ale po śmierci mszczą się na mięsożercach. Otwarcie przyznam, że nie jest mi żal ludzi cierpiących na otyłość, osteoporozę czy nawet raka, o ile ich choroby są spowodowane spożywaniem mięsa, nabiału i jaj (a w większości przypadków są, tylko nikt tego głośno nie mówi). Nie jest mi także żal przyszłych ofiar pandemii grypy lub innej zarazy, która niechybnie nas czeka, i której wirus już gdzieś się pewno wylęga w przemysłowym boksie, w którym stoi ciężarna maciora, nie mogąca się nawet obrócić, ponieważ zagroda jest tak mała.

 

Opublikowano w Kącik gastronomiczny Książki Zdrowie i ekologia

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *