No wreszcie coś dobrego w kinie! Prawdę mówiąc nie spodziewałam się czegoś takiego. Z zapowiedzi nie wynikało, że będzie to tak złożone i oryginalne widowisko (jakby ktoś jeszcze spodziewał się prawdy po zwiastunach). Jeśli macie tylko 20 zł do wydania na kulturę i rozrywkę do końca roku, szczerze wam radzę, wydajcie je właśnie na bilet na ten film. Nawet Bogów możecie sobie odpuścić, ale tego nie. W moim osobistym odczuciu, David Fincher osiągnął tu wyżyny swojej reżyserskiej formy i zdecydowanie nie zawiedzie swoich wiernych fanów, którzy oczekują pełnej napięcia produkcji na miarę Siedem, Social Network czy Dziewczyny z tatuażem. Naprawdę, wyszłam z kina będąc już innym człowiekiem.
Nieoczywiste zbrodnie małżeńskie
Mamy oto parę sympatycznych bohaterów, czyli Nicka i Amy. Nick (Ben Affleck) to umiarkowanie czarujący autor artykułów do męskich czasopism, będący także aspirującym pisarzem. Amy (Rosamund Pike) jest piękną i inteligentną absolwentką prestiżowych amerykańskich uczelni, a także córką bardzo bogatych rodziców, którzy dorobili się na serii książek dla dzieci, których bohaterką była właśnie mała Amy. Zakochują się w sobie od pierwszego wejżenia i wszystko idzie wspaniale aż do momentu wybuchu kryzysu ekonomicznego. Nagle oboje tracą pracę, rodzice Amy dobierają się do jej funduszu powierniczego, a na dodatek matka Nicka choruje na raka. Bezrobotni małżonkowie nie myśląc długo, wyprowadzają się na prowincję, gdzie Nick opiekuje się matką, a po jej śmierci wypełnia sobie czas pracą z siostrą w barze o wdzięcznej nazwie Bar. A co w tym czasie robi Amy? No właśnie nie wiadomo. Dopiero gdy Nick orientuje się, że żona zniknęła, a policja odnajduje w domu ślady krwawego porwania, wszyscy zaczynają się zastanawiać, kim właściwie jest ta kobieta. Popularna teza głosi, że w większości podobnych przypadków to mąż jest winny i rzeczywiście wszystkie tropy wskazują na niego. Okazuje się jednak, że prawda ma tu drugie, a nawet trzecie dno, a sama Amy nie była święta i też mogła mieć udział w tym dziwnym zamieszaniu. Cokolwiek bym więcej napisała o fabule, popsułabym tylko przyjemność oglądania tym, którzy Zaginionej dziewczyny jeszcze nie widzieli.
Zachwycająca forma i przyzwoite aktorstwo
Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie forma opowiadania tej dość szokującej historii. Zwykle gdy dowiadujemy się kto jest mordercą i jak wyglądała zbrodnia, film się kończy, a tutaj to dopiero punkt wyjścia dla całej kryminalnej zabawy. Zapewniam, że warto odczekać pół godziny i dać się zaskoczyć. To taki przyjemny ukłon w stronę widza, który przecież też chciałby poznać wszystkie krwawe szczegóły, zwłaszcza te związane z drobiazgowym przygotowanie morderczej akcji. Ach, wiele bym dała, żeby moje ulubione dreszczowce i seriale kryminalne opowiedziano na nowo właśnie w ten sposób!
Mamy tu prowadzone równolegle trzy wątki. Poznajemy równocześnie punkt widzenia męża, czyli tu i teraz związane ze śledztwem, obok tego jest relacja żony, przekazywana za pomocą jej pamiętnika, który prowadziła od chwili gdy się poznali, no i wreszcie jest prawda, której tylko najbardziej przebiegli widzowie (będący w długich związkach) mogli się domyślać. Ogląda się to wszystko z prawdziwą ekscytacją.
Nie myślałam, że film, w którym jest tyle Bena Afflecka będzie mi się podoba, ale jakoś tak się stało. W sumie nawet fajnie wyszło, że to on gra Nicka, ponieważ jako aktorskie drewno, taki klocek grający klocka, jest bardziej wiarygodny niż byłby artysta obdarzony większym talentem. W końcu gra męża oskarżonego o zabójstwo, który próbuje wygrać medialną wojnę, nieumiejętnie budując swój telewizyjny wizerunek, co ładnie koresponduje z jego nieumiejętną grą aktorską. Zresztą wszelkie niedostatki Afflecka łagodzi Rosamund Pike. Bardzo lubię tę aktorkę, odkąd zobaczyłam ją pierwszy raz, grającą w Rozpustniku z Johnnym Deppem. Obdarzona urodą greckiej rzeźby artystka jest tak samo piękna co utalentowana, a w Zaginionej dziewczynie także hipnotyzująco złożona i dwuznaczna. Świetnie wypadła także para filmowych detektywów. Detektyw Rhonda Boney (Kim Dickens) i jej partner, oficer Jim Gilpin (Patrick Fugit), to ekscentryczny, cyniczny, ale i dość bystry zespół, komentujący przebieg śledztwa z dziwnym wdziękiem, przez który wprost nie da się ich nie lubić. No i oczywiście Neil Patrick Harris grający byłego chłopaka Amy… Pojawia się na krótko, ale jakiż to jest występ!
Niewiarygodne ale prawdziwe
Dawno nie miałam tak, że mogłam się aż tak utożsamić z bohaterami filmu. W tej zakręconej kryminalnej opowieści jest wiele z prozaicznej, codziennej prawdy osób żyjących z kimś w długim i nie zawsze perfekcyjnym związku. Może i nie dopuszczamy się tych wszystkich strasznych czynów, ale z pewnością po niejednej kłótni myślimy o czymś bardzo podobnym. I któż z nas nie czuł tego rozczarowania, że życie nie jest tak perfekcyjne i sielankowe jak myśleliśmy za młodu? Kto nie chciałby choć odrobinę zmienić swojego partnera, zwłaszcza gdy przychodzi kryzys i trudności finansowe? Z tej perspektywy to naprawdę bardzo życiowa fabuła. Mamy agresję, manipulację, okruchy życia i jest nawet jedna bardzo wkurzająca teściowa. Chyba tylko świeżo zakochani nie zrozumieją o co chodzi. Ja takie manipulujące żony, rozwiązłych mężów i dyskusje o posiadaniu dzieci znam z autopsji. Myślę, że po tym filmie wiele osób zacznie się ze strachem zastanawiać nad tym, dlaczego ich partner lub partnerka czyta tyle kryminałów.
[…] zapewne pamiętacie, Gone Girl bardzo mi się podobała, zatem idąc za cisem, zasiadłam radośnie do Mrocznego zakątka. Nie […]