Pomiń zawartość →

Pożegnalny ukłon czytany przez Janusza Zadurę

Ostatnie dwa tygodnie spędziłam w towarzystwie Sherlocka Holmesa i to nie byle jakiego bo oryginalnego, czyli w wersji sir Arthura Conan Doyle’a. Było to dla mnie tak samo przyjemne jak pouczające doświadczenie, tym milsze, że ten zbiór ośmiu opowiadań (podobnie jak poprzednie wydane przez Bibliotekę Akustyczną) przeczytał swoim wszystkomogącym głosem Janusz Zadura. W wersji audiobookowej najsłynniejszy detektyw świata prezentuje się nam bardzo świeżo i atrakcyjnie, spokojnie mogąc konkurować ze swoimi kolejnymi literackimi i filmowymi wcieleniami.

Po co nam dzisiaj stary Sherlock?

Przyznam się szczerze, że do tej pory wprost uwielbiałam wszelkie (a zwłaszcza serialowe wcielenia angielskiego detektywa i jego dzielnego asystenta). Najbardziej lubię oczywiście Sherlocka w wykonaniu Benedicta Cumberbatcha i bardzo bym chciała żeby ktoś wpadł na genialny pomysł zastąpienia Martina Freemana Lucy Liu. Niestety moja sympatia nie obejmowała nigdy wersji książkowej, ponieważ (z niewiadomych przyczyn) ogarnia mnie niesamowita senność już przy pierwszym przemądrzałym i arcydługim monologu głównego bohatera powieści i opowiadań sir Arthura Conan Doyle’a. Nic nie mogę na to poradzić, to reakcja czysto fizjologiczna na nudę jaką dzisiaj zieje ten tekst. O dziwo, w ciągu ostatnich dwóch tygodni okazało się szczęśliwie, że audiobook z tym samym tekstem to zupełnie nowa jakość. Nareszcie mogę z przyjemnością śledzić zawiłe przygody najinteligentniejszego fikcyjnego Brytyjczyka ever.

Opowiadania zebrane w tomie pożegnalny ukłon są zawiłe i dziwne, a myślą przewodnią wielu z nich jest groteskowość. Czytelnik, a raczej słuchacz, ma okazję wraz z Holmesem i dr Watsonem uczestniczyć w rozwiązaniu zagadek kryminalnych dotyczących m.in. sprawy diabelskiego kopyta, porwania pewnej damy, pary odciętych ludzkich uszu w przesyłce pocztowej, czy włoskiej mafii. Oprócz dreszczu emocji i grozy, na twarzach współczesnych odbiorców tej prozy malować się musi również rozbawienie. Wiek tych literackich tworów widać chyba najlepiej po tym, jak Sherlock i przesłuchiwani przez niego świadkowie, odnoszą się do wszystkiego co obce. Wszystko co nieangielskie jest niepokojące i groźne. Wciąż uchodzi nazywanie czarnoskórego mężczyzny barbarzyńcom i dzikusem, co dziś byłoby nie do pomyślenia. Zagrożenie ma twarz obcego, na przykład niemieckiego szpiega, włoskich wolnomularzy czy egzotycznej gorączki sumatrzańskiej, na którą prawie zmarł nasz utalentowany detektyw.

pozegnalny-uklon--visual

Pouczająca podróż w przeszłość

Słuchając przygód Sherlocka Holmesa czułam się trochę jak na studiach, których ogromna część polegała na poznawaniu historii literatury. Naprawdę warto czasami dotrzeć do samego źródła, poznać oryginał, na którym tak pomysłowo wzoruje się współczesna kultura. Wśród dawnych literackich detektywów Sherlock był i wciąż jest najjaśniejszą gwiazdą, która ma dzisiaj niezliczonych naśladowców. Czy ktoś wyobraża sobie w ogóle współczesne kino lub literaturę bez błyskotliwych detektywów popisujących się sztuką dedukcji?

W tych opowiadaniach o Sherlocku najbardziej podoba mi się chyba to, że jest tak różny od obecnego wizerunku. Seriale Sherlock i Elementary oferują nam postaci detektywa, który jest socjopatą, nałogowcem, manipulantem, a momentami (nie bójmy się mocnych słów) okrutnym chamem. Niczego takiego nie ma w wersji Conan Doyle’a. Jego Holmes jest dżentelmenem w każdym calu. Choć bywa ekscentryczny, przemądrzały i nieprzewidywalny, nie rani świadomie ludzkich uczuć, a już w stosunku do kobiet wyróżnia się szczególną delikatnością. Dla fanów seriali, którzy tak jak ja nie znali zbyt dobrze wersji literackiej, prawdziwym szokiem może być to, z jakim szacunkiem detektyw zwraca się przez większość czasu do swojego przyjaciela Watsona. Aż miło się tego słucha, a intryga kryminalna na tym nie cierpi.

Teatr jednego głosu

Tę część, jak i wszystkie pozostałe części przygód Sherlocka Holmesa czyta Janusz Zadura i muszę powiedzieć, że jestem pełna podziwu dla wszechstronności jego głosu. Opowiadania czytane są z energią i ożywieniem, które uratowały mnie przed przysypianiem w trakcie. Wraz z zawiłościami fabularnymi zmienia się tempo i barwa głosu pana Zadury, a każda postać ma przypisane sobie właściwe brzmienie. Momentami ciężko mi było uwierzyć, że to dzieło jednego lektora, mogłabym przysiąc, że słyszę co najmniej trzy osoby. Szczególnie podobało mi się to, jak oddane były głosy kobiece oraz odgłosy niemal umierającego i bredzącego o inwazji małży Holmesa. Najlepsze było to, że czuć w takich momentach nie tylko napięcie (wszak zawsze chodzi o jakieś nieszczęście) ale także ironię, dystans i rozbawienie czytającego. Jestem pewna, że Janusz Zadura wyciągnął z tego tekstu co się tylko dało i miał przy tym sporo radości.

Pożegnalny ukłon uświadomił mi także dlaczego mam ostatnio problem z czytaniem słabych kryminałów. Przy Władcy liczb mogłam już prawie wskazać źródło mej frustracji i rozdrażnienia, ale dopiero słuchając tego audiobooka zrozumiała o co chodzi. Moim problemem jest to, że nie mogłam uwierzyć detektywowi, który tak jak Popielski (a wcześniej Mock) zapewnia nas o swojej wielkiej inteligencji, a jednocześnie daje się okładać najprymitywniejszym zbirom. Sherlocka za to lubię bardzo właśnie za to, że jest na tyle bystry by nie ładować się w fizyczne zagrożenie wtedy gdy potrafi tego uniknąć, a potrafi prawie zawsze. A może ktoś uważa, że dawny (oczywiście literacki) Londyn był bezpieczniejszym miejscem niż Wrocław?

Opublikowano w Audiobooki

2 komentarze

  1. antymetabolit antymetabolit

    Zgadzam się w 100% z recenzją.
    Chciałem tylko dodać, że ciekawym elementem tej audiobookowej układanki jest też sam fakt nowego przekładu, który został użyty do produkcji.
    Być może nie ma to decydującego znaczenia, ale z pewnością czytała Pani do tej pory Sherlocka w starym tłumaczeniu. Kto wie? Może nowy przekład dodał trochę współczesnego powiewu w języku opowiadań?
    A jeśli istniałyby Oskary w audiobookach, to Janusz Zadura powinien dostać jeden za każdy tom opowiadań.
    Co najśmieszniejsze, zacząłem słuchać Sherlocka z Biblioteki Akustycznej jeszcze w czasie, gdy produkcja kolejnych tomów trwała (2013), więc na kolejne części czekałem z równie dużym zniecierpliwieniem, jak na kolejny sezon ulubionego serialu.
    I nic nie dawała możliwość sięgnięcia po zbiór opowiadań, który leży na półce z książkami.
    To chyba najlepsza recenzja tej serii audiobooków.

    Pozdrawiam.

    • ola ola

      Janusz Zadura jest najlepszy. Jego głos idealnie zgrał się z tematyką opowiadań. Dzięki niemu łatwiej jest mi nawet słuchać niż czytać Sherlocka.
      Dziękuję za przeczytanie mojej skromnej notatki i dodanie wartościowej opinii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *