Pomiń zawartość →

Mroczny zakątek

Jak zapewne pamiętacie, Gone Girl bardzo mi się podobała, zatem idąc za cisem, zasiadłam radośnie do Mrocznego zakątka. Nie jest już tak dynamicznie czy elektryzująco, film jest (jak tytuł) mroczny, duszny i niepokojący, ale pod wieloma względami znacznie lepszy, w moim subiektywnym odczuciu, od produkcji z Affleckiem w roli głównej. Pod względem aktorskim, są to absolutne wyżyny, na które z pozorną łatwością wzbijają się Charlize Theron i Christina Hendricks. I naprawdę nic nie szkodzi (przynajmniej tak sobie powtarzam), że to kolejne dzieło filmowe skażone i zbrukane przez obecność na ekranie Chloë Grace Moretz. Jestem naprawdę wdzięczna autorce bloga Kulturalnie Po Godzinach, na zwrócenie mojej uwagi na twórczość Gillian Flynn. Zainspirowana najpierw obejrzałam adaptacje, ale już dziś (jak tylko uporam się z cegłą Donny Tartt) rozpocznę lekturę Mrocznego zakątka. Jestem pewna, że ta historia ma jeszcze dla mnie wiele atrakcji.

Zepsuta dziewczynka

Libby Day (Charlize Theron) nie miała żadnych szans na normalność. Kobieta jest wyobcowaną kleptomanką cierpiącą na zbieractwo, która całe dnie spędza w swoim domu, podobnym raczej do barłogu czy owadziego kokonu ze śmieci, a nie do tradycyjnej ludzkiej siedziby. Nie lubi dotykania, rozmów czy kontaktu wzrokowego. No i co ważne, nie lubi też pracować, do czego w ciągu swego całego życia nie była zmuszona. No i dochodzimy do sedna. Libby jako mała dziewczynka była świadkiem morderstwa swej matki i dwóch sióstr, o które został oskarżony jej brat. Chłopak trafił za kratki po zeznaniach Libby, a ona sama żyła z hojnych datków od osób współczujących biednej kruszynie, ocalonej z paskudnej, ale medialnej, masakry. Niestety, dwadzieścia osiem lat to trochę za długo dla ludzkiego współczucia. Kasa się kończy, kobieta jest zdesperowana i właśnie ta desperacja sprawia, że przyjmuje nietypową ofertę od pewnego klubu.

Z Libby kontaktuje się Lyle (Nicholas Hault), należący do tajemniczego Klubu Zabójców. Okazuje się, że klub to bardzo pożyteczna grupa pasjonatów, którzy rozwiązują skomplikowane zagadki związane z największymi zbrodniami w historii amerykańskiej kryminalistyki. Teraz Lyle, przy pomocy Libby, chce dowiedzieć się prawdy o tym, co wydarzyło się w dzień masakry w domu Day’ów. Ten początkowo mało zgrany duet, zaczyna działać sprawnie niczym para detektywów, odnajdując coraz bardziej zaskakujące i nieprawdopodobne informacje o przeszłości brata i matki Libby. Oczywiście, muszą się spieszyć, bo na udowodnienie niewinności skazanego brata, Bena (Corey Stoll), mają tylko trzy tygodnie. Może i początek tej historii nie wydaje się szczególnie ciekawy, nie raz już widzieliśmy podobnie zaczynającą się fabułę, ale zapewniam, że jest to opowieść oryginalna, trzymająca w napięciu, choć też lekko zwariowana i nieprawdopodobna, zupełnie nie w stylu tradycyjnych thrillerów, co mnie osobiście bardzo się podoba.

Układamy makabryczne puzzle

W tym dość długim filmie najbardziej podoba mi się to, że cały czas ekranowy został tak znakomicie wykorzystany. Są oczywiście momenty przełomowe i pełne napięcia, w których wychodzą na jaw mroczne sekrety z pozoru zwyczajnych i nieciekawych ludzi, ale mnie najbardziej podobają się te części filmu, które mniej cierpliwy widz nazwałby dłużyznami (dlatego tak bardzo cieszę się na lekturę powieści). Zatrzymany czas, obszerne retrospekcje, których jest tyle samo co akcji w czasach obecnych, usypiające żółte światło w zakurzonych, zagraconych lub zardzewiałych miejscach – to właśnie w takich momentach uśpienia naszej czujności dowiadujemy się najwięcej o głównej bohaterce i jej tajemnicach. Bo to nie jest tylko film o zagadce potrójnego morderstwa (z bardzo zaskakującym rozwiązaniem), ale także o tym, co trauma robi z człowiekiem (w przypadku Libby) oraz o tym jak zdrowe i naturalne odruchy mogą się przekształcić w mroczą patologię (wątek Bena). Fobie, nałogi, przemoc, nastoletnie ciąże, a nawet satanizm i pedofilia. Jest tu wszystko co może pobudzić naszą niezdrową, filmową i czytelniczą ciekawość.

_DSC2127.NEF

Piękna Charlize – ikona naszych czasów

Co do tego, że Charlize Theron jest wybitną aktorką, nie można mieć chyba żadnych wątpliwości. O dziwo, największe wrażenie wywarły na mnie je kreacje po Oscarze, a samą jej rolę w Monster niewiele pamiętam. Za to dzięki roli w Mad Maksie, a w wcześniej w Granicach miłości i Young Adult, stała się jakby głosem pokolenia, kimś kto nie waha się przed przyjęciem dziwnych, wymagających, niesympatycznych ról. Jej bohaterki to uosobienie kobiecego szaleństwa, a właściwie to kobiecej głębi i wewnętrznego skomplikowania, może nawet popaprania. Oczywiście praktycznie w każdej swej kreacji aktorskiej jest porażająco piękna, ale tak jakby przy okazji i wbrew swoim intencjom. W Mrocznym zakątku urody dodają jej nawet krótkie włosy, brudne i dziurawe jeansy czy niedbałe t-shirty. I tak bardziej niż uroda liczy się jej charyzma i to co potrafi pokazać tylko tymi swoimi szalonymi oczami, mogącymi jak żadne inne dać nam wgląd do jej wewnętrznego dramatu. Patrzenie na jej grę chyba nigdy mi się nie znudzi.

Równie dobrze jest w przypadku Christiny Hendricks, grającej matkę Libby. Choć jest jej znacznie mniej na ekranie, mocno zapada w pamięć. Podobnie jak Theron, gra wbrew swoim warunkom. Naprawdę trudno ją rozpoznać bez makijażu, wysokich obcasów, dekoltu i obciskającej bielizny. Dla wielu widzów to może być szok, gdyż posągowo piękna gwiazda Mad Menów wygląda tu jak styrana życiem matka Polka, ale nie to jest ważne. Liczy się to, że w tych kilku scenach, w których ją widzimy, jest tak wiarygodna, że jednym grymasem wywołuje falę współczucia i empatycznego zrozumienia. Moim zdaniem, to jej najlepsza rola jak do tej pory.

To jak w gronie tych wspaniałych kobiet znalazła się panna Moretz pozostanie dla mnie, jak zwykle, tajemnicą.

Cóż moi drodzy, nie ma co zwlekać. Zasiadamy do lektury.

Opublikowano w Filmy

Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *