Pomiń zawartość →

The Knick

Nie przejmujcie się opiniami, że to Dr House sprzed stu lat, albo że The Knick na siłę promuje poprawność polityczną, ponieważ mamy kobiety i czarnych w szpitalu. Nie zrażajcie się, tylko siadajcie i oglądajcie. Zapewniam, że obok Peaky Blinders, jest to jeden z najlepszych seriali historycznych od lat. Jest świeżo, klimatycznie i bardzo oryginalnie. Bohaterowie drugoplanowi są równie intrygujący co główne postaci, intrygi śledzi się z ogromnym zainteresowaniem (szczególnie, że wszystko jest tak smakowicie i pełnokrwiście podane), a co najważniejsze dr Thackery nie wykrzykuje co chwila ,,To toczeń!”.

W nowojorskim szpitalu 114 lat temu

Dr John Thackery (Clive Owen) pracuje w tytułowym The Knick, czyli szpitalu Knickerbrocker. Mamy rok 1900 i pięknie rozkwitającą rozmaitymi chorobami amerykańską metropolię. Thackery, dzięki wielkiej determinacji i poświęceniu, zdobył ogromną renomę, co sprawia, że na oddziale chirurgicznym pacjenci, pielęgniarki i lekarze mają go niemal za boga. To nic, że jego ciągle udoskonalane, nietypowe metody zdają się częściej uśmiercać pacjentów niż im pomagać. Doceniamy to, że w ogóle facet się stara. Chęć doskonalenia lekarskiego fachu jest w wąsatym doktorze tak wielka, że wszystko temu poświęca, włącznie ze zdrowiem. Pracę umysłową na najwyższych obrotach zapewniają mu częste zastrzyki kokainy (aplikowane między palce u stóp i w przyrodzenie szanownego doktora), co jest zapewne głównym powodem kojarzenia go z Housem. Na szczęście Thackery spędza w swej pracy znacznie więcej czasu niż House (by go nie tracić śpi na kozetce w biurze, a wieczorami kroi świnie w ramach poszukiwań anatomicznych i ćwiczenia techniki), jest też od niego znacznie lepiej wychowany. Miło oglądać w akcji lekarza, który nie ma kompulsywnej potrzeby ubliżania każdemu, kto się do niego zbliży. To zresztą byłoby bezcelowe i odwracało uwagę od ciekawych przypadków chorobowych. Medycyna i jej zawiła historia, a nie rozbuchane ego lekarza, jest tu głównym tematem. Dzięki The Knick mamy niesamowitą szansę zdobyć pewne wyobrażenie o tym, jak praktykowano medycynę przed wiekiem. To naprawdę fascynujące i zarazem przerażające! Wiele przyrządów chirurgicznych wygląda jak narzędzia mechanika samochodowego, operacje przypominają wyrabianie wędlin za pomocą maszynki do mięsa, a biedni pacjenci padają jak muchy. Cały czas widzowi towarzyszy uczucie, że oto jest świadkiem rodzenia się pomysłów, które już za niedługo będą mogły ratować ludziom życie. Póki co obserwujemy wiele prób i błędów na drodze do nowoczesnej medycyny.

The Knick - sala operacyjna

Na surowo

Twórcy The Knick nakręcili swój serial tak, jakby chcieli sprawiać pozory stuprocentowej szczerości z widzami. Jeśli jest operacja, to zaglądamy w głąb klatki piersiowej lub brzucha ciężarnej (i to jakoś tak bardziej i głębiej niż we wcześniej kręconych serialach). Jeśli nawiązuje się jakakolwiek relacja międzyludzka, to także nie mamy nigdy wątpliwości co do jej natury. Główny bohater jest osobą bardzo szczerą, prawdopodobnie dlatego, że nie ma cierpliwości i nie lubi marnować czasu, a inni pracownicy szpitala przejmują ten styl. System XIX-wiecznych manier jest tu jakby zawieszony. Nikt nie zawraca sobie głowy ceremoniami, gdy trzeba ocucić pacjenta bądź niezwłocznie zająć się amputacją. Doceniam to bardzo, ponieważ towarzyskie ograniczenia są jedną z przyczyn, dla których produkcje historyczne są takie irytujące. Tyle czasu zwykle trwa przebicie się przez watę konwenansów. Z tego względu The Knick może wydawać się raczej wariacją na temat historii niż obiektywnym przedstawieniem historii, ale to w końcu rozrywka i mnie to odpowiada.

Algernon

Kobieta i czarnoskóry

Pomimo iż pod względem uprzedzeń pracujący w The Knick personel ma jeszcze XIX-wieczną mentalność, udało się w ekipie szpitala umieścić kobietę (i to na kierowniczym stanowisku), a nawet czarnego lekarza. Cornelia Robertson (Juliet Rylance) zarządza placówką w imieniu ojca, głównego sponsora szpitala, a dr Algernon Edwards (Andre Holland) zostaje tu zastępcą szefa chirurgii. Oboje są historyczne na słabszej pozycji, a jednocześnie znajdują się w placówce zdrowotnej na specjalnych, uprzywilejowanych warunkach. Fikcja fikcją, ale ani pięknej Cornelii, ani mega zdolnemu Algernonowi, nie jest łatwo toczyć kolejne potyczki z zadufanymi w sobie, białymi panami doktorami. Nie tylko im zresztą. Każdy poza lekarzami, szamocze się i walczy o przetrwanie, głównie w sensie ekonomicznym. Fascynujące są zmagania osobiste i zdrowotne kolejnych pacjentów, ale także pracowników. Najbardziej interesują mnie dziwaczne rozgrywki w świecie sanitariuszy, walczących o jak najtańsze zwłoki do sprzedania do swojego szpitala, by lekarze mieli na czym przećwiczyć operacje, których nikt jeszcze nie przeprowadził. Niby chodzi o ludzkie życie, a tak naprawdę, jak zawsze, o dolary.

Jak dziwaczny sen

Frapująca fabuła to tylko połowa sukcesu The Knick. Równie zachwycająca jest atmosfera jaką udało się tu stworzyć. Bardzo surowa kolorystyka i zdjęcia robione pod osobliwymi kątami sprawiają, że mamy wrażenie iż obserwujemy autentyczną akcję na żywo. Przy każdym odcinku mam trochę wrażenie, że patrzę na coś co już mi się kiedyś śniło i zdecydowanie nie był to miły sen. Niezwykle ważne jest również muzyka Cliff’a Martineza. Dobrze, że twórcy wybrali coś klimatycznego, ale nie z epoki.

Wszystko to składa się na to, że The Knick chłonie się wszystkimi zmysłami, a odczucia jakie powstają w wyobraźni widzów są tak samo negatywne jak i pozytywne. Pewno, że nikt nie lubi patrzeć na krew, flaczki, biedę i odrażającą brzydotę umierających, a jednocześnie jakoś nie można się odkleić od ekranu. Niby zniechęca pulsująca muzyka wywołująca niepokój, a jednak nie mogę przestać słuchać soundtracku.

Z napisaniem czegoś o The Knick chciałam poczekać do końca serii, jednak po ostatnim syfilitycznym odcinku, już nie mogłam się powstrzymać. Pooglądajcie chociaż ze względów edukacyjnych. Dobrze jest wiedzieć jak wyglądały choroby, przez które ludzie jeszcze sto lat temu cierpieli najczęściej, a dziś ich praktycznie nie znamy.

Opublikowano w Seriale

Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *