Michael Booth to nie tylko utalentowany brytyjski pisarz i dziennikarz, ale także kucharz, kształcący się u francuskich mistrzów. Znaliśmy go jako autora wspaniałej książki Skandynawski raj oraz z Sushi i całej reszty, przewodnika po japońskiej kuchni, który stał się międzynarodowym bestsellerem i doczekał się nawet swojej animowanej wersji w japońskiej telewizji NHK (obejrzyjcie choćby jeden odcinek na YT, warto :). Dziesięć lat po pierwszej gastronomicznej eskapadzie, smakosz wraca na japońskie wyspy i podejmuje wyzwanie po raz drugi. Towarzyszy mu żona i dwóch synów, którzy wraz z nim próbują zgłębić istotę nie tylko ryżu, ale także sake, sushi i tego wszystkiego, co kojarzy się z wyrafinowaniem japońskiej kuchni. Zostajemy wraz z nimi zabrani w niezwykłą podróż w poszukiwaniu źródła niedoścignionego kulinarnego mistrzostwa, rozkwitającego od wieków w tym niezwykłym kraju.
SkomentujTag: PWN
Czekałam z tym tekstem do premiery nowego Spider-Mana, gdyż (słusznie) podejrzewałam, że będzie on idealnym uzupełnieniem książki Tomasza Żaglewskiego pt. Kinowe uniwersum superbohaterów. Analiza współczesnego filmu komiksowego. Gdy pierwszy raz usłyszałam o nadciągającej premierze, miałam bardzo sceptyczne myśli i nie zamierzałam wybierać się na seans. Nie będę ukrywać, że, poza trylogią Christophera Nolana, filmowe adaptacje komiksów uważałam za płochą rozrywkę i w sumie trochę mi nawet szkoda tych wszystkich milionów z pompą wydawanych na kolejne serie spektakularnych wybuchów i gaże najlepszych hollywoodzkich gwiazd (których talent także mógłby być spożytkowany lepiej w czymś ambitniejszym). Nadal trochę tak uważam, lecz po lekturze książki Tomasza Żaglewskiego rozumiem też, że inni widzowie mają inne potrzeby i oczekiwania, a także zupełnie inny punkt widzenia. Przyznam również, że podczas seansu nowego Spider-Mana udało mi się na chwilę zapomnieć o moim gderliwym czepialstwie, bo bawiłam się doskonale, podobnie jak, sądząc po komentarzach i wybuchach śmiechu, cała kinowa widownia.
SkomentujBardzo długo czytałam tę niezbyt obszerną książkę, głównie z powodu silnych emocji, jakie we mnie wywołała. Tygodniami potrafiłam odkładać lekturę kolejnej części, gdy na przykład tak bardzo wczułam się w treść, że od razu przypominałam sobie wszystkich trudnych ludzi, z którymi przyszło mi się w życiu zmierzyć. Moja wybujała wyobraźnia sprawiała, że natychmiast miałam przed oczami osoby tak trudne, że nawet po latach myśląc właśnie o nich, wyszukuję takich poradników jak ten. Jeszcze gorzej było gdy studiując z autorką kolejne przypadki, zaczęłam się zastanawiać, czy może sama nie jestem trudnym człowiekiem (co jest dość zabawne, bo od lat uważam się za najtrudniejszą w obsłudze jednostkę, ale działającą na nerwy głównie samej sobie).
2 komentarzeJeśli należycie do ogromnej rzeszy czytelników uwielbiacie twórczość sióstr Brontë i od pierwszej strony pierwszej książki ich autorstwa oddychacie niezwykłą atmosferą yorkshirskich wrzosowisk, a w każdym napotkanym mężczyźnie dopatrujecie się rysów albo pana Rochestera, albo Heathcliffa, pokochacie tę książkę, choć nie będzie to łatwa miłość. Eryk Ostrowski po raz kolejny zabiera nas w podróż w przeszłość, do źródeł powstania arcydzieł światowej literatury, ale podróż ta wymaga od nas wielkiego skupienia, cierpliwości, znajomości kanonicznych powieści Brontë i oceanów wolnego czasu, gdyż dzieło jest opasłe, a oderwać się od niego nie sposób. Ci, którzy czytali poprzednią książkę autora, czyli Charlotte Brontë i jej siostry śpiące, wiedzą już zapewne z czym będą mieli do czynienia, jaki stopień drobiazgowości i jakie interpretacje oferuje Eryk Ostrowski. I nawet jeśli nie do końca nam to odpowiadało, warto pochylić się nad najnowszą biografią Branwella i Charlotte, gdyż jest to dzieło oryginalne, kontrowersyjne i otwierające nowe przestrzenie do interpretacji twórczości genialnego rodzeństwa.
2 komentarze
Z Rosją i w ogóle z całym Związkiem Radzieckim to jest dziwna sprawa, gdyż młode pokolenie Polaków praktycznie nic o nich nie wie, a przecież były i są tak blisko. Kultura amerykańska nas fascynuje, uwielbiamy azjatycką egzotykę i z wielką chęcią podróżujemy na egipskie plaże, ale jakoś rosyjskimi klimatami niewielu się interesuje. Osobliwe, bo źródeł mamy pod dostatkiem, gdyż nasi rodzice i dziadkowie to chodzące encyklopedie czasów, gdy ZSRR miało się jeszcze bardzo dobrze. Z jakiegoś jednak powodu nie bardzo młodych to interesuje i choć niektórzy z nas (tak jak ja) mogą nawet jeszcze coś pamiętać z lat osiemdziesiątych, to podświadomie czujemy, że wszystko, co radzieckie, jest szare, nudne, nieciekawe lub tak brutalne i chore, że lepiej o tym nie wiedzieć za dużo. Jeśli jednak przemożecie niechęć i na przykład pod wpływem filmu Miś, kolejnej lektury klasyka klasyków, czyli Mistrza i Małgorzaty lub któregoś z odcinków znakomitego serialu dokumentalnego Szerokie tory, poczujecie sentyment i zechcecie się dowiedzieć czegoś więcej o tworze jakim był ZSRR, to ta niezbyt obszerna książka będzie znakomitym początkiem. Ja osobiście sięgnęłam po nią przy okazji oglądania kolejnego sezonu serialu Zawód: Amerykanin, którego akcja coraz częściej przenosi się do Rosji w samym środku zimnej wojny.
SkomentujSięgnęłam po tę książkę, ponieważ w przeszłości sama nieraz zastanawiałam się nad tytułowym pytaniem. Zwiedzając liczne muzea i galeria (punkt obowiązkowy odwiedzin dowolnej europejskiej stolicy) można się napatrzeć na przeogromne zbiory narządów płciowych, sutków, pośladków i mięśni. Ich obecność zapewne nie dziwiłaby tak bardzo, gdybyśmy odebrali jako młodzi ludzie właściwą edukację artystyczną, w tym lekcje z historii sztuki. Niby wszyscy mieliśmy w szkole lekcje plastyki i techniki, ale ilu z nas może powiedzieć, że cokolwiek z nich wyniosło i zapamiętało poza tym, że na kartce ma być jak najmniej białych, niezamalowanych miejsc? Podobnych problemów mam więcej, nie tylko z golasami, dlatego też uważam, że ta książka, pierwotnie kierowana do bardzo młodych ludzi, uczących się jeszcze w szkole podstawowej, może przydać się również ich rodzicom, którzy nie znają się zupełnie na sztuce, a trochę jednak by chcieli i powinni.
SkomentujWłaśnie takiej książki potrzebowałam i to już od dawna! Jako zagorzała fanka wszystkiego co brytyjskie, a już zwłaszcza literatury, seriali i filmów z fabułą osadzoną w wiktoriańskim Londynie, naprawdę doceniam pracę autorki włożoną w to, by odtworzyć dla czytelników stolice imperium taką, jaką była półtora wieku temu. Wszyscy przecież doskonale wiemy, że obcowanie z dziełem (czy to filmowym, czy literackim) to jedno, a znajomość kontekstu kulturowego i historycznego, to zupełnie co innego. Krystyna Kaplan daje nam właśnie kontekst, dzięki któremu będziemy mogli chociażby mieć jeszcze większą przyjemność z oglądania fantastycznych produkcji BBC (czekam na nowy serial Wiktoria) czy z czytania powieści historycznych, takich jak mój ulubiony Szkarłatny płatek i biały. Usatysfakcjonowani będą także amatorzy historii Kuby Rozpruwacza (oglądający na przykład Ripper Street czy Whitechapel) i związanych z jego zbrodniami teorii spiskowych.
KomentarzKsiążka Klausa Theweleita, niemieckiego eseisty i badacza kultury, nie jest łatwą ani przyjemną lekturą. Prawdę mówiąc poważnie odchorowuję na duszy i ciele zetknięcie się z tym tekstem, choć z drugiej strony wcale nie żałuję, że się z nim zapoznałam. Autor Śmiechu mordercy pokazuje mroczną stronę ludzkości, ale jest to coś prawdziwego i ważnego, z czego wszyscy powinniśmy zdawać sobie sprawę. Żyjemy w bardzo ciekawych i niebezpiecznych czasach, jesteśmy świadkami rozpadania się świata rzeczywistego i świata idei. Zbiorową wyobraźnią rządzą kolejne akty terroru i wojny, na stronach gazet widzimy jak ludzie zamieniają się w bestie, a symbolami tych wszystkich zmian stają się dwa mroczne widma, czyli zamaskowani bojownicy IS i Anders Behring Breivik. Jestem pewna, że właśnie to opracowanie pozwoli czytelnikom lepiej zrozumieć umysł morderców, a tym samy to, co się dzieje obecnie na całym świecie.
KomentarzJak już wiele razy wspominałam, jestem technologicznie upośledzona. Nie potrafię samodzielnie poradzić sobie z żadnym sprzętem, ledwo obsługuję własny telefon, a nasz domowy termostat (który pamięta by zimą włączyć ogrzewanie o ósmej) uważam za prawdziwy cud i dowód na istnienie magii. Czy to znaczy, że książka Internet rzeczy nie jest dla mnie? Ależ skąd! Najwięcej pożytku mogą z tej lektury wynieść właśnie takie osoby jak ja, gdyż autor daje nam nadzieję na to, że w przyszłości, gdy już porozumiewające się ze sobą urządzenia i systemy przejmą kontrolę nad codziennymi sprawami, nie będziemy musieli się nimi w ogóle zajmować. Czyż to nie pokrzepiające?:)
Skomentuj