Pomiń zawartość →

Miesiąc: wrzesień 2014

Teresa Desqueyroux

Jest to ekranizacja najbardziej znanej powieści Francois Mauriaca, we Francji uznawana za arcydzieło i skarb narodowy. Z niewiadomych przyczyn nie mogłam nigdzie znaleźć tej książki, ale za to audiobook był dostępny od ręki za niewielką opłatą, dzięki czemu mogłam odpowiednio przygotować się do seansu. Ne zawsze wkładam w to tyle trudu, ale gdy dowiedziałam się, że tytułową rolę ma grać Audrey Tautou chciałam zrobić wszystko by właściwie zrozumieć film i mieć z tego maksymalną radość (wszak każdy występ tej aktorki to uczta dla oczu). Niestety, choć mój umysł rozumie argumenty natury estetycznej, a nawet społecznej (wszak to o emancypacji i zbrodni) to dusza niestety wręcz umierała podczas słuchania tekstu, trochę mniej podczas oglądania filmu. Obawiam się, że tak zaangażowane psychologiczne dzieła jak Teresa Desqueyroux szybko się starzeją i stają się dla odbiorców nudne i niezrozumiałe. Mimo wszystko jednak zachęcam do poszukania w tym sensu na własną rękę.

Skomentuj

Szczęście nigdy nie przychodzi samo

W kinach totalna posucha, więc postanowiłam rozerwać się jakąś starszą produkcją z gatunku tych rozweselających. Mój wybór, jak to często ostatnio bywa, padł na francuską komedię romantyczną z Sophie Marceau. Francuskie komedie bardzo rzadko są rozczarowujące, szczególnie jeśli nie spodziewamy się po nich za wiele i przymkniemy oko na łapatologiczne schematy według których prowadzona jest fabuła. Przyznaję, że tytuł nie jest zachęcający, ale naprawdę film da się oglądać, a jeśli ktoś ma niewybredne poczucie humoru, to nawet porechocze sobie wesoło przed ekranem.

Skomentuj

Zanim zasnę (Before I Go to Sleep)

Dawno już nie byłam w kinie, bo jakoś nic szczególnie porywającego nie puszczali ostatnio. Wczoraj jednak zdecydowałam się w końcu ruszyć z kanapy i poczłapałam na Zanim zasnę. Naprawdę nie spodziewałam się niczego wybitnego, wystarczyłaby godziwa rozrywka. Zamiast tego wynudziłam się niemiłosiernie, choć to dziwne, bo film jest krótki, a do tego jeszcze się sfrustrowałam postacią głównej bohaterki. Naprawdę w tym przypadku nie dziwie się wszystkim tym, którzy wypisują na forach, że książka była lepsza. Nie żebym czytała powieść S.J. Watson. Po prostu trudno, żeby była gorsza od tego niby thrillerowego drętwiaka.

2 komentarze

Perfect Body Ewa Chodakowska & SHAPE

Niektórzy z was mogą się zdziwić tym, co na blogu z przemyśleniami filmowo-książkowymi robi tekst o płycie z ćwiczeniami dodanej do wrześniowego SHAPEa. Ci jednak, którzy są ze mną dłużej wiedzą, że sprawy związane ze zdrowiem i formą bardzo mnie zajmują, ale na razie nie tak bardzo by mieć na nie osobnego bloga, dlatego też mam tutaj dział poradnikowy gdzie to wszystko ląduje. Zresztą odrobina kultury fizycznej przyda się każdemu, a już zwłaszcza blogerom i blogerkom spędzającym całe dnie na kanapie, krześle lub w fotelu. Mole książkowi, pracownicy biurowi, studenci i uczniowie- każdy powinien moim zdaniem poświęcić te trzy godzinki tygodniowo na rozruszanie ciała, bo wtedy i umysł lepiej pracuje.

Skomentuj

Niezgodna (Divergent)

Skoro obejrzałam już Gwiazd naszych wina, to wypadało wręcz zacisnąć zęby i obejrzeć też Niezgodną (zwłaszcza, że jest tu ta sama para aktorów, tym razem w roli rodzeństwa). Normalnie niedługo stanę się specjalistką od kina młodzieżowego, a tak długo starałam się je omijać. Najbardziej w Niezgodnej (kolejny bzdetny tytuł) zaskoczyło mnie to, że choć wszędzie piszą że to tylko gorsza wersja Igrzysk śmierci, to jest to zdecydowanie lepsze sci-fi niż głodowe opowieści o strzelającej z łuku amazonce. Niby też nic niezwykłego, czy choćby szczególnie wartościowego, ale przynajmniej da się bez bólu oglądać, czego nie mogę z czystym sumieniem powiedzieć o Igrzyskach śmierci czy innym Equilibrium. Ot, takie grzeczne kino dla dorastających dziewczynek.

Komentarz

Intruders

Gdy ogląda się bardzo dużo seriali, trzeba mieć jakąś zasadę na odsiewanie tych najgorszych. Ja osobiście uważam, że każdej produkcji należy dać szansę, ale tylko do trzeciego odcinka. Jeśli nadal jest nudno, kiczowato, przewidywalnie, gdy po prostu nie wciąga, czwartego odcinka już nie obejrzę. Gdyby nie taki odsiew, straciłabym mnóstwo czasu na coś, co nie jest tego warte, a przecież w tym czasie można obejrzeć tyle innych wartościowych rzeczy. Nie bez powodu pisze o tym przy okazji Intruders. Ten serial wystawił moją cierpliwość na wielką próbę. Osiągnęliśmy razem szczyty irytacji i znudzenia, obejrzałam z bólem te trzy odcinki, ale dalej już nie da rady. Takiej niedoróbki już dawno nie widziałam. Więcej czasu poświęcę na napisanie o serialu, niż jego twórcy na przemyślenie głównych założeń.

Skomentuj

Lilyhammer

Lilyhammer to jeden ze starszych seriali wyprodukowanych przez Netflix, w którym można się zakochać od pierwszego odcinka. Osobiście uwielbiam seriale o małych miasteczkach i ma to prawdopodobnie wiele wspólnego z tym, że sama się w takim wychowałam, a Cicely na Alasce jest moim ulubionym miejscem serialowym. Dzięki Lilyhammer znowu mogę poczuć ten klimat. Dodatkowo otrzymujemy całkiem ciekawą akcję kryminalną w nieco komediowym wydaniu, co, jak podejrzewam, musi się szalenie podobać fanom Ojca chrzestnego i Rodziny Soprano. Dzięki temu, że odtwórca głównej roli, Steven Van Zandt, grał w tej ostatniej produkcji, mamy jakby bezpośrednią łączność ze stylem Sopranosów.

Komentarz

Wspaniały rok 1939

Spodziewałam się zwykłego przyjemnego romansu, ewentualnie z jakąś intrygą kryminalną w tle, a tu normalnie horror. Nie mogłam po tym spać, tak mnie ruszyło. Glorious 39 to film niespodziewanie dziwny, niepodobny do niczego, co widziałam do tej pory. Tej wciągającej i zakręconej fabuły długo nie można pozbyć się z głowy. Wielką atrakcją tego filmu jest oczywiście rola jedynej i niepowtarzalnej Romoli Garai, ale oprócz niej można tu podziwiać cały kwiat brytyjskiego aktorstwa. No prawdziwa uczta estetyczna z bardzo niepokojącym przesłaniem.

Komentarz

Na skraju jutra (Edge of Tomorrow)

Chciałam sobie umilić weekend jakimś porządnym kinem sensacyjnym, ale to się niestety nie udało. Oglądanie Na skraju jutra to średnia przyjemność, porównywalna z wyrywaniem sobie włosów z kolan za pomocą zardzewiałej pincety. Mam ostatnio zasadę, że jak już zaczynam oglądać to muszę skończyć, tyle że tym razem dotrwanie do końca wiązało się z nie lada samozaparciem. Co mi po tym, że Tom Cruise nadal prezentuje się świetnie w mundurze, albo że na efekty specjalne wydano pewnie roczny budżet małego europejskiego państwa, skoro akcja jest poszarpana i nielogiczna, postaci nie wykazują się żadną głębszą psychologią, a całość bardziej niż sci-fi przypomina nieudane love story.

Komentarz

Czesałam ciepłe króliki

Czesałam ciepłe króliki to zapis rozmowy Dariusza Zaborka z byłą więźniarką obozu w Ravensbrück Alicją Gawlikowską-Świerczyńską. Po książkę sięgnęłam, ponieważ w wielu recenzjach przewijały się wciąż te same określenia, malujące wizję utworu mającego być jednocześnie opisem traumy wojennej i licznych innych przeciwności losu, jak i świadectwem nieprzeciętnego optymizmu i przykładem godnej pozazdroszczenia postawy życiowej. Niestety okazuje się, że nie ma ani tego, ani tego. Pani Alicja pobytu w obozie za traumę nie uważa, a to co miało być optymizmem czy hartem ducha, okazało się zwykłym egocentryzmem i wręcz szokującym zarozumialstwem. Wiem, że o starszej osobie, która w dodatku wiele w życiu przeszła, nie wypada złego słowa powiedzieć, ale jakoś na pochwały nie jestem w stanie się zdobyć.

3 komentarze