W kinach totalna posucha, więc postanowiłam rozerwać się jakąś starszą produkcją z gatunku tych rozweselających. Mój wybór, jak to często ostatnio bywa, padł na francuską komedię romantyczną z Sophie Marceau. Francuskie komedie bardzo rzadko są rozczarowujące, szczególnie jeśli nie spodziewamy się po nich za wiele i przymkniemy oko na łapatologiczne schematy według których prowadzona jest fabuła. Przyznaję, że tytuł nie jest zachęcający, ale naprawdę film da się oglądać, a jeśli ktoś ma niewybredne poczucie humoru, to nawet porechocze sobie wesoło przed ekranem.
Bogata rozwódka i niepoważny muzyk
Reprezentujący jaszczurzy typ urody Sasha (Gad Elmaleh) jest bardzo utalentowanym muzykiem jazzowym, który mimo trzydziestki na karku nie chce dorosnąć. Nasz przyjemniaczek spędza wieczory w nocnym klubie, a za dnia, jak uda się wstać i wytrzeźwieć, zajmuje się komponowaniem dżingli reklamowych. Chłopak bawi się w życiu wręcz koncertowo, podrywa kolejne panienki na jedną noc i absolutnie nie planuje żadnych zmian. Po co ma się w sumie zmieniać, skoro wszystko przychodzi mu z taką łatwością, a w dodatku kochana mamusia (Macha Meril) często pojawia się w jego mieszkaniu w celu uzupełnienia zapasów i zrobienia porządków (taka jakby polska ta mamusia)? Oczywiście wszystko się zmienia w momencie, gdy Sasha poznaje niespodziewanie w strugach deszczu (a właściwie kałuży) piękną Charlotte (Sophie Marceau). Jak często bywa w komediach romantycznych, dzieli ich absolutnie wszystko, są zdecydowanie najgorszym wyborem dla siebie, ale cóż, serce nie sługa.

Charlotte Posche jest czterdziestolatką, byłą żoną bardzo zaborczego szefa Sashy, a w dodatku ma trójkę dzieci, co naszemu niebieskiemu ptakowi, szczególnie z początku, nie odpowiada. Właśnie wątek tych dzieciaków, a nie ich płomienna miłość, jest tu najciekawszy.
Taki nieromantyczny związek
Choć jasno daje nam się tu do zrozumienia, że Sachy i Charlotte jest fantastycznie w łóżku, to jednak sprawy praktyczne są najważniejsze. To nie szaloną potencją, ale podejściem do dzieciaków oraz udziałem w rozmaitych domowych czynnościach typu zakupy czy naprawy, nasz lekkoduch zdobywa serce pięknej i bogatej kobiety, zdecydowanie spoza swojej ligi. Bardzo podoba mi się to, że akurat w tej komedii postawiono na to, co naprawdę liczy się dla wielu kobiet. Czasem rzeczywiście dobre serce, gotowość zajęcia się dzieckiem gdy tego potrzebuje, a także poczucie humoru, są ważniejsze niż przystojna twarz, kaloryfer na brzuchu i gruby portfel.
O tym, że wyzwolonym Francuzkom posiadanie dzieci wcale nie przeszkadza w intensywnym romansowaniu i uwodzeniu choćby swego męża, przeczytałam kiedyś w takim poradniku W Paryżu dzieci nie grymaszą i od tamtej pory byłam ciekawa jak to może wyglądać w praktyce. Teraz już wiem.
Mnie to osobiście nie przeszkadza, ale wiem, że wielu osobom nie podoba się to, że tak piękną kobietę rzucono w ramiona takiego Gada z wytrzeszczem. Lubię bardzo tego aktora, szczególnie odkąd obejrzałam film Miłość. Nie przeszkadzać!, w którym uwodzi z wdziękiem fajtłapy uroczą Audrey Tautou. Z drugiej strony, niegdyś posągowo piękna Sophie Marceau, jest już tylko cieniem dawnej siebie. Nie czepiam się wcale efektów upływu czasu, bo to jest naturalne, a ona wcale nie stara się grać nastolatki. Chodzi mi o to co zawsze, czyli ten botoks i naciąganie. Słowo daję, że gdyby nie napisy, nie wiedziałabym kim jest ta kobieta o małych oczkach i wielkich polikach. Czemu aktorki robią sobie taką krzywdę?
Trochę przegięty humor
Komedie francuskie, na które trafiałam do tej pory, uwodziły widzów niewinnym, stonowanym, ciepłym poczuciem humoru. Tym razem niestety nic z tego. Przyznam, że czasem aż mi szczęka opadała z zadziwienia, co oni wyprawiają. Rodzicom może się bardzo nie spodobać scena przenoszenia śpiącego chłopczyka (taka żonglerka dzieckiem). Mnie wręcz zniesmaczyły liczne wypadki Charlotty, która jest w tym filmie regularnie oblewana, uderzana, potrącana i spychana. Mam nadzieję, że Sophie Marceau miała do tej roli przydzieloną kaskaderkę. Przyznam, że trochę mi smutno, bo to niby francuska komedia, a humor jakby z hollywoodzkiej produkcji klasy B. Mam nadzieję, że to nie stała tendencja.
Komentarze