Pomiń zawartość →

Kategoria: Seriale

Santa Clarita Diet

Ten serial to czysta, bezpretensjonalna rozrywka, która wchodzi tak gładko, że nawet się nie zauważa, że wciąga się naraz cały sezon. To mnie właśnie spotkało minionego weekendu i każdemu polecam właśnie taki sposób na reset po ciężkim tygodniu. Nie ma co ukrywać, że humor nie jest tu najwyższych lotów (choć wielu fanów już zdążyło zaznaczyć, zaklinając rzeczywistość, że to przedni, czarny, ironiczny, wisielczy gatunek dowcipu, który trafia tylko w najbardziej wybredne i wyrobione gusta), ale co tam, czasem potrzeba po prostu czegoś zabawnego, uroczego i jednocześnie absurdalnie obrzydliwego. Jeśli szukacie czegoś właśnie takiego, na przykład na przekór walentynkowym romantycznym komediom, zachęcam do obejrzenia Santa Clarita Diet.

Komentarz

Tabu

Jeśli macie zimą obejrzeć tylko jeden serial, to zdecydowanie powinien to być właśnie ten. Nie jest może aż tak genialnie, fantastycznie i niesamowicie jak się zapowiadało, ale to i tak kawał znakomitej roboty, którego Steven Knight nie musi się wstydzić. Nie ukrywam, że oglądam Tabu głównie ze względu na Toma Hardy’ego. Jeśli chodzi o tego aktora, to nie jestem w ogóle obiektywna i jakoś mi to nie przeszkadza. Jak dla mnie, to mógłby on siedzieć na stołku i przez sześć godzin czytać książkę telefoniczną, a i tak byłby to lepsze show niż większość tego, co mamy w kinie i telewizji. Tabu to wspólne dzieło aktora i jego ojca, Chipsa Hardy’ego. Serial pokazuje, że Tom ma nie tylko demoniczną ekspresję twarzy (dzięki której tak dobrze odgrywa szaleńców) ale i bardzo mroczną wyobraźnię.

5 komentarzy

Sherlock – wrażenia po czwartej serii (spoilery)

Nie dziwi mnie zupełnie fala krytyki przetaczająca się teraz przez Internet, kierowana pod adresem Stevena Moffata i Marka Gatissa. W moim odczuciu czwarty sezon Sherlocka również był najsłabszym z dotychczasowych i choć zapewne obejrzę też piąty (o ile powstanie) to jednak nie będę na niego czekać z aż takim entuzjazmem. Przyzwyczailiśmy się do tego, że na nowe sherlocki czekamy z utęsknieniem cały rok, by w te najciemniejsze chwile stycznia dostać coś odświętnie niesamowitego, co spełni nasze wszystkie nadzieje i niejednym zaskoczy. Te czasy się już skończyły i ze smutkiem przyznaję rację tym, którzy twierdzą, że Sherlock jest obecnie parodią samego siebie.

Komentarz

Na co czekam najbardziej w 2017 roku

Od początku stycznia wszyscy zamieszczają listy filmów, seriali i książek mających się ukazać w tym roku, których premiery napawają ich szczególną radością i z którymi wiążą wielkie nadzieje. Ja swój największy prezent dostałam kilka dni temu z premierą mini serii Taboo z Tomem Hardym, ale pomyślałam, że przecież rok jest długi i wiele dobrego (a prawdopodobnie nawet obiektywnie lepszego niż ten serial) jeszcze mnie spotka jako widzkę i czytelniczkę. Oto zatem kilka pozycji,na myśl o których radośnie przebieram nóżkami ze zniecierpliwienia i dosłownie odliczam dni.

2 komentarze

Fleabag

Takie coś zdarza się bardzo rzadko i szczerze zazdroszczę tych wszystkich przeżyć każdemu, kto jeszcze nie oglądał tego serialu. Jest porywający, wstrząsający, naprawdę zabawny, lekko wulgarny i niestety za krótki. Cóż to jest sześć odcinków spędzonych z postacią, którą się pokochało i chciałoby się oglądać codziennie przez lata. Chyba jednak nie dało się tej historii rozciągnąć, skoro wcześniej była zamkniętą całością monodramu napisanego przez grającą w serialu główną rolę Phoebe Waller-Bridge. Zapomnijcie o postaciach z Seksu w wielkim mieście czy z Dziewczyn. To Fleabag jest nową kultową bohaterką pokolenia trzydziestolatek.

2 komentarze

The OA

Miała być lista najlepszych książkowych prezentów tego roku, miały być zakupy, sprzątanie i gotowania, a także zabawy z kotami i spacery z psem. Zamiast tego jest oglądanie OA, a na ten czas wszystko inne idzie w odstawkę. Od razu zaznaczę, że trzeba bardzo lubić Brit Marling i jej dość specyficzne filmy, by w pełni docenić nową produkcję Netflixa. Jeśli drażni was New Age i braki logiczne w odjechanych scenariuszach, jeśli nie lubicie metafizyki, opowieści o aniołach i innych wymiarach, a także jeśli takie tytuły jak Początek, Druga Ziemia czy Dźwięk mego głosu nic wam nie mówią, prawdopodobnie uznacie, że The OA to kiczowate dziwadło. Cała reszta widzów za to będzie zachwycona.

4 komentarze

The Crown

Moje oglądanie Korony przypadło na bardzo ciekawy czas. Gdy tylko zakończyłam jesienne oglądanie i czytanie Outlandera, zaczęłam śledzić losy bohaterów serialu Victoria, a po pewnym czasie dopiero wciągnęłam się w produkcję o Elżbiecie II. Dzięki temu mam wrażenie uzyskania naprawdę szerokiej perspektywy jeśli chodzi o dzieje rodziny królewskiej. Bardzo dużo ciekawego kolorytu wnoszą też liczne książki i produkcje filmowe o brytyjskich koloniach oraz oczywiście pokazywane w Multikinie transmisje londyńskich wystawień dramatów historycznych Szekspira. Dzięki temu oglądam Koronę nie tylko jako dopełnienie medialnego obrazu Windsorów, tych wszystkich afer i tabloidowych spekulacji, ale i efekt dłuższego procesu historycznego. Może też z powodu takiego kontekstu, patrzę z nieufnością i powątpiewaniem na ckliwą, choć porywającą i podniosłą, fabułę tego serialu.

3 komentarze

Kochane kłopoty: Rok z życia. Wrażenia po ósmym sezonie Gilmorsów (spoilery)

Obejrzałam wszystko już jakiś czas temu, ale długo nie mogłam się zabrać za napisanie czegokolwiek o tej serii. To były naprawdę specyficzne cztery odcinki, po których zapewne nie tylko ja, ale i reszta fanów na całym świecie, długo się zbierała. Wróciliśmy do Stars Hollow, zobaczyliśmy praktycznie wszystkich bohaterów, jacy pojawili się w poprzednich siedmiu seriach, a jednak czuć w każdej scenie, że to już nie to. W ciągu tych dziewięciu lat od emisji ostatniego odcinka, panie Gilmore stały się zupełnie innymi osobami. W przypadku Lorelai razi co prawda tylko przemiana fizyczna, ale Rory i babcia Emily zmieniły się także psychicznie i to tak, że mamy do czynienia praktycznie już z zupełnie innymi osobami.

8 komentarzy

Westworld (1973 i 2016)

Serial Westworld na początku nie robił na mnie wielkiego wrażenia. Ciężko mi się wchodziło w tę opowieść, prawdopodobnie dlatego, że dużo ostatnio mamy produkcji w tym klimacie z Ex Machina, Automata i Morgan na czele. Zastanawianie się nad istotną naszego człowieczeństwa, źródłem duszy i zasadnością rozróżnienia pomiędzy inteligencję prawdziwą i sztuczną, zdaje się być jednym z objawów ludzkości w kryzysie, bądź na progu czegoś zupełnie nowego. Nie wydawało mi się by kolejna wysokobudżetowa amerykańska produkcja serialowa miała coś ciekawego w tym względzie do powiedzenia, a jednak. Po lekkiej nudzie pierwszych trzech odcinków, na ekranie zaczęły się dziać rzeczy niezwykłe, a wypowiedzi niektórych postaci niepokojąca zdają się przypominać filozofowanie całkiem na poważnie. Możliwe też, że nie zaprzestałam oglądania dlatego, że w odpowiednim czasie obejrzałam wersję filmową tej historii. Zasiadłam ironicznie i trochę dla śmiechu, a jednak na koniec musiałam przyznać, że ta opowieść ma wielki potencjał, który po latach w serial został fantastycznie wykorzystany. Zapewniam, że naprawdę docenicie to co dostaliście w tym roku, choćby przez porównanie tego jak science-fiction wyglądało kilka dekad temu.

4 komentarze

Gilmore Girls, czyli dlaczego oglądanie wszystkich odcinków naraz (po raz kolejny) nie jest dobrym pomysłem

Stało się! Po wielu latach oczekiwań, ulubiony serial matek i córek na całym świecie doczekał się wznowienia. Wszyscy już wiedzą, a ja przypominam tylko dla porządku, że już w ten piątek Netflix wypuści specjalną serię ósmą Kochanych kłopotów, czyli Gilmore Girls: A Year in the Life, składającą się niestety tylko z czterech części. Gorączka oczekiwań trwa już od wakacji i wiem, że nie jestem jedyną widzką, która przed przystąpieniem do oglądania nowej serii, postanowiła obejrzeć wszystkie poprzednie, tak dla przypomnienia i wczucia się w klimat.

3 komentarze