Pomiń zawartość →

Sherlock – wrażenia po czwartej serii (spoilery)

Nie dziwi mnie zupełnie fala krytyki przetaczająca się teraz przez Internet, kierowana pod adresem Stevena Moffata i Marka Gatissa. W moim odczuciu czwarty sezon Sherlocka również był najsłabszym z dotychczasowych i choć zapewne obejrzę też piąty (o ile powstanie) to jednak nie będę na niego czekać z aż takim entuzjazmem. Przyzwyczailiśmy się do tego, że na nowe sherlocki czekamy z utęsknieniem cały rok, by w te najciemniejsze chwile stycznia dostać coś odświętnie niesamowitego, co spełni nasze wszystkie nadzieje i niejednym zaskoczy. Te czasy się już skończyły i ze smutkiem przyznaję rację tym, którzy twierdzą, że Sherlock jest obecnie parodią samego siebie.

Osobiście winię Mary

O ogólne sflaczenie Sherlocka i Watsona, o sprawienie, że nasz nieczuły geniusz dedukcji, ten dobrze funkcjonujący socjopata nabrał irytującego zwyczaju zastanawiania się nad własnymi uczuciami, a w szczególności nad tym, co go łączy z doktorem, obwiniam Mary, żonę Watsona. Przed pojawieniem się tej postaci, panowie zajmowali się tym, czym detektywi powinni się zajmować, czyli wyjaśnianiem niewyjaśnionych dotąd zbrodni, ściganiem groźnych przestępców i przerzucaniem między sobą kąśliwych, ironicznych uwag. Mary wprowadziła niemile widzianą tematykę małżeńsko-macierzyńską, przez którą serial stracił tempo i klimat. Jakby nie było, ale seriali i filmów o tym, jak ludzie zmieniają się na lepsze, jak się zakochują, przyjaźnią i normalnieją, mamy na pęczki. Ten jeden był niezwykły właśnie dlatego, że nie wciskał nam na siłę pozytywnego przesłania, nie starał się też udawać, że ma cokolwiek wspólnego z realizmem zwykłego życia. Przygody Sherlocka, robota, zimnokrwistej bestii, nie były prawdopodobne, ale za to przenosiły nas w zupełnie inny świat, gdzie wszystko da się wydedukować i udowodnić. To właśnie kochaliśmy i podziwialiśmy, ale to już chyba pieśń przeszłości.

Mary zagarnęła obu detektywów, wychodząc za Watsona i dostając Sherlocka jakby w pakiecie, co niestety niemiło przypomina ostatnie serie Big Banga i to co Penny i Leonard przeżywają z Sheldonem. Możliwe, że patrzyłabym na to wszystko nieco inaczej, gdyby Mary Watson była choć odrobinę ciekawsza. Nawet służba w super tajnej jednostce komandosów nie czyni z tej pozbawionej charyzmy ciotki postaci, którą chciałoby się poznać bliżej. No i czy tylko ja uważam, że grająca ją Amanda Abbington wygląda tak staro, że mogłaby być matką Johna? Dziwne to trochę. Nie ukrywam, że bardzo mnie ucieszyła jej śmierć w pierwszym odcinku serii (warto się było wynudzić, by dotrwać do takiego finału), tak samo jak jej powroty w kolejnych epizodach mnie zasmuciły. No właśnie, te powroty.

Umrzeć tylko na niby

Już w moim ulubionym odcinku, czyli w Skandalu w Belgravii, Irene Adler umarła, ale nie umarła i to jeszcze mogłam znieść. No ale ileż można? Z mojego punktu widzenia to wygląda tak, jakby twórcy chcieli mieć ciastko i zjeść ciastko, a tak się nie da. Najpierw nas podpuszczają, że już ktoś ostatecznie dokonał żywota, a potem przez nie wiadomo ile godzin my i tak musimy oglądać te smutne facjaty. Tak było z nieszczęsną Mary, która powraca zza grobu, a to jako wizja pogrążonego w żałobie męża, a to jako nagranie, przypominające chłopakom, że miłość i przyjaźń są najważniejsze. Tak jest też z Moriartym, o którym do końca nie wiemy czy nie żyje, a póki co musimy patrzeć na irytujące nagrania jego złowrogich min i upiornych komentarzy do kolejnych poczynań wcześniej zwerbowanych pomocników.

Pamiętajmy, że wszystko zaczęło się od sfingowanej śmierci samego Sherlocka Holmesa, która powinna być pierwszym i ostatnim tego rodzaju trikiem w całym serialu. Ale nie, my nadal mamy korowód powracających zza grobu. W ostatnim odcinku (The Final Problem) sprawa osiągnęła już szczyty przesady, bo najpierw zmaterializowała się siostra Mycorfta i Sherlocka, dziwna Euros, o której wszyscy myśleli, że nie żyje od lat, sam Sherlock w ogóle nie miał pojęcia o jej istnieniu. I to już jest proszę państwa grubymi nićmi szyte. Nie kupuję w ogóle tej dziecięcej amnezji, nie rozumiem motywacji psychopatki, a tym bardziej metod, dzięki którym jest ona w stanie opętać każdego, o których nie dowiadujemy się niczego konkretnego w finale. A już zabiegi psychologiczne z dziewczynką w samolocie, czy też zmienianie reguł, bo dekoracje są z dykty, to gruba przesada i gdyby to był jakikolwiek inny serial, już nigdy więcej bym na niego nie zerknęła. W zagadkach detektywistycznych (i będę się przy tym upierać) chodzi też o to, byśmy mieli sami szansę je rozwiązać, coś z fabuły pojąć, ale to nie możliwe, gdy wszystko co oglądaliśmy przez pierwszą godzinę okazuje się nieprawdą, a my czujemy się zrobieni w balona.

Na sam koniec czułam się zupełnie tak, jakbym oglądała Słoneczny patrol, tyle, że zamiast ratowników, mamy detektywów biegnących ku nowym przygodom. To samo spojrzenie „z nadzieją w przyszłość”, ten sam zacięty wyraz twarzy. O Bożeno!

Moim marzeniem jako wiernej fanki jest to, by Sherlock przestał zgłębiać naturę swego uczucia do Watsona, by nie babrał się w pieluchach jego córki i nie zacieśniał więzi z bratem, tylko by wreszcie zabrał się za to, za co go kochamy, czyli za rozwiązywanie zagadek przy udziale sztuki dedukcji. Dość już królików z kapelusza w postaci zaginionej siostry (co dalej, dziwny wujek, upiorna babcia czy kuzyn-terrorysta?), choć przyznam, że samą Euros polubiłam, Sian Brooke gra tak, że można dostać dreszczy. Nie miałabym nic przeciwko także, gdyby wróciła Irene Adler, bo chyba już dosyć się naczekaliśmy na nią. A tak ogólnie, to wszyscy bohaterowie bez wyjątku powinni ponosić konsekwencje swoich czynów. Jak ktoś strzela, to niech mu tego nie kasują z nagrania, jak ktoś umiera to niech zostaje w grobie (ciekawe ile jeszcze taśm nagrali Moriarty i Mary), a jak ktoś mówi komuś, że go kocha, to niech potem się zbierze na odwagę i to odkręci. Jakaś ciągłość i spójność muszą być i basta.

Opublikowano w Seriale

Komentarz

  1. halidosz halidosz

    Lepiej bym tego nie ujął.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *