Pomiń zawartość →

The Tale of Tales (Pentameron)

Dla jednych to zapewne dziwaczny filmowy potworek i ,,chora akcja”, dla innych oryginalne i wręcz magiczne przeżycie. Ja jestem oczywiście z tymi drugimi, jak zawsze gdy chodzi o coś baśniowego, groteskowego, psychodelicznego, a jednocześnie niepokojąco prawdziwego. Ten film mnie totalnie olśnił, zarówno jeśli chodzi o warstwę wizualną, jak i samą fabułę. Od dzisiaj, gdy ktoś na moje ględzenie o siedemnastowiecznej literaturze, będzie odpowiadał, że to nudne, przestarzałe i nic nie wnoszące, będę delikwenta odsyłać do tej szalonej adaptacji zbioru baśni, który stworzył wieki temu Giambattista Basile, prekursor braci Grimm i Peraulta. Trzeba chyba być ślepym, głuchym i bez wyobraźni jak ogr, bohater jednej z opowieści, by nie widzieć jakie to piękne i ponadczasowe.

Władcy, biedacy i bestie

The Tale of Tales składa się z trzech dużych, niezależnych i opowiadanych równolegle historii oraz z ich bocznych odnóg. Znajdujemy się oto w magicznej krainie, która wygląda trochę kosmicznie, a trochę jak powszechne wyobrażenie barokowej Hiszpanii czy stereotypowego średniowiecznego królestwa. Zaczynamy od wizyty na dworze pewnej pary królewskiej, która ma problemy z poczęciem potomka. Tym kłopotom kładzie kres wizyta tajemniczego gościa w czerni, który namawia królową Longtrellis (Salma Hayek) na bardzo ryzykowne przedsięwzięcie. Trzeba oto zabić morskiego potwora, który ma następnie mieć wycięte i ugotowane przez dziewicę serce, które natychmiast ma zjeść królowa. Plan powodzi się połowicznie. Co prawda król-nurek ginie w głębinach, ale za to serce jest, a w dodatku nie tylko królowa, lecz także gotująca dziewica, poczynają i rodzą tej samej nocy synów. Los tych młodzieńców, potomków morskiego potwora (wielkiej salamandry) jest tak samo ciekawy jak poczynania dwóch innych władców państw ościennych. Jeden z nich (Vincent Cassel), w poszukiwaniu przygód erotycznych, zwabia do swej komnaty bardzo nietypową niewiastę, a drugi (Toby Jones) skupia się wyłącznie na dbaniu o dobrostan ukrywanej w sypialni pchły-szachrajki.

Salma Hayek

Pentameron to opowieść, w której aż roi się od pięknych księżniczek, sprytnych władców przechytrzających samych siebie, oraz od wielkich namiętności. Bestie i postaci z pogranicza są również licznie reprezentowane. Poza ogromną pchłą, potworem morskim i jurnym ogrem, mamy jeszcze wściekłego nietoperza-giganta i laktacyjną czarownicę. Choć słowa padają tu bardzo rzadko, każda z tych postaci wydaje się podejrzanie i niepokojąco znajoma, być może dlatego, że w swej intensywności barw, w sosie realizmu magicznego, a raczej baśniowego, udaje im się trafić bezpośrednio do naszej podświadomości. Nic zresztą w tym dziwnego, skoro to protoplaści postaci, które zaludniają baśnie braci Grimm, a tym samym zbiorową wyobraźnię nas wszystkich. Patrzymy nie tylko na archetypiczne postaci, będące inspiracją dla obaw i ważnych pytań, ale i na źródła współczesnej kultury. To naprawdę niesamowite przeżycie.

Uczta filmowych łakomczuchów

Basile stworzył zbiór baśni, którym nadał tytuł Baśń nad baśniami, czyli festyn tłuścioszek i zapewniam, że adaptacja kilku jego opowieści jest dla widza właśnie czymś w rodzaju festynu, estetycznej uczty. Każde z tych przepięknych ujęć jest tak intensywne jakby ktoś wycisnął wszystkie barwy, całą esencję z barokowego malarstwa. Nieczęsto tak mam, ale tym razem naprawdę zazdrościłam aktorom udziału w tak niezwykłym przedsięwzięciu. Choć mam twarz specyficzną, to jednak niestety nie aż tak jak oni. Nie ma tu w ogóle ludzi zwyczajnych, każdy jest porażająco piękny (odmieniona Dora na mchu!) lub odrażająco szpetny (ogr). A do tego te wszystkie detale strojów, biżuteria królowej, trony królów i idealnie upozowane martwe natury. Oj weganie, miejcie się na baczności bo rzeźnicy i półtusze atakują z ekranu co jakiś czas. No coś wspaniałego! Zapewne jeszcze długo będę się zachwycać.

Pentameron-2

Zdecydowanie dla starszych widzów

Choć to baśniowa opowieść, to jednak nie bajka na dobranoc dla dzieci. Scen seksu jest co prawda mniej niż scen przemocy, ale dziwaczna (i niestosowna dla młodych umysłów) zmysłowość bije praktycznie z każdej sceny. Nie łatwo to opisać, ale łatwo wychwycić. Bohaterowie lepią się do siebie, niemal zjadają oczami, co bardziej wrażliwi mogą uznać za szczyt dekadencji. No a co się tu wyrabia z ludzkim ciałem! Z jednej strony The Tale of Tales to pomnik (głównie kobiecej) cielesności, a z drugiej, okrutnie się tu obchodzą z fizycznością. Szczególnie wątek Dory (Haylay Carmichael) i Immy (Shirley Henderson), bardzo zżytych sióstr, jest pod tym względem wymowny. Ich wersja chirurgii plastycznej, a także to co wyrabia w sypialni Vincent Cassel, mówią wszystko o tym jak niełaskawy jest czas dla kobiecego piękna.

Choć Pentameron zaludniają postaci ledwo naszkicowane i niewiele mówiące, to zżyłam się z nimi bardzo, odczuwając silne emocje podczas ich przygód. Moc tej opowieści jest porażająca. Co chwilę się na kogoś gniewałam, komuś współczułam, a dwa razy byłam bliska łez, choć jednocześnie starałam się pamiętać, że to baśniowa manipulacja (prawdziwy seans terapeutyczny). To film dla estetów, którzy chcą sobie przypomnieć jak to jest być dzieckiem, z jego wszystkimi lękami i fantazjami, niedziwiącym się zupełnie złym zakończeniom.

Opublikowano w Filmy

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *