Pomiń zawartość →

Tag: Toby Jones

Atomic Blonde

Zabawa nie była tak przednia jak się spodziewałam, a wszystkie najlepsze fragmenty pokazali w zapowiedziach. Niestety, oprócz kilku scen walki i znakomitej ścieżki dźwiękowej (czyli oryginalnych przebojów z lat 80-tych, za które przecież nie należy się twórcom filmu uznanie) nie ma tu zbyt wiele do podziwiania. Nawet przy założeniu, że idziemy na film czysto rozrywkowy, na szpiegowskie widowisko będące łatwą rozrywką dla oczu i uszu, trudno ustrzec się przed rozczarowaniem i zwyczajną nudą.

2 komentarze

Morgan

Artur „Kinomaniak” Pietras chwalił i zachęcał to poszłam i muszę przyznać, że nie był to czas stracony. Morgan nie należy może do najwyższej półki kinematografii, ale jest to dynamiczny i wciągający obraz. Sama byłam zaskoczona, że tak się wciągnęłam, a gdy film się skończył poczułam wielkie rozczarowanie, że to już, bo przysięgłabym, że to dopiero połowa. Tu nie ma nudnych momentów, żadnych dłużyzn, tylko napięcie i akcja. Choć wielu widzów, a zwłaszcza krytyków, widzi w Morgan liczne niedociągnięcia i błędy, ja ich nie dostrzegam. Wiem tylko, że produkcja wydała mi się świeża i oryginalna (o co trudno w SF, którego symbolem jest ojciec reżysera Morgan, Luke’a Scotta, Ridley Scott). Może to przez to, że uwielbiam historie o ludzkich hybrydach czy dziecięcych super wojownikach. Ten film to w moim odczuciu całkiem dobre połączenie Ex Machina i Hanna z Saoirse Ronan.

Skomentuj

The Tale of Tales (Pentameron)

Dla jednych to zapewne dziwaczny filmowy potworek i ,,chora akcja”, dla innych oryginalne i wręcz magiczne przeżycie. Ja jestem oczywiście z tymi drugimi, jak zawsze gdy chodzi o coś baśniowego, groteskowego, psychodelicznego, a jednocześnie niepokojąco prawdziwego. Ten film mnie totalnie olśnił, zarówno jeśli chodzi o warstwę wizualną, jak i samą fabułę. Od dzisiaj, gdy ktoś na moje ględzenie o siedemnastowiecznej literaturze, będzie odpowiadał, że to nudne, przestarzałe i nic nie wnoszące, będę delikwenta odsyłać do tej szalonej adaptacji zbioru baśni, który stworzył wieki temu Giambattista Basile, prekursor braci Grimm i Peraulta. Trzeba chyba być ślepym, głuchym i bez wyobraźni jak ogr, bohater jednej z opowieści, by nie widzieć jakie to piękne i ponadczasowe.

Skomentuj

Wayward Pines

Nie jestem fanką twórczości Blake’a Croucha i serial raczej tego nie zmieni. Jak na coś co miło ambicję bycia nowym Twin Peaks to raczej słabo wypada owa telewizyjna produkcja. Serial ma te same wady co powieści, a i kilka własnych doszło po drodze. Ogląda się to bez emocji, z lekkim znudzeniem, no bo ile można patrzeć jak się główny bohater miota i gania za własnym ogonem. Przez to, że stawia się na akcję, bez dłuższych przystanków w postaci rozmów między bohaterami, wszystkie postaci są szablonowe, pozbawione psychologii i karykaturalnie drętwe. Może to kogoś zdziwić, ale same sosny nie wystarczą, by zrobić z telewizyjnego średniaka nowe Twin Peaks.

Skomentuj

Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia

Kontynuując wesołą podróż po nieco mniej wymagających działach aktualnej filmoteki, oddałam się wczoraj (zapamiętale i z dobrymi intencjami) oglądaniu drugiej części Igrzysk śmierci. Od razu może zaznaczę, że lubię się uważać za cierpliwego widza co to ,,wszystko zniesie i niczemu się nie dziwi”, jednak przy tym seansie niebezpieczne skoki ciśnienia przelatały się u mnie z falami furii, białej gorączki i puszczaniem pary z uszu. Jak można było nakręcić coś tak durnego? się pytam. Widziałam oczywiście pierwszą część (równie durnowatą) jednak chyba przez rok wyparłam smutne wspomnienia i zapomniałam na jak niskim filmowym pułapie się widz znajduje oglądając przygody papuśnej łuczniczki Katniss.

7 komentarzy