Pomiń zawartość →

Tag: XIX wiek

Jonathan Strange & Mr Norrell

No i doczekaliśmy się serialu! Nie będę ukrywać, że jestem tym faktem zachwycona. Uwielbiam trylogię Susanny Clarke, czemu dałam wyraz w zeszłe wakacje, a przeniesienie jej prozy na ekrany telewizyjne to prawdziwe mistrzostwo. Wiecie, że zazwyczaj unikam porównań książki z filmem, ale tym razem się nie oprę. Film, choć z pewnych względów nigdy nie dorówna powieściowemu oryginałowi, znakomicie oddaje klimat książek. Nie mogło być lepiej. Patrzę na aktorów i co chwila uświadamiam sobie, że właśnie tak sobie wyobrażałam bohaterów podczas lektury. Władca Pierścieni może się schować. Tu jest prawdziwa magia!

Komentarz

Octave Mirbeau, Dziennik panny służącej

Zaczynamy przygodę z Celestyną, panną służącą. Dziś pierwszy wpis poświęcony książce i adaptacji Luisa Buñuela z 1964 roku, a jutro notatka o wchodzącej właśnie na polskie ekrany nowej wersji z Leą Seydaux w roli głównej. Tak, mnie samą też zadziwiło moje wyjątkowo skrupulatne podejście do tematu, ale gdy tylko zobaczyłam jesienią zapowiedzi filmowe, wiedziałam, że czeka mnie szczególna przygoda w kinie, na którą trzeba się dobrze przygotować (mam nadzieję, że nie zawiodę się podczas dzisiejszego seansu). A zresztą film nakręcono na podstawie powieści z 1900 roku, opowiadającej o perypetiach zawodowych i sercowych eleganckiej i charakternej pokojówki. Czegóż mogą chcieć więcej wielbiciele stereotypowych wykwitów francuskiej kultury, tacy jak ja?

2 komentarze

László Darvasi, Kwiatożercy

Kwiatożercy to powieść, w której można się zagubić, zatonąć, odpłynąć totalnie. To dość specyficzna opowieść, snuta w fascynująco osobliwy sposób, który nie każdemu czytelnikowi może odpowiadać, ale jestem pewna, że osoby, które szukają w literaturze czegoś egzotycznego, oryginalnego i poetyckiego, będą zachwycone. Przy okazji można poczytać o ważnych wydarzeniach z historii Węgier, ale chyba ważniejsze jest to, czego dowiadujemy się o naturze samej opowieści, jej złożonym charakterze, niż o historii. Gdybym miała porównać styl Darvasiego, do stylu któregoś z nielicznych dobrze mi znanych pisarzy, zdecydowanie mogłabym wskazać Brunona Schulza. Odnalazłam tu ten sam baśniowy klimat, bogactwo postaci i hipnotyczną frazę.

2 komentarze

Effie Gray

Wbrew temu co można by sądzić na podstawie tytułu, nie jest to wcale film o żonie wielkiego dziewiętnastowiecznego krytyka sztuki Johna Ruskina, ale bardziej o nim samym widzianym oczami młodej dziewczyny, która miała pecha być mu poślubioną. Samej Effie jest tu paradoksalnie bardzo niewiele, choć występuje praktycznie w każdej scenie. Podejrzewam, że to za sprawą grającej ją Dakoty Fanning Euphemia jest wycofaną, niezbyt rozgarniętą, wiecznie zdziwioną i w sumie zupełnie nieciekawą kobietką (o twarzy dziesięcioletniego dziecka). Pomimo jednak tej niefortunnej kreacji, warto film obejrzeć, ponieważ na tle ostatnio wyprodukowanych obrazów poświęconych wielkim malarzom i ich sztuce, jest jak powiew świeżego powietrza. Effie Gray zyskuje szczególnie przy porównaniu z zeszłorocznym Turnerem. No i mamy tu wspaniałą Emmę Thompson na osłodę, a do tego weneckie kanały i zapierające dech w piersiach szkockie krajobrazy.

2 komentarze

Higuchi Ichiyō, Na rozstaju

Na rozstaju to prawdziwa gratka dla wszystkich zainteresowanych japońską kulturą. Jest to zbiór opowiadań słynnej pisarki z epoki Meiji, tworzącej pod pseudonimem Higuchi Ichiyō (Natsu Higuchi, 1872-1896). Choć zmarła w wieku zaledwie dwudziestu czterech lat (na gruźlicę) Higuchi Ichiyō pozostawiła po sobie obszerną spuściznę literacką, doczekała się dużego uznania czytelników i krytyków, a jej portret nawet trafił na japońskie banknoty o nominale 5000 jenów. Choćby ze względu na to ostatnie warto zainteresować się zbiorem opowiadań wydanym właśnie przez Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, bo wszak twarz pisarki na banknocie to nie lada zaszczyt i chyba jeden z najwyższych dowodów uznania jej ważnego miejsca w kulturze narodu.

Skomentuj

Świętsze od aniołów

Nie jest to film dla każdego. Jeśli drażnią was filmy o wyraźnych artystycznych ambicjach, bez konkretnej linii fabularnej, czy bez wielu dialogów, możecie być seansem bardzo rozczarowani. Jeżeli jednak liczycie na wiele poetyckich doznań, intrygujące czarno-białe zdjęcia i opowieść, która zmieniła losy świata, choć wcale się na to nie zapowiadało, to Świętsze od aniołów Wam się spodobają. Przed rozpoczęciem oglądania szczerze radzę zapoznanie się, choćby pobieżne, z biografią Abrahama Lincolna. Jak już się zapewne zorientowaliście, choćby dzięki amerykańskim filmom, mieszkańcy USA traktują tę postać z największą czcią, a ten film jest kolejnym ze sposobów wyrażenia podziwu dla wielkiego męża stanu oraz dwóch kobiet, które sprawiły, że był tym kim był.

Skomentuj

Eskorta

Hilary Swank mnie wzrusza od lat. Każdy jej film jest dla mnie ważnym wydarzeniem, a The Homesman poruszył mnie tak, jak nic od czasu Million Dollar Baby. Zresztą między tymi filmami jest wiele podobieństw. Aktorka po raz kolejny udowodniła, że świetnie się sprawdza w rolach kobiet silnych, niezależnych, ale też wrażliwych, które potrafią okiełznać nawet najbardziej zatwardziałego, oschłego czy agresywnego mężczyznę. Mój podziw i sympatia dla amerykańskiej artystki bierze się chyba stąd, że potrafi ona brak spektakularnej urody przekuć na swoją korzyść i zabłysnąć na ekranie dzięki wielkiej inteligencji i niespotykanemu talentowi. Jej gra trafia bezpośrednio do moich emocji, niezmiennie wywołując wielkie poruszenie. Bardzo mnie też cieszy, że inni zdają się reagować podobnie, a The Homesman spotkał się na świecie z zasłużonym uznaniem.

Komentarz

Wszystko, co lśni Eleanor Catton

Nie będę wam tu pisać o nagrodach Bookera i o rekordach, które pobiła Eleanor Catton ponieważ o tym możecie poczytać w trzydziestu innych miejscach (sama poczułam, że muszę to przeczytać, na skutek kontaktu z magazynem Książki, gdzie ta powieść jest reklamowana chyba w trzech miejscach; dawno nie widziałam tak intensywnej promocji). Nie widzę także sensu w zachwytach nad objętością tego grubaska, ani nad pięcioma latami, które autorka poświęciła pracy nad nim. To wszystko nijak się ma do najważniejszych rzeczy dla czytelnika, czyli po prostu do tego jak się to czyta, czy jest w ogóle sens i czy chce się do lektury jeszcze potem wrócić. Moja odpowiedź na to wszystko jest bardzo prosta: źle, nie i jeszcze raz nie.

4 komentarze

Moje literackie wakacje w XIX-wiecznej Anglii

Wszystko zaczęło się od zobaczonego przez przypadek newsa, że podobno brytyjska telewizja kręci już filmową wersję Jonathana Strange’a i pana Norrella. Od razu w mózgu zaświeciły mi się lampki z radości, bo to moja ulubiona lektura z czasów studenckich. Zaraz też postanowiłam odświeżyć znajomość z powieścią fantasy Sussany Clarke, a że dzieło ma aż trzy grube tomy, zajęło mi to prawie całe wakacje. Jak każdy mól książkowy zapewne wie, literackie świry i obsesje nadciągają falami, dlatego też od pewnych klimatów nie można się tak łatwo uwolnić. Po Strange’u przyszła kolej na kolejną powieść, na podstawie której ma powstać podobno świetny serial z topowymi aktorkami. Chodzi o Mroczny sekret Libby Brey, którego akcja również toczy się w XIX-tym wieku i ma niewiele wspólnego z klasycznym realizmem, jednak okazało się, że trafiłam na tandetne romansidło dla nastolatek. Po tej lekturze przyszedł wreszcie czas na coś bardziej rzeczywistego i ,,normalnego”. Powrót do rzeczywistości zafundowała mi biografia najbardziej znanej brytyjskiej pisarki pt. Jane Austen i jej racjonalne romanse autorstwa Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej. Zabierałam się do tej książki od wiosny i wreszcie poczułam prawdziwą potrzebę poznania tajników życia uroczej Jane.

Komentarz

The Knick

Nie przejmujcie się opiniami, że to Dr House sprzed stu lat, albo że The Knick na siłę promuje poprawność polityczną, ponieważ mamy kobiety i czarnych w szpitalu. Nie zrażajcie się, tylko siadajcie i oglądajcie. Zapewniam, że obok Peaky Blinders, jest to jeden z najlepszych seriali historycznych od lat. Jest świeżo, klimatycznie i bardzo oryginalnie. Bohaterowie drugoplanowi są równie intrygujący co główne postaci, intrygi śledzi się z ogromnym zainteresowaniem (szczególnie, że wszystko jest tak smakowicie i pełnokrwiście podane), a co najważniejsze dr Thackery nie wykrzykuje co chwila ,,To toczeń!”.

Komentarz