Pomiń zawartość →

Tag: Wydawnictwo Znak literanova

Wymazane, Michał Witkowski

Lubię czasem zajrzeć na Pudelka, co dziwi wiele osób, znających mnie na co dzień. Sama nie potrafię tego wytłumaczyć, ale ten świat kiczu i tandety, celebrytów, których zupełnie nie kojarzę i oryginałów, słynących z jednorazowych akcji pokazania części ciała, których zwykle się nie pokazuje, jest dla mnie świetną odtrutką od mojej własnej, za spokojnej, zrównoważonej, normalnej codzienności. Tak jak nie zdarzyło się jeszcze bym wchodząc na Pudelka nie znalazła czegoś, od czego szczęka opada, tak też nie zdarzyło się bym byłą rozczarowana literackimi poczynaniami Michała Witkowskiego, który na ściankach i eventach bywa regularnie, zatem i na łamach wspomnianego portalu plotkarskiego można go często zobaczyć. Osobiście uważam, że ,,bywanie” jest niepotrzebną formą promocji kolejnych przedsięwzięć literackich (autora stać na więcej), ale z drugiej strony rozumiem, że dla inteligentnego i (mam nadzieję) odpornego na głupotę pisarza, jest to ogromne źródło inspiracji. Zapewne bez przyglądania się z bliska temu, co my widzimy z daleka w świetle fleszy, jego diagnoza współczesnej Polski Z, a także skontrastowanego z nią świata showbiznesowych ,,elit” nie byłaby aż tak ironicznie trafna.

Skomentuj

Zero Waste

Minimalistką jestem od długiego czasu, o czym wiele razy już pisałam na tym blogu. Upraszczanie i minimalizowanie zagnieździło się we wszystkich sferach mojego życie, a ostatnio zastanawiam się nad przejściem na wyższy level, czyli na minimalizm w wydaniu zero waste, czyli bezodpadkowość kompletną. No i tu, po raz kolejny okazuje się, że jestem żywym stereotypem, bo nie dość, że weganka i minimalistka z dwoma kotami i psem, to jeszcze chcę się dodatkowo ograniczyć nie produkując odpadków, oczywiście akurat wtedy, kiedy cały świat o tym mówi :) Cóż na to poradzę? Pozostaje się cieszyć, że dzięki zawartości rodzimych i zagranicznych blogów, YouTube’a i księgarń pełnych poradników, stajemy się coraz bardziej uświadomieni ekologicznie, wyrażamy chęć bardziej zrównoważonego i prostszego życia, a do tego powracamy przy okazji do tradycji przodków, którzy żyli w prostocie i ubóstwie niekoniecznie dobrowolnym, ale jak najbardziej w duchu zero waste.

Skomentuj

Dziedzictwo, Ann Patchett

Lekturę poprzedniej książki amerykańskiej autorki, Stanu zdumienia, wspominam bardzo miło. Pamiętam, że byłam pod ogromnym wrażeniem ogromnej precyzji wyrażania przez nią nawet najbardziej delikatnych, mglistych zjawisk, które Patchett przyszpilała z determinacją słowami. Do dziś często polecam tę książkę, nawet jeśli kogoś niespecjalnie interesuje nieskończona płodność zamieszkujących dżunglę seniorek :). Dziedzictwo to zupełnie inna literatura, jeśli chodzi o temat i o formę, jednak język pozostał nadal precyzyjny jak skalpel. I choć temat relacji w typowej amerykańskiej rodzinie może i nieco mnie nudził momentami, to jednak klarowne i cudownie trafne opinie i opisy robiły na mnie niezmiennie wielkie wrażenie. Aż sama się zdziwiłam, bo jestem dość prostą czytelniczką, zazwyczaj ślepą na podobne niuanse.

2 komentarze

Ewa Madeyska, Rodzina O. Sezon I. 1968/69

Widząc zapowiedź na okładce, obiecującą czytelnikom, że oto przyszło im obcować z „pierwszym polskim serialem literackim”, pomyślałam, że mam do czynienia ze zwyczajną powieścią, która już niedługo zostanie sfilmowana. No nie zachęciło mnie to do lektury, ale się zebrałam i nie żałuję. Okazało się bowiem, że powiązania z telewizją są w tym przypadku znacznie mniej oczywiste. Pod wieloma względami powieść Ewy Madeyskiej jest naprawdę innowacyjna, choć są to innowacje dość zaskakujące. By je poczuć, musimy się najpierw w powieści zanurzyć i rozsmakować, co z początku nie jest łatwe, bo od razu wpadamy w wir wydarzeń. Ale spokojnie, mamy na uporządkowanie myśli niemal 550 stron :), nie zniechęcajcie się więc po pilocie.

Skomentuj

Guy Lawson, Rekiny wojny

Książka ta to niezwykły zapis rozmów z trzema młodymi ludźmi, jakie przeprowadził Guy Lawson, pisarz publikujący też w magazynie Rolling Stone, zaraz po tym jak światło dzienne ujrzały kulisy ich pracy w charakterze międzynarodowych handlarzy bronią. Będąc jeszcze praktycznie dzieciakami, David Packouz i Efraim Diveroli, wygrali w 2007 roku ogromy przetarg rządowy na dostarczenie do Afganistanu broni i amunicji. Wartość tego przetargu to 300 milionów dolarów i gdyby nie brak doświadczenia, prawdopodobnie udałoby im się go zrealizować. Rekiny wojny to wynik wielu rozmów z handlarzami, a także efekt śledztw dziennikarskich, prezentujący krok po kroku drogę jaką przeszli ci dwaj młodzi ludzie (do których potem dołączył trzeci kolega, Alex Podrizki) pochodzący z porządnych, ortodoksyjnych żydowskich rodzin, od zwykłych nieudaczników życiowych do prawdziwych rekinów wojennego biznesu. To naprawdę zadziwiające, że wszystko, o czym tu czytamy, to nie zawiła fikcja, a nagie fakty.

Komentarz

Mireille Guiliano, Francuzki nie potrzebują liftingu

Od pewnego czasu na rynku wydawniczym mamy prawdziwy boom na poradniki urodowe, w których przedstawicielki innych nacji dzielą się z nami sposobami na pozostawanie szczupłą, piękną, zawsze młodą i oczywiście szczęśliwą oraz spełnioną kobietą. Wiemy już jakie są Sekrety urody Koreanek oraz, że Japonki nie tyją i się nie starzeją, ale prawdziwym hitem są poradniki znad Sekwany. Przeczytałam i opisałam na blogu już takie pozycje jak W Paryżu dzieci nie grymaszą, Cała prawda o Francuzkach, Sekrety francuskiej kuchareczki oraz Bądź paryżanką, gdziekolwiek jesteś. Każda z tych książek była trochę inna od poprzedniej, a wszystkie razem wydały mi się tak fascynujące, że chętnie nadal będę czytać o tym, co powoduje, że Francuzki uważane są za najpiękniejsze i najelegantsze niewiasty na planecie. Dziś w tym temacie przedstawię rzecz zupełnie wyjątkową, czyli książę pt. Francuzki nie potrzebują liftingu, autorki bestsellera Francuzki nie tyją.

Skomentuj

Charlotte Cho, Sekrety urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji

Jeśli jeszcze nie wiecie, że koreańska pielęgnacja urody jest teraz najmodniejsza, albo nie słyszałyście jeszcze o koreańskim rytualne urodowym w dziesięciu krokach, to chyba ukrywałyście się w jakiejś medialnej pustelni. Informacje o magicznie działających kosmetykach z Seulu napływają do nas z każdej strony i nawet ja (osoba, mówić dość oględnie, obojętna na te sprawy) obejrzałam już kilkadziesiąt filmików youtuberek zachwalających eliksiry, ampułki, toniki i maski w płachcie, jakie udało im się kupić w Seulu. Nawet jeśli nie zamierzacie stosować dziesięciostopniowej pielęgnacji (choć, jak zapewnia Charlotte Cho, to żaden wysiłek i trwa tylko kilka minut) to z pewnością warto dla celów rozrywkowych obejrzeć kilka takich filmików, a dla celów poznawczych, przeczytać ten zabawny poradnik w uroczej różowej okładce. Przy okazji można się naprawdę wiele dowiedzieć o koreańskiej kulturze, co szczególnie mi się spodobało.

2 komentarze