Pomiń zawartość →

Tag: Japonia

Haruki Murakami, Mężczyźni bez kobiet

Może się tak zdarzyć, a wedle mojego życzeniowego myślenia jest to bardzo prawdopodobne, że japoński prozaik otrzyma dzisiaj Nagrodę Nobla. Z wielką radością i zazdrością jednocześnie myślę o tych wszystkich nowych czytelnikach, którzy rozpoczną swoją przygodę z powieściami i opowiadaniami Murakamiego dopiero pod wpływem informacji o nagrodzie. Ci przyszli szczęśliwcy (ale także stali odbiorcy) będą mieli niedługo okazję zakosztować prawdziwej esencji stylu autora Kafki nad morzem. Pod koniec października bowiem ukaże się nowy zbiór opowiadań Murakamiego pod znamiennym tytułem Mężczyźni bez kobiet, w którym jest wszystko, co może fascynować w twórczości japońskiego pisarza.

Komentarz

O Szeherezadzie Murakamiego

Na to wydanie Książek. Magazynu do Czytania czekałam w wyjątkowym napięciu. Oczywiście, jak tylko dziś dorwałam je w swoje łapki, natychmiast, niemal na stojąco, zaczęłam czytać premierowe opowiadanie Szeherezada, z mającego się ukazać w przyszłym miesiącu tomu opowiadań Harukiego Murakamiego. Ci, którzy czytają moje skromne notki od dłuższego czasu, wiedzą już, że nie ma dla mnie nic przyjemniejszego, nie ma większego święta, niż nowy kawałek prozy japońskiego pisarza. Co prawda wolałabym, by cała książka była dostępna już teraz zaraz, ale skoro to niemożliwe (jakby Murakami nie mógł mi co wieczór wysyłać pocztą tego co napisał danego dnia :), to dobre i jedno opowiadanie, zwłaszcza, że jest takie klasycznie murakamiowe (murakamiaste?). Znowu, na kilkanaście minut, można poczuć tę atmosferę zastoju, sennej ciężkości i leniwego ciepła emanującego od bohatera poza społeczeństwem, wszelkimi normami i czasem.

Komentarz

Jake Adelstein, Zemsta yakuzy. Mroczne kulisy japońskiego półświatka

Japonia to kraj, który mnie absolutnie fascynuje i do tej pory miałam o nim, jak i o jego mieszkańcach, bardzo wysokie mniemanie. Dzięki książce Jake’a Adelsteina miałam jednak okazję zajrzeć pod podszewkę schludnego, karnego i uprzejmego społeczeństwa i zobaczyć mniej medialne oblicze Japończyków. Zemsta yakuzy naprawdę otwiera oczy na wiele spraw, a jedynym zarzutem jaki mogę mieć do tego reportażu jest niezbyt trafiony tytuł, gdyż poza wspomnianą yakuzą, czyli japońską mafią, Adelstein, pracując jako dziennikarz śledczy, miał okazje przyjrzeć się z bardzo bliska wszelkim zbrodniczym procederom mającym miejsce w Tokio i na jego obrzeżach. Choć większość z tego co widział i opisywał rzeczywiście była powiązana z yakuzą, to jednak z drugiej strony, jak sami się przekonacie, bardzo niewiele spraw jest w Japonii z yakuzą niepowiązanych.

Skomentuj

Hal Gold, Jednostka 731. Okrutne eksperymenty w japońskich laboratoriach wojskowych

Współczucie dla ofiar, oburzenie na niesprawiedliwość, niezdrowa ciekawość i chęć poznania nieznanego wycinka historii – wszystko to razem sprawiło, że z dużym zainteresowaniem oddałam się lekturze Jednostki 731 i pomimo męczącego upału skończyłam czytać w jeden dzień. Nie jest to lektura miła, ani rozrywkowa, a jednak bardzo pouczająca i sądzę, że każdy kto (tak jak ja) podziwia japońską kulturę, powinien zapoznać się też z jej mrocznym obliczem prezentowanym w tym tomie. Do wczoraj miałam w głowie wykreowany przez popkulturę obraz Japończyków jako pracowitych i lekko zdziecinniałych pedantów, pragnących przede wszystkim by ich życiem rządził porządek, formy i ściśle określona hierarchia. Teraz jednak ten dobrotliwy obrazek przesłania mi mgła wydarzeń z drugiej wojny światowej i Jednostka 731 będąca symbolem całego diabolicznego zła, do którego rząd japoński nadal nie chce się przyznać. Ostrzegam, że nie jest to książka dla osób o słabych nerwach czy żołądkach, a opisane w niej doświadczenia medyczne mogłyby zawstydzić samego doktora Mengele, gdyż to co robił w Oświęcimiu chwilami blednie przy szatańskich wyczynach doktora Shiro Ishiiego.

Skomentuj

Piotr Milewski, Dzienniki japońskie. Zapiski z roku Królika i roku Konia

Piotr Milewski, jak tekst na okładce, to autor bestsellerowej Transsyberyjskiej, który wybrał się do Japonii za studenckich czasów, a teraz postanowił opublikować swoje wspomnienia z kilkumiesięcznego pobytu w Kraju Kwitnącej Wiśni oraz z powrotu do zwiedzanych miejsc po trzech latach. Podróż zaczęła się w latem 1999 roku i okupiona byłą wieloma wysiłkami i poświęceniem autora, który dysponował co prawda podstawową wiedzą na temat języka i kultury japońskiej, a także kilkoma kontaktami, ale nie miał za to prawie żadnych środków finansowych, ani też pojęcia o tym jak bardzo uciążliwa jest pogoda na tym egzotycznym archipelagu. Ostrzegam: po kilkunastu stronach dojdziecie do wniosku, że będzie to najciekawsza książka jaką czytaliście o Japonii, ale nim dobrniecie do końca, uznacie, że dawno nie czytaliście czegoś tak nużącego. Moim zdaniem tytuł tomu powinien raczej brzmieć Upał, beton i nuda.

Skomentuj

Marie Kondo, Magia sprzątania

Dziś nie o sztuce ani rozrywce, ale o czymś bardziej praktycznym z działu poradnikowego. Magia sprzątania to książka dla osób mających (tak jak zamożni Japończycy tu wspominani) typowe problemy pierwszego świata, związane na przykład z nieodpowiednią aurą salonu, czy nadmiarem rzeczy w sypialni (pojawia się też ważna kwestia szacunku do skarpet i ich odpoczynku). Jeśli na waszej podłodze nie ma wolnego miejsca, a w każdym kącie piętrzą się szpargały, jeśli wysypują wam się garnki i patelnie z kredensu, a regały na książki uginają pod ciężarem celulozy, ten poradnik jest właśnie dla was. Niestety rozczarują się ci, którzy potraktują tytuł poważnie. Nie jest to rzecz o samym sprzątaniu, a raczej o odgruzowywaniu domu, pozbywaniu się gór zbędnych rzeczy. Niestety (ku memu wielkiemu rozczarowaniu) Marie Kondo nie poświęca ani chwili na omówienie tak ważkich kwestii jak odkurzanie, technika mycia okien, pozbywanie się psiej sierści z ubrań, czy szorowanie toalety (sama muszę sobie chyba taki poradnik napisać). Za to o wyrzucaniu i układaniu jest aż za dużo i niestety ciągle to samo. Jako zapalona minimalistka, w pierwszym odruchu od razu po przeczytaniu chciałam sprzedać magię sprzątania, ale po chwili zastanowienia postanowiłam ją umieścić na mojej japońskiej półce z książkami (w zacnym sąsiedztwie Sztuki prostoty). Warto ją zachować, bo to kolejny ciekawy opis przypadku japońskiego świra pedanterii i wsobności.

11 komentarzy

Higuchi Ichiyō, Na rozstaju

Na rozstaju to prawdziwa gratka dla wszystkich zainteresowanych japońską kulturą. Jest to zbiór opowiadań słynnej pisarki z epoki Meiji, tworzącej pod pseudonimem Higuchi Ichiyō (Natsu Higuchi, 1872-1896). Choć zmarła w wieku zaledwie dwudziestu czterech lat (na gruźlicę) Higuchi Ichiyō pozostawiła po sobie obszerną spuściznę literacką, doczekała się dużego uznania czytelników i krytyków, a jej portret nawet trafił na japońskie banknoty o nominale 5000 jenów. Choćby ze względu na to ostatnie warto zainteresować się zbiorem opowiadań wydanym właśnie przez Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, bo wszak twarz pisarki na banknocie to nie lada zaszczyt i chyba jeden z najwyższych dowodów uznania jej ważnego miejsca w kulturze narodu.

Skomentuj

Niezłomny

Tak się biję z myślami i nie jestem pewna, czy to oby na pewno film kinowy. Może miała to być fabularyzowana biografia na jakiś kanał edukacyjny w stylu Discovery lub History, tylko lektora w tle zabrakło? Tylko tak mogę wytłumaczyć sobie drętwotę i schematyzm przedstawionej historii oraz to, że tu praktycznie nie ma dialogów, a jak już się trafią to króciutkie. Chciałabym zobaczyć scenariusz, ponieważ jestem prawie pewna, że wszystkie wypowiadane w tym długaśnym dramacie biograficznym kwestie zmieściły się na dwóch stronach A4.

Skomentuj

Film Food Fest cz. 2

W drugim (i dla nas ostatnim) dniu festiwalu poczłapaliśmy na blok filmowy poświęcony kuchni japońskiej. Zapewniam, że nikt, kto kocha film Jiro śni o sushi, nie mógł być rozczarowany dwoma produkcjami, jedną opowiadającą o japońskim bulionie, a drugą o produkcji sosu sojowego. Wyjątkowy nastrój, dbałość o każdy detal i niemal kontemplacyjne ujęcie spożywczego (i wydawać by się mogło prozaicznego) tematu sprawiły, że od ekranu nie można było oderwać wzroku. Oglądanie Dashi – esencja Japonii oraz Shoyu i sekrety japońskiej kuchni jest jak seans terapeutyczny, z którego wychodzi się zrelaksowanym i przeświadczonym o tym, że wreszcie jesteśmy w stanie zasmakować najlepszych aspektów życia. To wrażenie jest ulotne i mija po kilku godzinach, ale zapewniam, że warto choć raz w życiu poczuć się jak mistrz zen, a te filmy to umożliwiają.

Skomentuj

Jak ojciec i syn

Ten film wymagał ode mnie wiele wewnętrznego wysiłku. Czułam, że tak będzie i świadomie odwlekałam obejrzenie tego dzieła. Naprawdę trudno to nazwać rozrywką, choć w końcu nie o samą uciechę widza w kinie chodzi. Tym razem dla odmiany można było się czegoś nauczyć, a to też się liczy. Film Hirokazu Koreedy to jedna z tych opowieści, które codziennie można znaleźć na łamach nawet polskich tabloidów. Jest to historia dwóch rodzin, którym zamieniono synków w szpitalu zaraz po porodzie. Teraz, gdy chłopcy podrośli i mają iść do szkoły, cała sprawa wyszła na jaw i trzeba przedsięwziąć jakieś kroki. Trudno w końcu udawać, że się nie wie o ty, że wychowuje się nieswoje dziecko. Sądzę, że większość widzów, a już szczególnie rodziców, było zszokowanych tym, jak japońskie rodziny postanowiły rozwiązać ten problem. Jednym słowem, robią to na zimno.

2 komentarze