Pomiń zawartość →

Jake Adelstein, Zemsta yakuzy. Mroczne kulisy japońskiego półświatka

Japonia to kraj, który mnie absolutnie fascynuje i do tej pory miałam o nim, jak i o jego mieszkańcach, bardzo wysokie mniemanie. Dzięki książce Jake’a Adelsteina miałam jednak okazję zajrzeć pod podszewkę schludnego, karnego i uprzejmego społeczeństwa i zobaczyć mniej medialne oblicze Japończyków. Zemsta yakuzy naprawdę otwiera oczy na wiele spraw, a jedynym zarzutem jaki mogę mieć do tego reportażu jest niezbyt trafiony tytuł, gdyż poza wspomnianą yakuzą, czyli japońską mafią, Adelstein, pracując jako dziennikarz śledczy, miał okazje przyjrzeć się z bardzo bliska wszelkim zbrodniczym procederom mającym miejsce w Tokio i na jego obrzeżach. Choć większość z tego co widział i opisywał rzeczywiście była powiązana z yakuzą, to jednak z drugiej strony, jak sami się przekonacie, bardzo niewiele spraw jest w Japonii z yakuzą niepowiązanych.

Barbarzyńca wśród reporterów

Gdybym miała wskazać jeden temat, który szczególnie interesuje Adelsteina w tej książce i któremu poświęca on szczególnie dużo uwagi, to zdecydowanie byłby nim sam pan Adelstein. Dziennikarz jest tak bardzo skupionym na sobie gawędziarzem, którego fascynuje wszystko co wiąże się z wykonywanymi przez niego czynnościami zawodowymi i osobistymi, że byłoby to niemal nie do zniesienia, gdyby przypadkiem nie mieszkał w opisywanych czasach w Japonii. Na szczęście to czego nie tolerowalibyśmy u polskiego nudziarza, u Amerykanina żydowskiego pochodzenia, któremu udało się nie tylko skończyć japoński uniwersytet, ale i zatrudnić się w jednej z największych krajowych gazet Yomiuri Shinbun, może nas fascynować. Zresztą samo to, w jaki sposób Japończycy odnoszą się do obcokrajowca, nazywając go często i wcale nie pieszczotliwie barbarzyńcą, bardzo dużo już mówi o mieszkańcach Kraju Kwitnącej Wiśni.

Jako początkujący dziennikarz, młody Jake wcale nie ma łatwo. W redakcji swojej gazety jest podwójnie napiętnowany, jako obcy i jako najniższy w hierarchii pracownik gazetowej korporacji (niby w każdym kraju jest ciężko żółtodziobom, ale ilu z was na stażu było obkładanych po głowie przez przełożonego i to sandałem?). Dzięki jego specyficznemu punktowi widzenia możemy niemal poczuć jak japońska mentalność na każdym kroku stawia opór. To co na przykład w Japońskim wachlarzu Joanny Bator było przedstawione jako urocze dziwactwo, u Adelstaina, który przez dwanaście lat drążył i dopytywał, staje się złowrogą dewiacją.

(Autor byłby w hierarchii jeszcze niżej, choć z początkowych rozdziałów wynika, że to raczej niemożliwe. Jestem jednak pewna, że spadłby o kolejne dwa poziomy gdyby był kobietą, a do tego nie Japonką. Książka z wyznaniami Polki zaczynającej pracę w Japonii to by był dopiero hardcore.)

Wszechobecne korporacje

To, co najbardziej uderza mnie w tej książce i o czym jeszcze długo będę myśleć, to to, że Japończycy są właściwie społeczeństwem korporacyjnym i najchętniej przekształciliby wszelkie formy życia społecznego w jedną wielką firmę sprawującą nad ludźmi absolutną kontrolę. Do tej pory myślałam, że korporacje zajmują się wielkim biznesem, handlem, wytwarzaniem dóbr, a tu się okazuje, że na przykład gazety to tak naprawdę ogromne konglomeraty o hermetycznej strukturze i że co prawda yakuza prowadzi nielegalną działalność, ale to jeszcze żaden powód, by była ona nieuporządkowana czy źle zorganizowana.

Mafiozi, których opisuje nam (trzeba przyznać, że bardzo plastycznie) Adelstein to już nie wytatuowane zbiry w białych garniturach i ze śmieszną trwałą na głowie jak w latach osiemdziesiątych, ale poważni biznesmeni zajmujący się nie tylko wymuszeniami, zabójstwami czy prostytucją, ale także nieruchomościami, bankowością, a zdarza się im nawet prowadzić agencje detektywistyczne. Samych oryginalnych yakuzów naliczył reporter osiemdziesiąt tysięcy w skali kraju, ale rzesza ich współpracowników (nie wyłączając najwyższych szczebli władzy) jest znacznie liczniejsza. Cóż, ci panowie nie rozmieniają się na drobne. Myślę, że prócz opisów krwawych zbrodni jakich dopuszczają się japońscy mafiozi, czytelników najbardziej zainteresuje to, jak gładko układa im się współpraca z policją. Mnie rozbawiły do łez kurtuazyjne zapowiedzi słane do siedziby przestępczych organizacji, informujące z kilkudniowym wyprzedzeniem o planowanych nalotach i konfiskatach dokumentów. To jak chętnie i często yakuzi współpracują z policją i dziennikarzami, także jest dla mnie fascynująco niezrozumiałe.

Szkoła dobrego dziennikarstwa

Wiele rozdziałów Zemsty yakuzy jest poświęconych specyfice pracy dziennikarza śledczego, jednak nie należy ich brać za bardzo do siebie czy uogólniać zasad, którymi kierował się Adelstein, gdyż odnoszą się one do osobliwego środowiska japońskich komisariatów, klubów nocnych czy hoteli miłości. Podejrzewam też, że praca w japońskiej gazecie ma niewiele wspólnego z podobnym zajęciem w innym kraju. Informacje podawane w Yomiuri muszą być tak wyważone, teksty tak odpowiadające wcześniej podanym wzorcom, a całość tak przefiltrowana przez szowinistyczny i ksenofobiczny japoński światopogląd, że momentami wydawało mi się, że te artykuły są wszystkim tylko nie rzetelną informacją. Można niemal odczuć frustrację i niemoc jakie czuł Amerykanin pracując przez dwanaście lat dla japońskiego dziennika.

Jeszcze dziwniej i mroczniej robi się gdy zagłębiamy się wraz z naszym przewodnikiem w szczególnie niebezpieczny świat mafiosów i handlu żywym towarem. Przy okazji poznajemy także bardzo ciekawie podaną przez pana o pseudonimie Obcy teorię w formie całowieczornego wykładu na temat specyfiki życia erotycznego Japończyków. Jeśli TVN zdecyduje się po raz kolejny na nakręcenie reportażu o japońskich dziwactwach seksualnych, to tę książkę powinien najpierw przeczytać osobnik przedstawiający nam ten świat. Wraz z Adelstainem odwiedzamy tu cały tematyczny przekrój nocnych klubów, przybytków dla skrytych i jawnych praktyków masturbacji, wszelkiego rodzaju fetyszystów, a także wielbicieli egzotyczny piękności. Okazuje się, że wszystko co nie jest tradycyjnym stosunkiem płciowym jest dozwolone, a zwykłe obcowanie oraz jego nagrywanie to tematy absolutnie tabu.

Jest także coś dla tropicieli polskich wątków, a także dla osób wybierających się rychło do Japonii. Zgłębiając tematykę handlu żywym towarem, szczególnie bliską sercu reportera, Adelstein trafia na grupę sprytnych porywaczy, przetrzymujących dziewczyny z Europy Wschodniej (w tym z Polski) i zmuszających je do prostytucji.

Jeśli szukacie sensacji rodem z azjatyckich filmów akcji czy horrorów, to możecie się Zemstą yakuzy srodze rozczarować. Jeśli jednak, tak jak mnie, interesują was obserwacje socjologiczne, wszystko co dotyczy japońskich zwyczajów i psychologii mieszkańców tego niezwykłego kraju, to zapewniam, że będzie to jedna z waszych ulubionych lektur.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Domu Wydawniczego PWN.

Opublikowano w Książki

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *