Jeśli poradnik IKIGAI. Japoński sekret długiego i szczęśliwego życia wam się podobał i cokolwiek zmienił w waszym sposobie patrzenia na zdrowie i długowieczność, to koniecznie zaopatrzcie się także w Trening ikigai, czyli kolejną książkę autorów, która jest praktycznym przewodnikiem jak krok po kroku wprowadzić w życie konkretne zmiany. Przypominam, że „Ikigai to sens życia, marzenie, które pozwala ci wstawać codziennie rano z pokładami energii”. Dla opisywanych przez autorów w pierwszej części seniorów z Okinawy, sensem życia, zapewniającym im słynną na całym świecie długowieczność, były różne rzeczy np. uprawa przydomowego ogródka, bycie w bliskich relacjach z rodziną, taniec czy wzajemna pomoc w ramach pokoleniowej wspólnoty. Oczywiście, w zależności od tego ile mamy lat, gdzie mieszkamy i jaki mamy charakter, nasze ikigai może się diametralnie różnić od tego, co pasjonuje leciwych Japończyków. Chodzi jednak o to, żeby je znaleźć, czym by nie było, i pozwolić, by przetransformowało całe nasze życie, które dzięki temu będzie szczęśliwe i spełnione.
2 komentarzeTag: Japonia
Znajomość obyczajów kraju, do którego się wybieramy, choćby i pobieżna, z pewnością może sprawić, że rodowici mieszkańcy wybranej destynacji spojrzą na nas bardziej przychylnie, co nie trudno zrozumieć, szczególnie będąc Polakiem, bo w końcu nikt tak nie kibicuje turystom, ledwo potrafiącym powiedzieć „dzień dobry” czy „na zdrowie” jak my. O ile więcej radości można sprawić sobie i innym jadąc do Japonii i czując się tam całkiem swojsko, dzięki znajomości lokalnych zwyczajów. Choć sama jestem na opak nawet z naszą etykietą (tak niezgrabnego słownie słonia w składzie porcelany jak ja ze świecą szukać :) to jednak wiecznie żywe marzenie o podróży do Japonii skłoniło mnie do przeczytania tej niezwykłej książki, kolejnej ze świetnej serii Mundus (Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego). Może i idąc do restauracji w rodzinnym mieście nie umiem się zachować przy stole i krępuje mnie strasznie kwestia napiwków, może i nie do końca wiem jak pisać biznesowe maile czy jak się zachować w przeludnionym tramwaju, ale gdy już uzbieram na wymarzoną wycieczkę, nie chciałabym, by Japończycy widzieli we mnie kolejnego barbarzyńcę lekceważącego ich zwyczaje.
KomentarzTen dokument zwrócił moją uwagę ponieważ opowiada o dwóch rzeczach zajmujących mnie najbardziej na świecie, czyli o Japonii i zdrowej diecie. Na oba tematy powiedziano już wiele, ale uważam, że w czasach gdy dorośli i dzieci tyją na potęgę i mają coraz więcej powiązanych z otyłością chorób cywilizacyjnych, nigdy dość filmów i książek mówiących o tym, jak dużym zagrożeniem dla zdrowia jest każdy dodatkowy kilogram i jak w prosty sposób można wrócić do formy. Polecam Miso Hungry do obejrzenia każdemu, kto bezskutecznie boryka się z otyłością, nie wie jak zacząć zdrowiej jeść lub myśli, że kochanego ciałka nigdy za wiele, ewentualnie, że tłuszcz to tylko defekt estetyczny, a nie tykająca bomba zegarowa.
2 komentarzeTa mała książeczka, napisana jakby w opozycji do Magii sprzątania Marie Kondo, może wywołać w czytelnikach dwie reakcje: albo uznacie, że jest przydatna i zaczniecie z zapałem porządkować swoje życie materialne i duchowe, albo ten poradnik was rozśmieszy, zobaczycie w nim parodię wszelkich minimalistycznych publikacji i odłożycie go na półkę z innymi „zmieniającymi życie na zawsze” tomikami. Myślę o tym już dosyć długo i chyba zaliczam się do pierwszej kategorii czytelników. Pomimo, iż rozmyślania nad wyrzucaniem niepotrzebnego gruzu z otoczenia wywołały u mnie wiele przejawów wesołości, to jednak zdecydowanie częściej miałam ochotę czegoś się pozbyć, coś dużego wyrzucić, a jestem już weteranką minimalizowania swojego życia i naprawdę niewiele przedmiotów zostało w moim otoczeniu. Spróbujcie, może i u was reakcja będzie podobna :).
SkomentujWszyscy piszą, piszę i ja. Przyznam, że spodziewałam się wiele po tej książce (bo wcześniej nie czytałam żadnego japońskiego kryminału), dlatego może też tak bardzo mnie rozczarowała. Czytając, miałam wrażenie, że autora interesuje tylko jedno i nie są to plastycznie napisane, wiarygodne postaci, dobrze oddane realia czy klarownie opisana acz wciągająca intryga kryminalna. Tym, w czego opisywaniu lubuje się pan Honda najbardziej, jest policyjna hierarchia. To, kto przed kim odpowiada, co można komu powiedzieć i na jakie sposoby okazuje się w tokijskich organach ścigania szacunek przełożonym, to jakieś dwie trzecie objętości tego dosyć pokaźnego tomu. W moim osobistym odczuciu, brak umiaru w rozpisywaniu się na ten temat bardzo szkodzi ogólnej wartości fabuły, ale oczywiście zachęcam każdego do wyciągnięcia własnych wniosków z lektury Przeczucia.
SkomentujKażda nowa książka Murakamiego to dla mnie jak Gwiazdka i urodziny w jednym. Z tej także bardzo się cieszę, nawet jeśli nie jest to fabuła, a zbiór esejów dotyczących pracy autora powieści. To nadal ten sam styl, ten klimat swobodnej pogawędki z kimś skromnym, normalnym i bardzo inspirującym, ten sam przekaz, do którego przywykliśmy przez te wszystkie lata. Japoński powieściopisarz dzieli się z nami przemyśleniami, jakie wysnuł na podstawie trzydziestu pięciu lat wytężonej i efektywnej pracy nad swoimi tekstami. Można potraktować te eseje (a właściwie mini odczyty) jako rodzaj autobiografii, albo jak list do wszystkich przyszłych powieściopisarzy długodystansowych. Jeśli jesteście ciekawi z jakimi niedogodnościami, trudami i profitami wiąże się ta praca, a do tego ciekawi was jakie cechy trzeba mieć by wytrzymać taki katorżniczy wysiłek i presję psychiczną, to zachęcam do lektury.
KomentarzNagrałam wczoraj filmik, który ma być zachętą do zapoznania się z książkami, które zdradzają nieco więcej o warsztacie pisarskim i samej osobie wybitnego japońskiego prozaika. Za tydzień ukaże się kolejna pozycja, którą każdy wielbiciel prozy Murakamiego powinien mieć, gdyż Zawód: powieściopisarz ma być zbiorem esejów, które napisał nasz ulubiony autor o swojej pracy. Ten tom na pewno stanie na mojej półce obok trzech innych książek, o których mówię na YT, czyli obok O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu, Haruki Murakami i muzyka słów oraz obok Haruki Murakami i jego Tokio. Każda z tych pozycji jest ważna i niezbędna, jeśli chce się w pełni zrozumieć, z czym mamy do czynienia, ale pierwsza z nich zajmuje w mojej wyobraźni miejsce niezwykłe i to jej poświęcę dzisiejszy wpis (choć już wcześniej była o niej notka na Szczerych Recenzjach, to czuję, że nie powiedziałam o niej wszystkiego, co dla mnie istotne).
SkomentujUwielbiam brytyjskie i niemieckie sagi rodzinne z przełomu XIX i XX wieku, dlatego też pomyślałam, że ciekawie by było zapoznać się z tym gatunkiem w wydaniu japońskim. Powieść Kazuki Sakuraby cieszy się w Polsce, na ile zdążyłam się zorientować, dużym zainteresowaniem, co jest dodatkowym powodem by sprawdzić, czy warta jest tych wszystkich pochwał. Mogłabym w tym momencie napisać krótko, że nie jest i na tym poprzestać, ale bez sensownego uzasadnienia moglibyście mi nie uwierzyć i sami, jak ja, stracilibyście tydzień z życia na czytaniu tej średniej jakości literatury.
KomentarzMożna nie lubić mangi, czy nawet całej kultury japońskiej, ale na nową wersję Ghost in the Shell nie wypada nie pójść, choćby z tego względu, że jest to spore wydarzenie kulturalne, o którym wszyscy mówią. Choć wcześniej nie widziałam filmu z 1995 roku (słysząc kiedyś tytuł, sądziłam, że to musi być jakaś pocieszna kreskówka o skorupiakach), nie nadrobiłam tej zaległości przed seansem, bo zostałam uprzedzona, że jak zacznę porównywać, to na pewno mi się nie spodoba (a bardzo chciałam dobrze się bawić w kinie). Zatem wczoraj widziałam wersję aktorską, dzisiaj animowaną, a to są moje spostrzeżenia z tych doświadczeń.
SkomentujTę książkę łatwo przeoczyć w zalewie wiosennych nowości, ale zapewniam, że powinna się ona znaleźć w biblioteczce każdego rodzica, nie tylko takiego, który żywo interesuje się kulturą japońską. W tym poradniku zawarte są treści, które trudno byłoby zaliczyć do rewolucyjnych czy szczególnie odkrywczych (więcej warzyw, więcej ruchu!), ale niestety, są to informacje tak proste i zwyczajne, że cały świat zdaje się o nich zapominać. Na temat dziecięcej otyłości mogłabym naprawdę wiele napisać, bo sama do szczuplasków nie należałam, a widmo tych moich dodatkowych kilogramów zatruło mi lata szkolne. Dziś nie trapię się już nadwagą własną (wcale nie tak dużą i po drodze mimochodem zgubioną), ale coraz większą ilością osób otyłych dookoła. Pomijam już kwestię nadwagi dorosłych, bo w końcu każdy z nas ma prawo decydowania o tym co i w jakiej ilości ląduje na jego talerzu, ale na grube dzieci spokojnie patrzeć nie mogę. Maluchy są od nas całkowicie zależne, a my powinniśmy czuć się odpowiedzialni za ich obecne i przyszłe zdrowie. Tymczasem, mając w pogardzie doniesienia o tym, że otyłość oznacza cukrzycę, nadciśnienie, raka i ogólnie krótsze życie, tuczymy dzieci słodkimi napojami, białą mąką, tłuszczami roślinnymi i przyzwoleniem na praktycznie zerową aktywnością fizyczną. Jeśli myślicie, że przesadzam, to przyjrzyjcie się czasem grupkom dzieci wychodzącym ze szkoły. Z moich obserwacji wynika, że coraz mniej jest takich, które mieszczą się w normach przewidzianych dla swojego wieku.
Skomentuj









