Ta mała książeczka, napisana jakby w opozycji do Magii sprzątania Marie Kondo, może wywołać w czytelnikach dwie reakcje: albo uznacie, że jest przydatna i zaczniecie z zapałem porządkować swoje życie materialne i duchowe, albo ten poradnik was rozśmieszy, zobaczycie w nim parodię wszelkich minimalistycznych publikacji i odłożycie go na półkę z innymi „zmieniającymi życie na zawsze” tomikami. Myślę o tym już dosyć długo i chyba zaliczam się do pierwszej kategorii czytelników. Pomimo, iż rozmyślania nad wyrzucaniem niepotrzebnego gruzu z otoczenia wywołały u mnie wiele przejawów wesołości, to jednak zdecydowanie częściej miałam ochotę czegoś się pozbyć, coś dużego wyrzucić, a jestem już weteranką minimalizowania swojego życia i naprawdę niewiele przedmiotów zostało w moim otoczeniu. Spróbujcie, może i u was reakcja będzie podobna :).
Wymiatanie gruzu z życia
Terminy clutter i decluttering podbijają internet i jeśli, tak jak ja, uwielbiacie oglądać na YT wszelkie filmiki o minimalizmie, doskonale wiecie o co chodzi. Clutter, czyli nieład, kojarzący się ze stertami rzeczy, których nie potrzebujemy, a z którymi z jakiegoś powodu nie potrafimy się rozstać, to główny wróg przestronnych, uporządkowanych, pięknych przestrzeni zapewniających także spokój ducha. Ja lubię nazywać clutter gruzem, a proces pozbywania się go odgruzowywaniem, bo w moim przekonaniu minimalizowanie życia właśnie do tego się sprowadza.
Znamy już ten proces z Magii sprzątania, której autorka pomagała nam zdecydować, których rzeczy należy się pozbyć, a które jednak wzbudzają w nas tę niesamowitą iskierkę radości, przekonywującą posiadacza, że ten sweterek, książka czy poduszka są mu jednak potrzebne. Po procesie decyzyjnym następowała cała masa pracy nad tym jak pozostałe przy nas przedmioty uporządkować tak, by służyły nam najlepiej jak to możliwe i upiększały przestrzeń. Wierni czytelnicy na pewno pamiętają sposoby na powieszenie ubrań w szafie według kolorów i długości, a także odklejanie etykiet z domowej chemii. Oprócz pozbycia się wszystkiego co zadrukowane z łazienki, po metodzie KonMari zostało mi jeszcze układanie bielizny w schludnych pakiecikach, co robię już odruchowo i z czego jestem bardzo zadowolona.
Pani Hideko Yamashita, wieloletnia konsultantka do spraw porządkowania, prowadząca liczne seminaria i mogąca się pochwalić setkami zadowolonych dansharianinów, ma do tej kwestii nieco inne podejście. Autorka stawia na pozbywanie się zbędnych przedmiotów, nie zajmując się za bardzo tym, co potem. Wychodzi z założenia (moim zdaniem słusznego), że gdy rzeczy w pomieszczeniach jest odpowiednio mało, to nie trzeba zawracać sobie głowy wymyślnymi sposobami na ich uporządkowanie.
„Danshari można zdefiniować w następujący sposób: jest to technika postępowania, w ramach której dokonuje się selekcji przedmiotów, co pozwala nie tylko na lepsze poznanie siebie, lecz także umożliwia zapanowanie zarówno nad zewnętrznymi, jak i wewnętrznym nieładem”.
Takie słowa pojawiają się we wstępnie i dokładnie o tym jest reszta książki. Jeśli jesteście jednymi z tych ludzi, którzy nie mogą się rozstać z różnymi przedmiotami, które ani nie są wam niezbędne, ani ładne, i nawet nie przypominacie sobie byście ich kiedykolwiek używali, to ten poradnik może wam zdecydowanie pomóc w podjęciu decyzji o rozstaniu się z takim gruzem.
Proces decyzyjny krok po kroku
Z własnego doświadczenia wiem, że najtrudniej jest podjąć decyzję. Poczucie winy wobec rzeczy, której nie używamy i własnego portfela, bo w końcu wszystko kosztuje, często nie pozwala nam oddać, sprzedać lub wyrzucić wielu elementów meblowego, ubraniowego, książkowego czy kosmetycznego gruzu. I tu właśnie wkracza metoda Danshari ze swoim trzystopniowym procesem decyzyjnym. Pani Yamashita pomaga nam przejść najpierw przez fazę Dan, czyli odrzucenie, następnie wchodzimy w fazę Sha, czyli wyrzucania, a na końcu cieszymy się Ri, czyli uwolnieniem się od materialnego i duchowego nadmiaru.
Dwie rzeczy zwróciły moją szczególną uwagę i pozwoliły mi spojrzeć na moje własne doświadczenia z minimalizmem w nieco inny sposób. Guru porządkowania zwraca po pierwsze uwagę na to, że nie ma sensu gromadzenie rzeczy na wszelki wypadek, ze strachu przed nieprzewidywalną przeszłością czy z powodu doświadczeń z przeszłości. Przypuszczam, że wielu Polaków ma to wspólnego z Japończykami, że nasze domy są zawalone przedmiotami właśnie z kategorii „na wszelki wypadek”, których nie możemy się pozbyć, nawet jeśli podejrzewamy, że ów „wypadek” nigdy nie nastąpi (sama, mimo minimalistycznego światopoglądu, jestem dumną posiadaczką dwóch śpiworów, w których nikt nigdy nie spał :). W ciekawy sposób autorka omawia płaszczyzny czasowe, w których możemy się zapętlić w jak najbardziej materialny sposób. Uwagi na temat zbieraczy-posiadaczy żyjących przeszłości lub przyszłością, wielu czytelnikom mogą dać do myślenia.
Drugą kwestią, jaką rozpamiętuję po lekturze jest ,,gorszość” posiadacza, przeciwstawiana „lepszości” rzeczy, których boimy się używać. Mam ten syndrom i nawet nie zdawałam sobie sprawy, że to powszechne zjawisko. Odkładanie ulubionych ubrań na potem, na lepszą okazję. Używanie starych, zużytych, wyszczerbionych naczyń, zamiast nowych i ładnych stojących w szafce. Wreszcie przestrzeniochłonne gromadzenie ładnej pościeli „dla gości”, podczas gdy samemu używa się tej mniej ładnej czy mniej lubianej. Te wszystkie zjawiska są objawami niskiego poczucia własnej wartości, w podwyższeniu którego metoda Danshari może pomóc. Mam wrażenie, że samo to, że ktoś opisał ten problem, w pewnym sensie mi pomogło.
Niezamierzony efekt humorystyczny
Nie jest to poradnik dla każdego. Jeśli macie niski próg odporności na łączenie spraw najbardziej trywialnych z głęboką duchowością i jeśli drażnią was wydumane metafory i alegorie dotyczące podświadomości, procesów ukrytych i jeszcze bardziej ukrytych, to lepiej nie czytajcie. Autorka ma swoje odloty, a do moich ulubionych należy alegoria niepotrzebnych przedmiotów jako rzecznego mułu zakłócającego harmonijny przepływ czystej wody/energii. Uśmiechałam się także szeroko za każdym razem, gdy trafiałam na kwiatki tego typu: „Uwolnijcie wreszcie swoje głowy od zaparcia!”. Niezłe, prawda:). Są też infografiki przedstawiające opisane cuda (na przykład przejście od poziomu rozkładu do poziomu wzniosłości).
Biorąc jednak poprawkę na powyżej opisane zjawiska, jeśli ktoś jest w stanie, naprawdę wiele można skorzystać na lekturze tego małego poradnika, paradoksalnie nazywanego na okładce światowym megabestsellerem. Podobało mi się to, że pani Hideko Yamashita ma zwarty, oszczędny styl, z którego emanuje wschodnioazjatycka skromność, bardzo przeze mnie ceniona. Nie byłby to też dobry poradnik, gdyby nie dostarczał nam konkretnych przypadków sukcesów dydaktycznych guru porządków. Znajdziecie tu wiele przykładowych historii zadowolonych uczniów, którym metoda Danshari dosłownie odmieniła życie.
Zatem zakasujemy rękawy, czytamy, a potem rozpoczynamy wielkie odgruzowywanie życia.
Komentarze