Riwiera dla dwojga to niespodziewanie sympatyczna komedia, w której zgrabnie połączone wątki przygodowe z romantycznymi. Nie jest nawet w połowie tak źle jak głoszą to pewne recenzje osób, które znają się na filmie może i lepiej ode mnie, ale które mniej zwracają uwagi na lekkość i humor, a więcej na ,,głębsze znaczenia”. W komedii Joela Hopkinsa może i nie ma życiowych mądrości, czy psychologicznej prawdy (średnio też z szokowaniem widza, czy epatowaniem nagością), jest jednak miło, zabawnie i niezobowiązująco. Czego jeszcze można chcieć od letniej komedii romantycznej?
Fabuła filmu opiera się na losach sympatycznej brytyjskiej pary rozwodników – Richarda i Kate. Richard (Pierce Brosnan) to znajdujący się w przededniu emerytury biznesmen, często zmieniający młode kochanki, a Kate (Emma Thompson) jest jego sympatyczną byłą żoną. Choć nie są już małżeństwem, żyją ze sobą w dość przyjacielskich stosunkach, w których nie brakuje jednak ironicznego, uszczypliwego humoru. Niestety, błogi stan oczekiwania na przejście na emeryturę Richarda, przerywa upadek jego firmy, z którym wiąże się także utrata wszystkich emerytalnych oszczędności. By zapewnić sobie godziwą starość, byli małżonkowie zmuszeni są do podążania tropem złoczyńcy, który ukradł im fundusze. Tak się ładnie składa, że jest on w Paryżu i właśnie planuje bogaty ożenek na francuskiej riwierze. Oczywiście, o zwrocie pieniędzy awanturującym się Anglikom nie ma mowy, a zatem Kate i Richard decydują się na bardziej odważny czyn, a raczej skok. Ci sympatyczni, zwykli i szarzy obywatele zamierzają z pomocą pary przyjaciół ukraść bezcenny diament, dyndający radośnie na szyi pięknej wybranki swego śmiertelnego wroga. Czy można mieć jakieś wątpliwości co do powodzenia tej akcji?
Złośliwi nazwaliby ten rodzaj produkcji komedią senioralną, ale mnie właśnie z tego względu strasznie się ona spodobała. Może nastolatkowie nie będą rechotać rubasznie na seansach, ale każdemu bardziej dojrzałemu widzowi z pewnością spodoba się ten ciepły humor, z którym starsi już ludzie wyśmiewają swoje fizyczne i psychiczne mankamenty związane z osiągnięciem stanu nazywanego powszechnie jesienią życia. Właściwie, o ile nie przeszkadza mi, że z Pierce’a Brosnana (którego nigdy specjalnie nie lubiłam) zrobił się taki czerstwy dziad, to jednak przed nazwaniem Emmy Thompson seniorką mam pewne opory. Brytyjska ikona jest tak urocza i emanuje taką energią, że właściwie wiek jest ostatnią rzeczą o jakiej się myśli patrząc na to aktorskie zjawisko. Nie wiem jak inne kobiety, ale ja zdecydowanie chciałabym tak wyglądać i emanować taką witalnością gdy będę dobijać pięćdziesiątki. W kontekście tego, co dzieje się z jej koleżankami z branży, szczególnie godne pochwały jest to, że Emma Thompson bez oporów prezentuje swoje zmarszczki i solidną, choć zgrabną figurę. To, że nie jest już dawno miss nastolatek nie przeszkadza jej wszak wzruszać i bawić widza co chwila. To dzięki jej talentowi, to opalone aktorskie drewno Brosnan nie wypada tu tak źle jakby mógł u boku innej partnerki.
W Riwierze dla dwojga może nie można się zakochać, jednak oglądanie tego filmu nie jest takim bólem jak uczestniczenie w innych tegorocznych letnich seansach. Dużym atutem filmu są nie tylko pierwszoplanowe, ale także drugoplanowe role. Urocza para, która towarzyszy im podczas napadu, ma kilka naprawdę dobrych momentów. Bardzo podobało mi się także wyśmiewanie kryminalno-szpiegowskiej konwencji. W pewnym momencie Brosnan (wraz z kumplami) odstawia zaskakującą autoparodię przygód agenta 007. Ładnie zgrana jest także muzyka, która przypomina nie tylko o Bondzie, ale także na przykład o Różowej Panterze. Naprawdę zgrabnie im to wyszło. Do tego ta komedia nie jest tylko śmieszną wydmuszką; porusza się tu kilka innych niż romans czy wielki skok tematów, takich jak seks osób starszych (także z dużo młodszymi), syndrom pustego gniazda, czy nuda w długim związku. No i oczywiście wspomniane fizyczne niedomagania starcze, czyli za wysoki cholesterol, halluksy i częste oddawanie moczu. Poza tymi problemami, trzeba przyznać, że filmowi seniorzy w wersji Joela Hopkinsa mają całkiem miłe życie. Chyba się starzeję, ale od typowych kinowych nastoletnich ekscesów też bym wolała spokojnie przespaną noc, grę w golfa, rozmowy z kotem, rejs łódką lub miłą (wczesną) kolację z przyjaciółmi, którzy też są na emeryturze i których dzieci też wyjechały by ich rodzice mogli nareszcie zacząć żyć.
Komentarze