Uważam się za fankę twórczości Stephena Kinga, ale pomimo iż z zacięciem od kilku lat czytam jego powieści, wciąż czuję, że jestem dopiero na początku drogi, tak jest ona obszerna. Nawet ja jednak doceniam i wyczuwam już ten specyficzny klimat towarzyszący grozie małych miasteczek i pozornie zwykłym żywotom skromnych Amerykanów z prowincji, których nawiedzają siły nadprzyrodzone. Na pierwsze wielkie fale ekranowego zainteresowania twórczością amerykańskiego pisarza się nie załapałam, bo gdy Misery czy Lśnienie wjeżdżały do kin, nie bardzo jeszcze nadawałam się na widza, ale za to teraz nadrabiam, z upodobaniem porównując starsze ekranizacje z nowymi (tylko Cujo, którego właśnie słucham, nie mogę obejrzeć, bo się boję). Dlatego też cieszy mnie bardzo, że możemy teraz oglądać aż dwa seriale oparte na twórczości Kinga i to oba naprawdę bardzo dobre, choć zupełnie różne.
Castle Rock
To jest wielkie wydarzenie dla fanów, dla rozpoczynających przygodę z Kingiem może mniej, ale i tak to dobry serial sam w sobie. Nie jest to ekranizacja żadnej konkretnej powieści, ale zbiór inspiracji wszystkim, co powieściopisarz napisał. Znajdziecie tu to, co kochacie najbardziej, czyli mroczny klimat, trzymającą w napięciu historię z wątkami supernaturalnymi, wyraziste i ekscentryczne postaci, a przede wszystkim dużo krwi i trupów.
Akcja dzieje się w fikcyjnym miasteczku Castle Rock w stanie Maine. W przeddzień przejścia na emeryturę, naczelnik pobliskiego więzienia Shawshank popełnia spektakularne samobójstwo, a zaraz później strażnicy znajdują w opuszczonym skrzydle zakładu karnego uwięzionego w klatce młodego mężczyznę. To dziwny osobnik (ciekawie grany przez Billa Skarsgarda), który sprawia wrażenie jakby cierpiał na amnezję i nie wiedział zupełnie co się wokół niego dzieje. Jedyne, co mówi, to „Henry Deaver”, choć nie jest to jego imię i nazwisko, bo tak nazywa się prawnik, także pochodzący z tych okolic. Prawdziwy Deaver (Andre Holland) z czasem podejmuje się reprezentacji znalezionego młodzieńca i wydostaje go z Shawshank. Wraz z wyjściem milczącego dziwaka na wolność, zaczynają się dziać w Castle Rock niesamowite rzeczy. Ptaki spadają z nieba, lasy trawią pożary, a Henry słyszy tajemnicze dźwięki. Oczywiście wzrasta też natężenie makabrycznych zbrodni, z których przed laty słynęła okolica.
Tajemnic w tym serialu jest co niemiara. Czy milczek z klatki, który najwyraźniej spędził w ciemności ostatnie dwadzieścia lat, naprawdę jest wcieleniem diabła? Co się stało z ojcem Henry’ego i dlaczego prawnik nie pamięta pierwszych lat życia, włącznie z porwaniem? Co to za głosy słychać w lesie? Co ma do tego wszystkiego cierpiąca na Alzheimera Ruth Deaver? Wszystko to jest naprawdę fascynujące i trzyma w napięciu do samego końca.
Mnie oczywiście najbardziej urzekła postać matki Henry’ego, Ruth, wspaniale zagrana przez Sissy Spacek (pamiętacie ją z roli demonicznej Carrie?). Poświęcony w całości tej postaci odcinek siódmy serialu jest oceniany przez widzów najwyżej i trudno się dziwić, bo to King w czystej postaci. Ciekawie prezentuje się też diaboliczny milczący młodzieniec, tajemnicze wcielenie zła, choć może tylko ofiara zbzikowanego naczelnika i naiwnego szeryfa. Blady, dwumetrowy, autystyczny i niepokojąco powykrzywiany chłopak to rola idealna dla Billa Skarsgarda, który dopiero co zagrał podobną rolę w It. Polubiłam też jednego ze strażników, Dennisa Zalewskiego, granego przez Noela Fishera (to ten aktor z Shamelessów, który wygląda jakby Tom Hardy miał dziecko ze sprzątaczką z Europy Wschodniej) i żałuję, że nie został w serialu na dłużej.
Jestem pewna, że każdy z oglądających ma swoich własnych ulubieńców i z zapałem śledzi konkretne kingowskie wątki. Tyle tu inspiracji powieściami, że jeszcze przez długie lata będzie to omawiane na rozmaitych forach, co bardzo mnie cieszy.
Pan Mercedes (sezon drugi)
Bałam się, że zrobią to po bożemu, czyli zekranizują w drugim sezonie drugi tom Trylogii Pan Mercedes. To by znaczyło, że trzeba by się męczyć z masą dość nudnawych postaci, wątkami kryminalnymi a nie ponadnaturalnymi i z okazjonalnym widokiem Brady’ego, który całymi miesiącami tylko leży w śpiączce. Tak to niestety jest w Znalezione nie kradzione, którą to cześć na szczęście twórcy pominęli (nic do niej nie mam, ale na ekran nie bardzo się nadaje), przeskakując od razu do Końca warty. Przypominam, że w pierwszym sezonie zostawiliśmy naszych bohaterów w dość nieciekawej kondycji: Bill Hodges (Brendan Gleeson) po długim pościgu za zabójcą z mercedesa, dostał zawału gdy już miał go pochwycić, Brady (Harry Treadaway) został wielokrotnie uderzony w swoją morderczą łepetynę, bo tylko tak dało się go powstrzymać przed wysadzeniem setek dzieciaków w powietrze, a Holly (Justine Lupe), która dokonała tego szalonego jak na nią czynu, pozostała w szoku i z poczuciem winy. W drugim sezonie Holly i emerytowany Bill zakładają własną firmę zajmującą się odzyskiwaniem mienia, co wychodzi im całkiem nieźle. Były policjant nie może jednak odciąć się od przeszłości i ciągle odwiedza Brady’ego w szpitalu, co rusz upewniając się, że z jego mózgu niewiele pozostało. Pech chce, że nasz seryjny morderca w stanie wegetatywnym trafia na bardzo dobrego, a co najważniejsze, ambitnego lekarza, dra Babineau (Jack Huston), testującego na pacjencie nowatorski lek. Podczas gdy reszta świata nie daje Brady’emu żadnych szans na powrót do świata żywych, jego świadomość zaczyna się budzić. Odkrywa on, że choć jego ciało jest sparaliżowane, to za pomocą siły umysłu może kierować innymi ludźmi. Powoli przejmuje kontrolę nad pielęgniarką, a to dopiero początek.
W drugim sezonie jak do tej pory spodobało mi się najbardziej to, jak pokazano co się dzieje w umyśle Brady’ego. Jego świadomość jest reprezentowana przez mroczną piwnicę z komputerami i grobami bliskich, w której podłącza kolejne kabelki, wciska guziki, odzyskując kontrolę nad swoimi niesamowitymi falami mózgowymi. Z drugiej strony zadbano też szczególnie, by pokazać co się dzieje w chwilowo nudnawym życiu Billa. Były policjant przeżywa kryzys w związku ze śmiercią partnera, ma dylematy moralne związane z nową pracą, no i odnawia znajomość z byłą żoną. Szare życie, a na jego obrzeżach rodzi się kolejny horror, zapowiadany przez dziwaczy cmentarny sen Hodgesa.
Jeśli ktoś nie ma czasu na lekturę obszernych powieści o Panu Mercedesie, to spokojnie może obejrzeć zamiast tego serial. Dla mnie jednak to tylko dodatek, bo w powieściach Kinga doceniam głównie to, co się na ekran nie nadaje, czyli opisy zwykłego, szarego życia, których w trylogii jest szczególnie dużo. Wiem, że wielu czytelników ten stopień szczegółowości może drażnić, ale na mnie działa kojąco.
A gdzie można obejrzeć Pana Mercedesa?
Na stronie producenta, czyli AT&T – po dwa pierwsze odcinki każdego sezonu są dostępne bezpłatnie. Reszta dostępna po zarejestrowaniu – płatne, ale zdaje się jest jakiś okres testowy.
Tu link: https://start.att.net/exclusive/audience/mr-mercedes
Dzięki