Odkąd zobaczyłam Virginię Efirę w Miłości po francusku, zachwycam się jej pozytywną energią i słoneczną aurą. Nic dziwnego, że to właśnie ona jest królową francuskich komedii romantycznych. A gdy jeszcze do tego w filmie towarzyszy jej ktoś taki jak Jean Dujardin (to ten przystojny pan, który dostał Oskara za rolę w Artyście) nikt nie może mnie powstrzymać przed zobaczeniem tej komedii. Efekt jest ciekawy, choć przyznam, że spodziewałam się czegoś więcej. Facet na miarę to rzecz ciepła, zabawna, urocza i do obejrzenia nawet więcej niż jeden raz. Jeśli lubicie klasyki komedii francuskiej i wzruszające miłosne historie, raczej się nie zawiedziecie.
Facet zaczyna się od metra osiemdziesięciu
Też tak kiedyś myślałam (bo sama do najniższych osób nie należę) podobnie jak wiele dziewczyn wychowanych w przekonaniu, że imponująca postura to jeden z głównych wyznaczników męskości. Podobnie myślała Diane (Efira), prawniczka z Paryża, ale życie zweryfikowało jej poglądy, stawiając na jej drodze czarującego architekta. Alexandre (Dujardin) to nieznajomy, dzwoniący do niej z wieścią, że znalazł należącą do niej komórkę i chętnie ją jej odda przy kolacji. Diane zgadza się tym chętniej, że przez telefon Alexandre robi wrażenie naprawdę imponującego, zabawnego i inteligentnego mężczyzny. Podczas spotkania rzeczywiście taki jest i w oczach każdej kobiety na tej planecie ten odnoszący wielkie sukcesy zamożny architekt byłby prawdziwym ideałem, gdyby nie brakowało mu pół metra wzrostu. Piękna prawniczka o długich nogach i szyi jak żyrafa, pomimo początkowych oporów, ulega czarowi niziołka, który naprawdę wie jak oczarować kobietę. Na pierwszej randce funduje jej skok ze spadochronem, a dalej jest jeszcze ciekawiej. Szkoda tylko, że były mąż, sekretarka, obcy gapiący się na nich ludzie, a nawet własna matka, próbują ściągnąć Diane z powrotem na ziemię, krytykując jej wybór. Ona sama jest pełna uprzedzeń i stereotypowych wyobrażeń o wysokim i postawnym księciu na białym koniu. W oczach społeczeństwa niski wzrost Alexandre’a czyni z niego osobę niepełnosprawną, piętnując go i stawiając w bardzo trudnej sytuacji jego ewentualne ukochane. Może jednak bystra prawniczka okaże się ponadto i zrozumie, że ,,miłości nie mierzy się w centymetrach”.
Jesteśmy emocjonalnymi karłami
W pewnym sensie każda francuska komedia jest taka sama. Zawsze na początku ktoś się w kimś zakochuje, potem dochodzi do konfliktu sprowadzonego do jednego, konkretnego, czasem bardzo dziwnego problemu lub różnicy między kochankami, by potem w trzecim akcie wszystkie niesnaski rozwiązały się w cudowny sposób gdy bohaterowie dochodzą do wniosku, że miłość jest najważniejsza. Tutaj dostajemy coś podobnego, plus to, po co tak naprawdę oglądamy komedie z Paryżem w tle, czyli posmak stylu, klasy i wielkich pieniędzy, zapewniający widzom na półtora godziny przyjemne oderwanie się od smutnej szarzyzny własnego życia. Diane i Alexandre żyją życiem bogatych, uprzywilejowanych Europejczyków, w dodatku bardzo spełnionych zawodowo, gdyż oboje wykonują prace, które kochają.
Jest w tym filmie jednak coś, co sprawia, że wyróżnia się w masie romantycznych produkcji znad Sekwany, a tym czymś jest bardzo wzruszające ludzkie podejście do problemu inności, który wcale nie wydaje się wydumany i doczepiony do fabuły tylko dla efektu (choć efekt jest spektakularny, cały czas zastanawiałam się jak nakręcono sceny, w których pełnowymiarowy aktor gra postać, która ma zaledwie 136 cm wzrostu). Problem postrzegania inności jest bardzo aktualny i palący. Kobiety krytykowane za zbyt obfite lub zbyt wychudzone kształty, mężczyźni wyśmiewani z powodu wzrostu i zbyt mało okazałej muskulatury, hejt na rudych obojga płci oraz na posiadaczy zbyt mało wyrafinowanego gustu w stosunku do własnych ubrań. Żadna z tych rzeczy (może poza skrajnymi przypadkami otyłości czy anoreksji) nie jest chorobą, a jednak zachowujemy się często tak, jakbyśmy mogli się tym zarazić. Oglądając potyczki niskiego Alexandre’a cały czas myślałam o tym, jakie to głupie, że dla mnie samej wzrost jest taki ważny (to zaszłość ewolucyjna zapewne), a z drugiej strony, że często sama postrzegałam ocenianie mnie po wyglądzie za krzywdzące. Oczywiście, po raz kolejny, śmiejąc się z komediowych żarto, obiecywałam sobie zmianę postawy na bardziej przyjazną i uwzględniającą patrzenie na ciało tylko jako na opakowanie dla osobowości.
W końcu, gdybyśmy wszyscy mieli być tacy sami, byłoby naprawdę nudno. Na ulicach byśmy przeżywali to samo co w kioskach z gazetami, gdy nie wiadomo kto jest na okładce, bo wszędzie są te sam piękne blondynki odciśnięte od jednego stempelka. Wiem, że to utopia, ale byłoby pięknie, gdybyśmy poszli raczej w kierunku syna Alexandre’a, który patrzy na ojca tak jak powinien, czyli sercem:)
Miłosne kontrasty we francuskich filmach robią na mnie duże wrażenie. Choć Facet na miarę nie należy do wybitnych produkcji, Diane i Alexandre dołączą do moich ulubieńców. Wysoka pani i niski pan to para prawie tak dobra jak piękna i bestia z filmu Delikatność, czy kochankowie z Samby, których dzieliła przepaść społeczna i pochodzenie. No i nie zapominajmy o parze z Miłości po francusku, w której grała Efira, a którą dzieliły nie centymetry a lata.
Komentarze