Zacznę może od tego, że poprzedni tydzień był jednym z najgorszych, a na pewno najsmutniejszych w moim życiu. No po prostu katastrofa na całej linii, dół z którego nie można się wygrzebać więc się leży i patrzy co jeszcze spadnie nam z góry na głowę. Jedynym, co mogło mnie wyciągnąć z tej totalnej deprechy mogły być filmy, a konkretniej komedie, które pozwalają na chwilę zapomnieć o problemach lub utopić je w morzu wylanych ze śmiechu łez. Darek podjął wyzwanie i rozpoczął poszukiwania dobrych komedii, ale niestety, żaden z tych filmów nie spełnił swojego zadania. Jedynym, co mnie rozśmieszyło było to, że im bardziej mój mąż starał się znaleźć coś rozweselającego, tym smutniejsza produkcja się trafiała. Po obejrzeniu całej serii dołujących filmów sądzę, że dystrybutorzy robią to specjalnie, tzn, opisują co tylko się da jako komedię, wiedząc, że chętniej je oglądamy niż na przykład dramaty. Druga opcja jest taka, że zwyczajnie nie łapię zawartego w tych komediach dowcipu i tyle.
SkomentujTag: Virginie Efira
Kolejne francuskie komedie, idealne na jesień (Miłość od pierwszego dziecka i Cudowny smak faworków)
Z zupełnie nieznanych mi przyczyn bardzo lubicie czytać o francuskich komediach. Nie zrozumcie mnie źle, bo też jestem fanką, ale nawet ja muszę przyznać, że rzadko trafiają się w tym gatunku prawdziwe perełki. Tymczasem okazuje się, że nawet średnia francuska komedia (najczęściej romantyczna) i tak jest lepsza i bardziej lubiana od swoich amerykańskich odpowiedników, przynajmniej jeśli chodzi o czytelników mojego skromnego bloga. Czy to chodzi o styl i wyczucie, którego Francuzom inni mogą tylko pozazdrościć? A może to te bogate, zabytkowe wnętrza i urzekający styl życia ludzi wychowanych w dobrobycie? No bo przecież nie powalająca uroda bohaterów czy porywająca charyzma tych mniej wyględnych postaci:)?
2 komentarzeOdkąd zobaczyłam Virginię Efirę w Miłości po francusku, zachwycam się jej pozytywną energią i słoneczną aurą. Nic dziwnego, że to właśnie ona jest królową francuskich komedii romantycznych. A gdy jeszcze do tego w filmie towarzyszy jej ktoś taki jak Jean Dujardin (to ten przystojny pan, który dostał Oskara za rolę w Artyście) nikt nie może mnie powstrzymać przed zobaczeniem tej komedii. Efekt jest ciekawy, choć przyznam, że spodziewałam się czegoś więcej. Facet na miarę to rzecz ciepła, zabawna, urocza i do obejrzenia nawet więcej niż jeden raz. Jeśli lubicie klasyki komedii francuskiej i wzruszające miłosne historie, raczej się nie zawiedziecie.
SkomentujWczoraj obejrzeliśmy pierwszy film z My French Film Festival, komedię romantyczną Caprice. Zgodnie z oczekiwaniami, otrzymaliśmy coś, czego nie można się było spodziewać. Właśnie to najbardziej lubię we francuskim kinie! Nawet w filmach lekkich, przeznaczonych dla szerokiej widowni, ucieka się od typowych rozwiązań fabularnych, często dając widzom wspaniałe niespodzianki w postaci dziwnych (choć zawsze uroczych) zwrotów akcji. Tym razem było podobnie. Caprice to opowieść o miłości inna niż wszystkie, tocząca się niespiesznym tempem i oddająca pełnię psychologicznej złożoności postaci. Nie jest to komedia z gatunku tych, podczas których widzowie nieustannie rechoczą, ale zapewniam, że za to naprawdę daje do myślenia, zwłaszcza nad własnymi relacjami miłosnymi.
KomentarzIdąc na Miłość po francusku dostajemy dokładnie to, na co liczymy decydując się na komedię romantyczną (nie zrażajcie się fatalnym tytułem, który nie ma nic wspólnego z fabułą). Film jest lekki, naprawdę zabawny, a jego bohaterowie sympatyczni i czarujący. Nie przeszkadza ani mało oryginalny zamysł, ani lekki brak logiki w poszczególnych wątkach. Prawdę mówiąc seans podobał mi się tak bardzo, że z chęcią wybrałabym się na to samo do kina jeszcze raz, a co więcej innym też się podobało (nie żeby mnie to jakoś szczególnie obchodziło czy coś). Przez cały czas na sali kinowej słychać było autentyczny wesoły rechot, i to pomimo barku żenujących dowcipów. Jednak Francuzi maja klasę!
2 komentarzeFrancuskie komedie romantyczne chyba nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. W porównaniu na przykład z amerykańskimi romansidłami, jest to przebogaty gatunek, w którym nie chodzi jedynie o kilka durnych żartów i cukierkowo słodkie szczęśliwe zakończenie. Francuskie komedie bywają słodko-gorzkie lub surrealistycznie odjechane, ale jeszcze nigdy na żadnej się nie nudziłam. Każdy tytuł to kolejna niespodzianka. Podobnie było też z Moim największym koszmarem. Już po kilku minutach wydawał mi się, że wiem jak to się musi skończyć. Oczywiście, że sztywna, bogata, artystyczna i intelektualna Agathe (Isabelle Huppert) w końcu zakocha się z wzajemnością w trochę obleśnym, biednym, źle wychowanym Patricku (Benoît Poelvoorde). Z grubsza tak się właśnie później dzieje, ale jak do tego dochodzi, to naprawdę niesamowita sprawa.
Skomentuj