Pomiń zawartość →

Kategoria: Seriale

The Crazy Ones (Przereklamowani)

PrzereklamowaniNo i mamy kolejny twór zainspirowany pracą Steve’a Jobsa. Tytuł odnosi się bezpośrednio do szaleńców z kultowej reklamy filmy Apple, sprzedających po prostu oryginalne idee ludzi, którzy odważyli się myśleć inaczej. Dlaczego bohaterowie tego serialu są szaleni na jobsowy sposób? Ponieważ pracują w amerykańskiej agencji reklamowej, czyli w firmie specjalizującej się w wymyślaniu pomysłów na sprzedanie czegokolwiek, oczywiście pod pozorem tego, że sprzedają nowe idee. Na szczęście The Crazy Ones mają więcej wspólnego z serialem Mad Men niż z kolejnymi produkcjami o informatykach.

Skomentuj

Emma

Serialowa Emma wydaje mi się znacznie lepszą produkcją niż filmowa. To jednak za długa powieść, by ją tak do jednego filmu skracać. Dzięki serialowi możemy na dłużej i znacznie wygodniej rozgościć się w świecie Jane Austen. Patrzę na tę rzecz zupełnie subiektywnie, ponieważ grają tu moi ostatnio ulubieni aktorzy, czyli Romola Garai oraz Jonny Lee Miller (do którego czuję ogromna sympatię po obejrzeniu Frankensteina). Ta para dobrała się znakomicie, a dzięki chemii między nimi widz ma naprawdę dużo przyjemności ze śledzenia subtelnych intryg XIX-wiecznego ziemiańskiego światka. Zaprawdę, powieści Jane Austen nigdy się nie nudzą.

Skomentuj

Dolina Krzemowa (Silicon Valley)

Zasiadając do pierwszych odcinków Doliny Krzemowej liczyłam na sporą dawkę pociesznego i inteligentnego humoru na jaki w swej odmienności potrafią się zdobyć tylko informatycy. Niestety perypetie życiowe i zawodowe początkujących rekinów branży IT z Palo Alto zamiast śmieszyć tylko przygnębiają, choć ani inteligencji ani błyskotliwych kwestii tu nie brakuje. Wszystko jest jednak takie dołujące, ciężkie, depresyjne i momentami wręcz tragiczne. W sumie to jakie miało być? Wszak to opowieść o przerysowanych, stereotypowych kujonach, którzy deficyty fizyczne i emocjonalne starają się sobie wynagrodzić oszałamiającym sukcesem zawodowym, który (jak to czują, bo duch czasów sprzyja) jest tuż za rogiem. Komputery są ich przepustką do lepszego życia, wirtualny świat ich rodziną, a blask ekranu zastępuje im światło słoneczne. No i jakim cudem serial o tych nieszczęsnych bladziochach miałby być komedią? To mogło się udać tylko raz i nazywało się Teoria Wielkiego Podrywu.

6 komentarzy

Death Comes To Pemberley

Oczywiście w pierwszym odruchu wszystkich korci żeby popsioczyć na kontynuacje i przeróbki kultowych dzieł literackich takich jak Duma i uprzedzenie czy Wichrowe Wzgórza. Dla osób, które się na tym wychowały (jak ja) jest to w pewnym sensie szarganie świętości, ale warto spojrzeć na te filmy z nieco innej perspektywy. No bo czy was samych po przewróceniu ostatniej karty nie ciekawiło co było dalej, jak to się wszystko potoczy i jak w ogóle ten dawny świat wyglądał. Mnie ciekawiło zawsze bardzo, może dlatego że mam ubogą wyobraźnię. Z tego właśnie względu z ożywieniem i radością zabrałam się za oglądanie Death Comes To Pemberley. Co prawda nie zdążyłam obejrzeć tego na Boże Narodzenie z resztą świata, ale za to w Wielkanoc już lepiej poszło. Wszak nie ma u nas świąt bez dobrego, nastrojowego, romantycznego filmiszcza historycznego, a ten miniserial, ze względu na wiosenność-zieloność nadaje się na Wielkanoc jak mało który.

2 komentarze

Gra o tron

No i mamy wreszcie z utęsknieniem wyczekiwany początek czwartego sezonu Gry o tron. Już od pierwszego odcinka twórcy bardzo wyraźnie przypomnieli mi, za co tak nie lubię formuły tej produkcji, co mnie niemożebnie wkurza, a jednocześnie co mnie fascynuje i sprawia, że jestem pewna iż obejrzę kolejne odcinki i sezony, a nawet film kinowy, jeśli nie daj Boże taki powstanie. Jednym słowem Gra o tron to serial, który fascynuje i przyciąga głównie olbrzymimi finansowymi nakładami i dość powierzchowną baśniowo-średniowieczną wizją. Jest jak kolorowa baśń dla dorosłych, z nieprzyzwoitą wręcz ilością seksu i przemocy. To produkcja którą kocham nienawidzić, o której wiem, że nie wypada powiedzieć nic złego ponieważ każdy, ale to absolutnie KAŻDY musi uwielbiać Grę o tron. Zbliżenia na piersi, smoki oraz smutny karzeł odciągają przecież bardzo skutecznie uwagę widzów od tego, że serial jest z sezonu na sezon coraz słabszy, a książka, na motywach której go nakręcono, to też żadne arcydzieło (z wielkim bólem zmęczyłam pierwszy tom, ale co się naziewałam…).

5 komentarzy

Stan kryzysowy (Crisis)

Nie wiem jak to możliwe, ale w tym serialu absolutnie wszystko jest nie tak, a w efekcie oglądanie go skutkuje poważnym bólem oczu i rozsadzaniem mózgu z powodu frustracji i rozczarowana. Już odkąd obejrzałam pierwszy odcinek, podobnie jak tysiące widzów na całym świecie, zadaję sobie pytanie o to, co taka utalentowana artystka jak Gillian Anderson robi w ogóle w takiej szmirze. Ktoś powinien ją uratować. Reszcie aktorów nie współczuję, ponieważ mam przeczucie, że ktoś z premedytacją zebrał w jednym Stanie kryzysowym grupę najbardziej nijakich, najmniej utalentowanych i irytujących ludzi, jakimi dysponuje amerykański przemysł filmowy.

Skomentuj

Those Who Kill

Those-who-killA to pech! Akurat, gdy mi się serial spodobał ściągają go z anteny z powodu zbyt małej oglądalności. A tak się dobrze zapowiadało. Z wszystkich innych najbliżej chyba było tej produkcji do The Killing. Mamy złożoną kobiecą postać, makabryczne zbrodnie, a do tego brzydkie amerykańskie miasto tonące w szarości i strugach deszczu. Czemu ludzie nie mieliby chcieć tego oglądać. Mam cichą nadzieję, że stacja A&E jeszcze się namyśli i wznowi produkcję, ponieważ Those Who Kill jakoś wyjątkowo dobrze zapełniają pustkę po amerykańskim The Killing, co niestety nie udało się oryginalnej (i strasznie nudnej) wersji skandynawskiej.

Skomentuj

The Take

Oglądając The Take żałuję mocno tylko dwóch rzeczy: tego, że ten serial ma tylko 4 odcinki i tego, że nikt mi wcześniej o nim nie powiedział. Ta produkcja jest fantastyczna! Jest jak angielski Ojciec chrzestny albo inne Chłopaki z ferajny. Jest tu wszystko, co może zapewnić widzowi ekstremalne emocje i to bez efektów specjalnych. Mamy mocną akcję, intrygi, seks i przemoc, a do tego wszystkiego elektryzujące dialogi, świetną muzykę i charakteryzację. Taki serial to prawdziwa uczta dla oczu i mózgu serialomaniaków.

Komentarz

The 7.39

Tytułowa godzina, to czas odjazdu podmiejskiego pociągu, którym codziennie od wielu, wielu lat główny bohater Carl Matthews (David Morrissey) dojeżdża do pracy do Londynu. Droga nie jest ani krótka, ani przyjemna, a częsty tłok w pociągu oraz zażarta walka o najlepsze miejsca, wcale nie poprawiają ludziom w wagonach nastroju na resztę dnia. Ta droga przez mękę (no polskim pociągiem by spróbował dojeżdżać) staje się wreszcie pewnego dnia intrygującą przygodą, ponieważ po setkach wspólnych podróży, przy okazji pewnej kłótni, zwraca on baczniejszą uwagę na podobnie podróżującą Sally Thorn (Sheridan Smith). Już od ich pierwszych rozmów w pociągu wiadomo, że ta relacja doprowadzi do dość intrygującej i zmieniającej wszystko znajomości. Znamy ten schemat, ale nie o oryginalność chodzi w tym dwuczęściowym filmie.

2 komentarze

Chirurdzy (Grey’s Anatomy)

Chirurdzy wrócili po przerwie, co przyjęłam z prawdziwą euforią, i choć wsiąkłam na całego w House of Cards to dla lekarzy z Seattle musiałam znaleźć czas. Nie wiem właściwie czy jest sens opisywać ten serial, czy kogokolwiek do niego zachęcać, ponieważ to już 10 sezon i kto miał oglądać, już od dawna ogląda, a kto nie lubi tego typu klimatów i tak nie da się przekonać. Wahałam się długo, także ze względu na mój bardzo osobisty stosunek do tej produkcji, ale i tak napiszę co będę uważała za stosowne.

2 komentarze