Naprawdę zasmucił mnie news wieszczący zakończenie tego serialu po pierwszym sezonie. Niedawno, z okazji dwudziestolecia Przyjaciół, wiele osób wypowiadało się z tęsknotą za dobrym sitcomem, w którym występują bohaterowie podobni do tych z kultowego serialu. Otóż Friends with Better Lives daje nam właśnie takich sympatycznych, zabawnych, ironicznych trzydziestokilkulatków, którzy, jak wskazuje tytuł, są przyjaciółmi, ale od tych sprzed lat różnią się znacznie jakością życia. To są kumple na bogato i bardziej reprezentatywni dla współczesnych młodych ludzi, a poza tym zabawa jest tak samo dobra.
SkomentujKategoria: Seriale
Zimno się robi i ciemno za oknem, a to najlepszy znak, że zaczyna się na dobre sezon wgapiania się w brytyjskie seriale (do czego zresztą zachęcam nie tylko jesienno-zimową porą). Tym razem wybór padł na Trupią farmę. Serial ma już kilka lat, ale ja go dopiero odkryłam i mam wielką ochotę podzielić się tym odkryciem z każdym, kto lubi dobre kryminalne produkcje. Tytuł niezbyt dobrze się kojarzy, to fakt, ale nie warto się zniechęcać. W pierwszej chwili pomyślałam, że to jakieś science-fiction o farmie, gdzie hoduje się ludzkie ciała jak w jakimś Matriksie, ale nic z tych rzeczy. Chodzi bowiem o specjalną placówkę naukową na angielskiej prowincji, w której biolodzy i patolodzy badają jak ciało ludzkie zmienia się po śmierci w zależności od warunków w jakich przebywa. Był już kiedyś taki pomysł w serialu CSI: Las Vegas. Grissom miał coś na kształt trupiej farmy, ale tu sprawy poszły o wiele dalej.
SkomentujJak wiecie, zawsze chętnie obejrzę serial komediowy z gatunku tych lżejszych, o krótkich odcinkach, tak, żeby było miło i wesoło (ale nie głupkowato) przy popołudniowej kawusi. Na cięższe rzeczy przychodzi czas po zmroku. Moim kolejnym miłym, lecz niezbyt ambitnym odkryciem jest serial Partnerzy. Ta produkcja ma wszystko by lekko i gładko usprawnić nam trawienie po obiedzie i nie nadwyrężyć nam zanadto spowolnionego całodzienną pracą umysłu. Humor jest prosty, ale nie wulgarny, jest rodzinnie i koleżeńsko, a aktorzy bardzo dobrze się kojarzą. W dodatku jest to świetna parodia tych wszystkich ,,poważnych” seriali o adwokatach z powołania, zgarniających wielkie pieniądze za każdą sprawę, jak na przykład Suits.
2 komentarzeGdy ogląda się bardzo dużo seriali, trzeba mieć jakąś zasadę na odsiewanie tych najgorszych. Ja osobiście uważam, że każdej produkcji należy dać szansę, ale tylko do trzeciego odcinka. Jeśli nadal jest nudno, kiczowato, przewidywalnie, gdy po prostu nie wciąga, czwartego odcinka już nie obejrzę. Gdyby nie taki odsiew, straciłabym mnóstwo czasu na coś, co nie jest tego warte, a przecież w tym czasie można obejrzeć tyle innych wartościowych rzeczy. Nie bez powodu pisze o tym przy okazji Intruders. Ten serial wystawił moją cierpliwość na wielką próbę. Osiągnęliśmy razem szczyty irytacji i znudzenia, obejrzałam z bólem te trzy odcinki, ale dalej już nie da rady. Takiej niedoróbki już dawno nie widziałam. Więcej czasu poświęcę na napisanie o serialu, niż jego twórcy na przemyślenie głównych założeń.
SkomentujWśród widzów same zachwyty, co zawsze wzbudza moje podejrzenia. Obejrzałam pierwsze odcinki bez większego przekonania, dalej było trochę lepiej, a teraz już prawie się wciągnęłam, już mnie prawie historia zaczęła obchodzić. Wszystko się wyjaśniło po małych poszukiwaniach, kiedy okazało się, że kręcony właśnie serial jest ekranizacją bardzo poczytnej sagi romansowej niejakiej Diany Gabaldon. Jak zwykle w przypadku łatwo wchodzących w jeden wieczór powieścideł, znalazły się całe zastępy zachwyconych czytelniczek, a teraz również i widzek (też pewno poczytam jak mnie stać będzie na kupno, na razie nieliczne egzemplarze chodzą po stówkę na allegro). Outlander to na szczęście starannie kręcona produkcja historyczna, w którą widać, że wpompowano sporo pieniędzy, dlatego też podejrzewam, że serial jest znacznie lepszy niż powieść pod tytułem Obca, pierwsza część mającej być niedługo wydanej w całości sagi.
11 komentarzyNie przejmujcie się opiniami, że to Dr House sprzed stu lat, albo że The Knick na siłę promuje poprawność polityczną, ponieważ mamy kobiety i czarnych w szpitalu. Nie zrażajcie się, tylko siadajcie i oglądajcie. Zapewniam, że obok Peaky Blinders, jest to jeden z najlepszych seriali historycznych od lat. Jest świeżo, klimatycznie i bardzo oryginalnie. Bohaterowie drugoplanowi są równie intrygujący co główne postaci, intrygi śledzi się z ogromnym zainteresowaniem (szczególnie, że wszystko jest tak smakowicie i pełnokrwiście podane), a co najważniejsze dr Thackery nie wykrzykuje co chwila ,,To toczeń!”.
KomentarzWhat the fruit? Czy oni tak na poważnie skończyli właśnie w ten sposób?! Nie wiem jak reszta fanów na całym świecie czuje się po ostatnim odcinku Czystej krwi, ale ja jestem szczerze zawiedziona i mam wrażenie, że ktoś sobie zrobił z widzów niesmaczny żart. Tyle letnich sezonów spędziliśmy razem, choć momentami nie było łatwo znosić te potężne dawki kiczu jakie nam serwowano, a teraz rozstajemy się z bohaterami z wielkim niesmakiem. Mój stosunek do Czystej krwi najlepiej wyraża chyba metaforyczny obraz pięknego owocu (to pierwszy sezon), na którym wyrosła pleśń, która porósł grzyb, z którego wylazł jeszcze obleśny robak (to ostatni odcinek ostatniego sezonu). Absurdy mnożyły się i wyrastały w boczne odnogi fabularne, a my przez lata przywykliśmy do tej niegrzecznej bajeczki z bardzo poprawnym politycznie morałem. Czy ktoś się jednak spodziewał, że finał tego widowiska okaże się takim sentymentalnym bełkotem?
SkomentujPomimo iż serial opowiada o młodej kobiecie, która właśnie się dowiedziała, że ma raka, nie spodziewajcie się hitu na miarę Słowa na R (The Big C). Chasing Life jest bardziej w klimacie Kochanych kłopotów, tylko mniej dowcipnie i bardziej anemicznie. Moim skromnym zdaniem każdy odcinek tego serialu mógłby być o połowę krótszy, co zresztą łatwo można osiągnąć nie tracąc przy tym nic z akcji; wystarczy tylko wyciąć wszystkie omdlewające, przeciągłe i boleściwe spojrzenia głównej bohaterki. Choć jest to produkcja na ważny rakowy temat, to niestety muszę przyznać, że April (Italia Ricci) straszliwie działa mi na nerwy i momentami chciałabym by białaczka ją pokonała, żeby wreszcie przestała biadolić. No naprawdę dobry pomysł, ale kiepskie wykonanie.
KomentarzDziewczyny należące do duetu Garfunkel and Oates to dwie amerykańskie aktorki i gwiazdy estrady kabaretowej. Riki Lindhome i Kate Micucci złożyły nazwę duetu z nazwisk dwóch panów, którzy w swoich zespołach byli tą mniej zauważalną i często pomijaną częścią. Teraz można już oglądać ich fantastyczny serial, ale panie od jakiegoś czasu zyskują międzynarodową sławę dzięki portalowi You Tube, na którym można oglądać ich śmieszno-dziwne piosenki. Ostrzegam, można się od nich wręcz uzależnić.
SkomentujBohaterowie tego serialu komediowego postanowili z tego, czego większość młodych ludzi się wstydzi, uczynić swoje największe zalety. To raczej nie jest produkcja dla wielbicieli komedii romantycznych, którzy chcieliby oglądać słodką i ponętną parę w zalotach. You’re the Worst jest dla realistów, którzy nie boją się nazywać rzeczy po imieniu i często szukają nietypowych rozwiązań. Tutaj najpierw idzie się do łóżka a potem rozmawia i żadne społeczne przesądy, czy presja otoczenia nie są w stanie wpłynąć na to co główni bohaterowie do siebie czują. A zresztą po co się rozpisywać, skoro każdy odcinek zaczyna się piosenką z tekstem, że „I tak cię zostawię”.
Skomentuj









