Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego rozpoczęło niedawno wydawanie Serii z Żurawiem, a celem tej zacnej inicjatywy jest zapoznanie polskich czytelników z literaturą innych, czasem bardzo egzotycznych dla nas krajów. To w tej serii właśnie ukazał się Kot, który spadł z nieba autorstwa Takashiego Hiraide, niewielka japońska powieść, która zachwyciła mnie wysublimowaną elegancją, a także, ku zaskoczeniu, piękną okładką. Drugą pozycją od żurawia jest Życie zaczyna się w piątek, debiutancka powieść rumuńskiej autorki Ioany Pârvulescu, zabierająca czytelników do magicznego Bukaresztu z przełomu XIX i XX wieku. Jest to naprawdę dobra literatura, szczególnie na ten właśnie czas przełomów i nowych początków, gdyż jej akcja rozgrywa się w ostatnich dniach roku, w chwilach, gdy bohaterom wszystko wydaje się możliwe.
5 komentarzyKategoria: Książki
Na koniec roku chciałam sprawić sobie szczególną przyjemność czytelniczą, dlatego wybrałam książkę, która miała być absolutnym pewniakiem. Okres świąteczny to dla mnie od lat czas, kiedy czytam wyłącznie dla przyjemności, najchętniej powieści historyczne. Oczywistym wyborem była powieść nie tylko nagrodzona Pulitzerem (też coś, każdy może go dostać:), ale i ogłoszona Książką Roku portalu lubimyczytać.pl w kategorii powieść historyczna. Gdybym jeszcze miała jakieś wątpliwości, to sama informacja, że spora część akcji rozgrywa się w Paryżu, skutecznie by je rozwiała. Niestety jednak, zamiast przeczytać w Święta prawdziwy hit, trafiłam na nudnawego przeciętniaka. Naprawdę nie rozumiem, czym ci wszyscy czytelnicy się aż tak zachwycali.
SkomentujTen tom wielkiej opowieści norweskiego pisarza będzie zapewne zapamiętany jako najmniej przyjemny w lekturze, bo mówiący najwięcej o bardzo nieprzyjemnym autorze, będącym jednocześnie bohaterem snutej przez siebie opowieści. Nie czyta się tego łatwo, nie wpadniecie raczej w hipnotyczny trans jak przy pierwszym czy trzecim tomie. Tym razem sama bardzo utożsamiałam się z tytułem, bo żeby wchłonąć te 800 stron, musiałam stoczyć ze sobą trudną walkę. Myślałam, że nasz bohater bardziej odpychający, nieprzyjemny i irytujący niż w tomie czwartym już być nie może, ale bardzo się pomyliłam. Na tom piąty przypadają lata, które młody Knausgard spędził w Bergen, studiując, podejmując liczne zajęcia zarobkowe i oczywiście wiążąc się z kolejnymi kobietami. Pijaństwo, hulanki, mrok, a przede wszystkim nuda, zdominowały tę część, ale i tak mimo wszystko gorąco zachęcam do lektury, gdyż tu właśnie uwieczniony jest moment stawania się prawdziwym pisarzem.
SkomentujSą takie dzieła, których inaczej niż w formie audiobooka bym nie przyswoiła. Odnosi się to do całej, czytanej bardzo dawno temu, klasyki, której słucham w samochodzie podczas długich podróży, no i oczywiście do twórczości Szczepana Twardocha. Jedną z wielu moich ułomności jest to, że nie lubię zwyczajnie tego pisarza, przez wielu poważnych krytyków wprost uwielbianego. Od czasów Morfiny odrzuca mnie jego styl, nie mogłam do tej pory też znieść tej fascynacji męską męskością, agresywną samczością. Nie czytając Twardocha czułam jednak, że coś mi umyka, bo zdaję sobie sprawę z tego, że to są obiektywnie dobre i ważne książki, których lepsze poznanie jest dla mnie wykluczone przez osobiste uprzedzenia. W tym miesiącu przełamałam niechęć dzięki fantastycznemu audiobookowi, wydanemu przez Audiotekę. Nie wiem jak wy, ale ja jestem w stanie wysłuchać (i to z ogromną przyjemnością) wszystkiego, co przeczyta na głos Maciej Stuhr.
KomentarzHeniek Wcisło powraca w wielkim stylu! Jeszcze nie zdążyliśmy się na dobre stęsknić za przedsiębiorczym młodym kasiarzem z Warszawy, a tu już pojawiła się kolejna część jego przygód, w sam raz pod choinkę (jeśli by ktoś szukał dobrego prezentu dla mola książkowego na przykład). Tym razem historia nabiera jeszcze większego rozmachu gdyż nasz bohater pozwala nam nie tylko na obserwację przedwojennej Warszawy, ale także Nowego Jorku i Chicago. Ta powieść to prawdziwa antologia przedwojnia, pozwalająca jak nic innego wyobrazić sobie jak to było naprawdę w tamtych czasach. Wszystkie trzy części zdarzyło mi się już polecać różnym osobom, ale najlepiej zapamiętam chyba rozmowę z młodszym bratem, który ma problemy z nauką historii w liceum. Chodzi oczywiście o okres przedwojenny, z którym junior nie miałby najmniejszych problemów, gdyby tylko był czytelnikiem Grzegorza Kalinowskiego. Jeśli tylko posłucha moich rad i czym prędzej zabierze się za cykl Śmierć frajerom, na pewno nie tylko poprawią mu się oceny w szkole, ale i jest szansa, że zapała prawdziwą pasją do tego okresu i na przykład zacznie oglądać po nocach Zakazane imperium.
SkomentujBardzo ucieszył mnie fakt wydania książki, która jest jakby idealnie skrojona dla mnie. Oto wspaniała podróżniczka Beata Pawlikowska, z którą dzielimy miłość do kotów i niechęć do jedzenia pochodzenia zwierzęcego, pojechała do fascynującej mnie od lat Japonii. To niemal tak, jakbym sama tam była, więc chyba nikt się nie zdziwi, że jestem Blondynką w Japonii wprost zachwycona. Pierwsze rozdziały były dla mnie szokiem, bo do tej pory żyłam marzeniem o emigracji do Kraju Kwitnącej Wiśni, gdzie ludzie są delikatni i uprzejmi, żyją długo i mądrze żywiąc się wyłącznie zdrowym jedzeniem. Sądziłam, że to prawdziwy raj dla roślinożerców znerwicowanych chaosem polskiej rzeczywistości, ale pani Pawlikowska wyprowadziła mnie z błędu. Okazuje się, że Japonia nie jest aż tak różowa jak ją malują (czy jak ładna okładka tej książki), ale naprawdę cieszę się, że moje złudzenia zostały rozwiane.
9 komentarzyJapoński poeta stworzył krótką opowieść o mężczyźnie, kobiecie i kocie, która zafascynowała czytelników na całym świecie i którą, z powodu mojej fascynacji wszystkim co japońskie, koniecznie chciałam przeczytać. Książka jest tak wspaniała, że po raz pierwszy od bardzo dawna naprawdę żałuję, że nie jestem w stanie wypowiedzieć się bardziej fachowo o literaturze, by oddać jej sprawiedliwość. Ta lektura wprowadzi was w stan medytacyjnej zadumy, otworzy oczy na piękno codzienności, nauczy jak patrzeć na przyrodę, a tym, którzy nie mają kota, wytłumaczy, jak można aż tak pokochać te niezwykłe stworzenia. Pasjonuję się Japonią i uwielbiam koty, więc dla mnie to była po prostu lektura idealna, ale zapewniam, że każdy czytelnik będzie w stanie docenić jej urok, a przede wszystkim artystyczny kunszt autora.
KomentarzCi z was, którzy znają mnie osobiście, uśmiechają się zapewne teraz widząc tytuł książki, o której piszę, ponieważ wiedzą, że jest on dokładnym odbiciem większości moich myśli. Zdrowiu, a szczególnie temu by jak najdłużej w nim pozostać i dożyć co najmniej setki, poświęcam wiele uwagi. W moim przypadku nie chodzi tylko o to by nie utyć za bardzo czy by mięć dobrą cerę, ale przede wszystkim o dobre samopoczucie, wewnętrzną harmonię i świadomość, że przez to co jem, nie szkodzę sobie lub innym. Dlatego też książka znanego popularyzatora wiedzy o żywieniu, doktora Gregora, napisana we współpracy z autorem kilku bestsellerów, w tym kultowego Forks Over Knives, Gene’em Sone’em, tak mnie zachwyciła. Od lat szukam na własną rękę bezcennych informacji na temat weganizmu i związków diety z tym, na jakie choroby zapadamy, a w tym jednym tomie znalazłam odpowiedzi na wszystkie dręczące mnie pytania. Oto biblia dla wegan i wegetarian, przewodnik dla każdego, kto chciałby wreszcie zacząć jeść właściwie zamiast zaśmiecać swój organizm, a także idealny prezent, który już dziś możecie sprawić swoim bliskim, szczególnie tym, o których zdrowie bardzo się troszczycie.
SkomentujNie jest to powieść przyjemna w odbiorze, ale niezbędna do tego, by zrozumieć pokolenie dzisiejszych francuskich pięćdziesięciolatków. Jest to opowieść o Paryżu widzianym oczami byłego rockendrolowca, który nie może sobie znaleźć miejsca w rzeczywistości zbudowanej przez jemu podobnych ludzi. Od chwili, w której usłyszałam o tej książce, bardzo mnie ona zaintrygowała, prawdopodobnie przez moje tegoroczne paryskie doświadczenie. Mając głowę pełną francuskich klasyków i komedii romantycznych, zderzyłam swoje wyobrażenia z rzeczywistym miastem. Paryż okazał się najbrudniejszym i najbardziej cuchnącym miastem, jakie dane mi było zwiedzić. Jeśli zaś chodzi o ludzi, to rodowici paryżanie zachowywali się tak, jakbym samym swoim istnieniem czyniła im osobistą zniewagę. Kolejnym szokiem były materacowe obozowiska imigrantów z Afryki, zajmujące każdą wolną przestrzeń. Naprawdę trudno mi pojąć jak w cywilizowanym państwie może dochodzić do podobnych sytuacji. I właśnie dlatego, by zrozumieć bezradność i wkurzenie Francuzów, zabrałam się za słuchanie Vernona Subutexa.
O tym, że wszyscy powinniśmy być bardziej hygge i czerpać z wiedzy i doświadczenia Duńczyków, dowiadujemy się ostatnio z wielu źródeł. Pierwszy raz o specyficznej duńskiej szczęśliwości przeczytałam w Skandynawskim raju i już wtedy dało mi to do myślenia. Wróciłam do rozważań na ten temat niedawno, gdy mój tato wyjechał do Danii i przy każdej okazji wspominał z zadziwieniem, że ci ludzie są jacyś inni. Okazuje się, że ta rażąca inność przejawia się dość specyficznie, bo w okazywanym na każdym kroku zadowoleniu, w przyjacielskim stosunku do sąsiadów i obcych oraz ogólnie w spokojniejszym i bardziej radosnym życiu. Jak to możliwe, że naród mieszkający tak blisko nas aż tak się od Polaków różni? Dlaczego, podczas gdy my zajmujemy w rankingu szczęścia bardzo odległe miejsce, gdzieś za Rosją i Kazachstanem, Duńczycy mają od czterdziestu lat niezmiennie pierwsze miejsce? No i najważniejsze, czyli jak moglibyśmy to zmienić, by przestać być cynicznymi, złośliwymi i depresyjnymi smutasami, a zamiast tego zacząć na co dzień praktykować hygge? Oto o czym jest ta wspaniała książka.
Skomentuj









